- Jeszcze tylko dziś i koniec szlabanu - pomyślałam. Nie mogłam się doczekać końca kary. Tak dawno nie teleportowałam się na Ziemię. Byłam stęskniona za jej najpiękniejszymi zakątkami. To uczucie dręczyło mnie na prywatnej lekcji prowadzonej przez zrzędliwego Ratcheta. Za mną siedziała Diana. Ona też wydawała się niespokojna. Pewnie też miała dosyć siedzenia w domu. Ratchet odwrócił się do nas plecami i pisał równanie na tablicy. Wykorzystałam nieuwagę robota. Zbliżyłam się do Diany i wyszeptałam do jej ucha:
- Już dzisiaj idziemy zwiedzać ziemskie zakątki?
- Byłoby miło - przytaknęła - ale musimy wymyśleć plan działania.
- Dziewczynki! - zwrócił uwagę Medyk Autobotów - jeśli macie coś do powiedzenia to mówcie głośniej.
Musiałam coś wykombinować, aby gościu czegoś nie podejrzewał.
- Piękna dziś pogoda, prawda? - postanowiłam zmienić temat. Zaskoczony Ratchet spojrzał na widok ogromnego miasta za oknem. Lał gęsty deszcz. Ups. Zapomniałam o kapryśnej pogodzie.
- Masz dziwny gust - stwierdził
- Heh... - Diana powstrzymywała śmiech.
- Sygin Prime skoro jesteś taka cwana - ojej nie musiał mi schlebiać - to powiedz, gdzie wstawisz x?
Dobra to jednak nie było pochlebstwo. Powoli wstałam i poszłam do tablicy. Ratchet spojrzał na mój zeszyt. Natomiast czerwono włosa przyjaciółka wbiła wzrok w tablicę. Napisałam na niej "Po lekcjach spotykamy się u mnie". Ona posłała mi uśmiech. Jak na złość "nauczyciel" zerknął na tablicę. Błyskawicznie rękawem wytarłam napis. Bot chwycił moją rękę i wzrokiem przeleciał pobrudzony rękaw. Pokręcił głową "nie".
- Będę musiał pogadać z twoim ojcem.
- Nie! Błagam nie! - padłam na kolana.
Znowu będę miała karę!
- Rozpraszasz się na moich zajęciach.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam pisać to głupie równanie.
Kilka godzin później nadszedł koniec lekcji. Do torby schowałam zeszyty i piórnik.
- Dobra - wyszeptałam do Diany - idź do mojego pokoju, ale tak, aby nie wzbudzić podejrzeń.
- Dziewczyny. Wracajcie do swoich domów - powiedział ratchet. Opuściłyśmy salę, którą zamknął stary bot. Ognisto włosa wyszła z wieżowca. Okej. Już wiedziałam co chciała zrobić. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Z lekkim błyskiem na moich plecach pojawiły się spore, białe, anielskie skrzydła. Na metalową podłogę spadło kilka piór. Poderwałam się do lotu. Leciałam nad schodami na najwyższe piętro do części mieszkalnej. Lecz mój lot przerwało spotkanie ojca na schodach. Dłonią zagrodził mi drogę. Musiałam na moment wylądować.
- Coś się stało? - zdziwło mnie jego zachowanie.
- Ratchet znowu się skarżył.
- Ależ byłam grzeczna. Zrobiłam niewinny uśmiech.
- Nie. Znowu nie uważałaś na lekcji.
- Cóż. Ciężko jest się skupić na ostatniej lekcji w piątek.
- Moja Sygin - zmienił ton głosu - uprzedzam cię.
O nie! Zapomniałam o Dianie! Ona moknie tam na górze!
- Tak tak tato! Kocham cię! - powiedziałam i od niego odleciałam. Dotarłam do mieszkania. Wylądowałam. Dalej biegłam do swojego pokoju.
- Sygin! - usłyszałam głos mamy - w tej chwili masz iść do kuchni!
CZYTASZ
Sygin Prime
FanfictionPewna Elyoska para emigrowała na Ziemię, bo w Atreii Balaurzy zabijają dzieci, które mają zostać daevami. Na Ziemi rodzi się ich córeczka Sygin. Bardzo wcześnie została daevą ( nieśmiertelną, skrzydlatą wojowniczką). Ale dziewczynka nie wie o tej ta...