Rozdział Specjalny

121 14 1
                                    

Ten rozdział powstał z nudów. Tak na mnie działa trudny dostęp do internetu.

             "Lampa Botyna"
Mój niezwykły dzień zaczął się od zwykłej lekcji, którą jak zwykle prowadził Ratchet. Wraz z Dianą znudzone słuchaliśmy Autobota. Nie miałyśmy ochoty na rozrabianie podczas lekcji. Był taki spokój, że sam stary bot stał się podejrzliwy. Spytał nas na koniec zajęć:
- Jesteście zdrowe? Byłyście grzeczne.
- A co? Nie możemy? - odezwała się Diana stukająca długopisem o ławkę.
- Nie o to mi chodzi. To jest po prostu dziwne - stwierdził Ratchet.
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie.
- Koniec zajęć! - ogłosiłam i wstałam z ławki.
Spakowałam wszystkie książki do plecaka. To samo zrobiła moja przyjaciółka.
- Sygin. Ja kończę lekcję, a nie ty!
- Ale temat został skończony.
Ratchet przejechał dłonią po twarzy. Diana próbowała powstrzymać śmiech.
- Primusie - westchnął nauczyciel.
Obie opuściłyśmy salę. Każda z nas ruszyła do domów. W swoim mieszkaniu leniwie położyłam się na fotelu i oglądałam telewizję. Przewijałam każdy kanał. Nie było niczego godnego uwagi. Do salonu w trybie robota przyszedł Survive.
- Nuda, co? - spytał.
- Nom. Nawet wkurzanie Ratcheta nie jest już takie fajne.
- To pójdziemy na spacer? - zaproponował "zwierzak".
- Pewnie.
W tej samej chwili do okna ktoś zapukał. Była to Diana i chyba słyszała wymianę słów.
- Mogę iść z wami?
Czerwono włosa za pomocą czarnych skrzydeł wisiała w powietrzu i czekała, aż ją wpuszczę do środka.
Kilka minut później obie siedziałyśmy na grzbiecie kota z Cybertronu. Pędził on przez las. Naszą uwagę zwrócił niezwykły budynek przypominający świątynię. Z ciekawości zatrzymaliśmy się przed wejściem. Było ono porośnięte mchem, a drzwi automatyczne nie działały.
- Może zobaczmy co jest po drugiej stronie murów - odezwała się Diana.
- No nie wiem...
- Survive! Teraz przynajmniej nie jest nudno! - powiedziałam.
- Pójdę z wami - zgodził się nasz towarzysz.
My we dwie bez problemu pofrunęłyśmy na teren świątyni. Niestety Survive musiał się wspinać po murze. Teraz mieliśmy dokładniejszy widok na budynek. Przypominał on piramidę schodkową, które nieraz miałyśmy okazję zobaczyć na Ziemi. Obie postanowiłyśmy wspiąć się na sam szczyt piramidy. Nie używałyśmy skrzydeł, by wspinaczka była zabawniejsza.
- Ten kto ostatni to zgniłe jajo! - zachęcałam do zabawy Dianę.
- O sobie mówisz?
- Raczej o tobie. 
Był tylko jeden problem. Minęło pół godziny, a pokonane zostały... dwa stopnie, które gabarytowo są raczej dla sporego transformera.
- Dziewczyny. Zajmie wam to cały dzień - skomentował Survive obserwujący nas na dole. Przeszedł do trybu robota. Nieco cofnął się od budowli, a później rozpędził. Zwinnie skakał z jednego stopnia na kolejny. Po drodze zgarnął każdą z nas. Po chwili cała nasza trójka była na szczycie piramidy. Z szeroko otwartymi ustami patrzyliśmy na dość sporą, srebrną... lampę. Zżerała mnie ciekawość. Zeskoczyłam z mechanicznej dłoni przyjaciela. Zbliżyłam się do tajemniczego przedmiotu. Ta lampa była nieco zakurzona.
- Hehe prawie jak w Alladynie - powiedziałam do przyjaciół.
Chciałam zobaczyć swoje odbicie w przedmiocie. W tym celu potarłam zabrudzoną część lampy. Nagle przedmiot zadrżał. Wystraszona upadłam na plecy. Survive prędko pomógł mi wstać.
- Kto zakłóca mój wieczny sen? - wydobył się głos z wnętrza naczynia. Sekundę później z niego wyłoniła się niebieska chmura, która unosiła się parę metrów nad podłożem. Sekundę później przekształciła się w bota, który mocno przypominał... Prowla. Lecz ten gościu nosił na głowie turban. Moim zdaniem wyglądał dość komicznie. Diana wybuchła śmiechem.
- Wyglądasz jak debil! Pajac normalnie!
Dżin nie wyglądał na szczęśliwego.
- Przepraszam za koleżankę. Ona jest tylko szczera.
- Serio wyglądam jak debil? - spytał Prowlo podobny Dżin.
- Szczerze? Trochę - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
Bot nieszczęśliwy z naszej obecności groźnie zawarczał. Momentalnie Diana przestała się śmiać, a u mnie zniknął uśmiech z twarzy.
- Jeśli spełnię wasze trzy życzenia zostawicie mnie w spokoju?
Zatkało nas. Nie wiedzieliśmy, co powiedzieć. Czy powiedział coś o życzeniach?
- Ej! Mała narada by się przydała - zaproponowała Diana.
- Racja - zgodził się Survive - trzeba dobrze wykorzystać te życzenia.
- Ja mam już pomysł! - krzyknęłam.
Ogólnie każdy z nas miał po jednym życzeniu.
Ja miałam na pół godziny być niewidzialna w celu postraszenia Ratcheta w jego klinice.
Diana na cały dzień chciała przemienić się w Megatrona, by pokozaczyć.
Survive chciał być człowiekiem kolejnego dnia.
- Więc ustalone - powiedział Dżin - spełnię życzenia każdemu po kolei.
- Najpierw ja! I przemień mnie tuż przed kliniką naszego doktorka.
Dwanaście minut później cała nasza trójka stała przed kliniką.
- Pamiętaj, by wszystko nagrać - przypomniał Survive - będzie co oglądać.
- Sie wie.
Tuż przed wejściem poczułam na całym ciele silne mrowienie. Pewna działającej mocy Dżina weszłam do środka. Zdziwiona pielęgniarka spojrzała na automatyczne drzwi, które same się otworzyły.
- Dziwne - powiedziała sama do siebie.
W poczekalni natomiast siedziało dwóch pacjentów. Jeden z nich mocno kichał.
- Na zdrowie! - powiedziałam.
- Dziękuję - odpowiedział jasno niebieski Autobot i spojrzał na siedzącego obok siebie.
- Ale ja nic nie mówiłem!
Zasłoniłam usta dłonią, by powstrzymać śmiech. Poszłam więc do gabinetu znajomego doktora - Ratcheta. Bot siedział przy biurku. Znudzony patrzył w ekran komputera. Moją uwagę przykuwał szkielet transformera stojący pod ścianą. Podfrunęłam do dłoni manekina. Był on niezwykle lekki nawet dla mnie.
- Idealnie.
Chwyciłam telefon zębami, by nadal wszystko nagrywać. Chwyciłam słup na którym był powieszony szkielet. Popchnęłam go w kierunku biurka nieco hałasując. Ratchet spojrzał na przedmiot. W dobrym momencie manekin przestał się ruszać.
- Przewidziało mi się - powiedział do siebie medyk i wrócił do pracy.
Tym razem manekin pomachał do doktora.
- Co jest?! - warknął Ratchet, ale gdy spojrzał na wisielca ten się nie ruszył. Medyk wstał. Kręcił się wokół manekina. Musiałam uważać, by się z nim nie zderzyć. Wylądowałam na blacie. Na nim trzymano różne probówki i strzykawki, lekarstwa. Obudził się we mnie psotny Lucyfer. Z uśmiechem na twarzy zaczęłam zrzucać wszystkie szklane przedmioty zapominając o kończącym się czasie mojej niewidzialności.
               POV Diany
Z niecierpliwością czekaliśmy na Sygin przed wejściem do kliniki. Czekaliśmy na krzyki przerażonego Ratcheta. Z nudów z Survivem robiliśmy konkurs na największy balon z gumy do życia. Nagle z wnętrza budynku ktoś krzyknął:
- Niech cię tylko dorwę!
Z kliniki wybiegła Sygin.
- Coś ci nie wyszło - powiedziałam.
- Nie dał się nabrać - wysapała blondynka - ale muszę wiać!!
Dziewczyna wzięła nogi za pas, a za nią wybiegł wściekły Ratchet. Autobot trzymał strzykawkę gotową do użycia. - Przeżyje spotkanie z szalonym doktorem?
- Oj Survive. To wątpliwe.
- Wracamy do świątyni?
- Tak. Poczekamy tam na Sygin.
                  POV Sygin
Dopiero, gdy wkroczyłam do lasu zgubiłam wściekłego lekarza ze strzykawką w ręku. Wróciłam do piramidy. Na mnie czekała Diana i Survive.
- Wow. Przeżyłaś - odezwał się mój bot.
- Ledwo. Prawie mnie nadział!
- A teraz czas na moje życzenie! - przypomniała Diana.
- To do dzieła!
Z dłoni Dżina wystrzelił fioletowy piorun. Diana została nim porażona, co przyniosło ze sobą niesamowite skutki. Dziewczyna w przeciągu paru sekund dosłownie stała się Megatronem!
- Sygin! Teraz jestem niezły ziom! - pochwaliła się głosem upadłego tyrana.
Survive aż stracił przytomność.
- Teraz ty możesz nieźle postraszyć Ratcheta.
- A może całe miasto? - padła świetna propozycja - idziemy na spacer po mieście?
Megatron ( Diana ) podał mi szponiastą dłoń. Bez strachu usiadłam na niej.
- To w drogę lordzie!
Deceptikon ( Diana ) zbyt gwałtownie wstał przez, co ciężko mi było się utrzymać w rękach.
- Czekaj Diana!
Przyjaciółka chwilę stała bym mogła się wspiąć na jej potężne ramię. Kiedy to uczyniłam ruszyła głośno tupiąc. Wyciągnęłam telefon, by zrobić nam selfie.
- Idealne zdjęcie na fejsa - powiedziała Diana.
- Pewnie!
Utworzyłam nowy post z tym zdjęciem. Napisałam: ten uczyć, gdy spotykasz starego znajomego. Pół minuty później pojawił się pierwszy komentarz. Należał do mojego ojca, który napisał ZABIJĘ.
- Diana! Lepiej nie wchodź do miasta - uprzedziłam koleżankę w przebraniu - inaczej będziesz miała przesrane!
- Przecież nikt mi nie podskoczy!
W tej formie nie chciała mnie słuchać. Dotarłyśmy do przedmieść. Większość mieszkańców omijała nas szerokim łukiem.
- Zostaw moją córkę! Wyjątkiem był... Optimus. Przywódca bez strachu biegł wprost na nas. Prędko zabrał mnie od fałszywego Megatrona. Biedna Diana została powalona.
- Nic ci nie zrobił? - spytał mnie zatroskany tata - jesteś cała?
- Tak, ale to nie jest Mega... - nie dokończyłam zdania z powodu dość mocnego przytulenia. Na jego twarzy znowu pojawiła się złość. Pojawiła się osłonka na usta, co oznaczało gotowość do walki.
- Ej! Optimusie! Weź się uspokój - błagała przerażona Diana głosem Deceptikona. Zostałam postawiona na chodniku. Z zaskoczeniem na twarzy obserwowałam całe zajście. Diana uciekała w popłochu przed moim ojcem.
- Jesteś martwa - powiedziałam cicho do siebie. Nie chciało mi się wracać do domu. I tak byłam blisko domu Drifta.
- Jestem ciekawa, co porabia nasz samuraj - pomyślałam.
W domu nikogo nie zastałam. Czekałam więc przed bramą, aż ktoś przyjdzie. Z nudów czytałam komy pod najnowszym postem. Heh. Bumblebee myśli, że to podróba. Usłyszałam kroki. W moją stronę szedł... Megatron prowadzony przez Drifta. A raczej Autobot trzymał Deceptikona za przedramię.
- Nie teraz młoda. Mam problemy wychowawcze...
- Widzę - pomyślałam.
- Sygin. Wracamy do domu - zawołał Optimus. Za nim szedł obrażony Survive.
- A ty co taki zły?
- Pan musiał zniszczyć lampę przez, co nie doczekam się życzenia.
- Szkoda. A byłam ciekawa jak będziesz wyglądał jako człowiek.
- Sygin. Chodź - przypomniał ojciec.
Westchnęłam. Posłusznie szłam za członkami mojej wspaniałej rodziny.

A według Ciebie, który Autobot/Deceptikon byłby lepszy w roli Dżina?

Sygin PrimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz