Wyzwanie na pojedynek

105 9 1
                                    


Ścigałam znienawidzonego chłopaka.  Często w ostatniej chwili uciekałam spod olbrzymich stóp. Postanowiłam unieść się skrzydłami nad transformerami. Nadal widziałam chłopaka biegnącego wśród nich.

- Co jest?!! - warknęłam.  

Niektórzy spojrzeli na mnie mocno zaskoczeni tak samo jak ja. 

Były przyjaciel zniknął. Dosłownie wyparował w powietrzu! Mimo tej dziwnej sytuacji nie zamierzałam się tak łatwo poddać. Wylądowałam na chodniku. Skontrolowałam kilka ulic, lecz nie spotkałam gościa. W pewnym momencie zaczął padać deszcz ( zwykły jak na Ziemi ) i zrobiło się dość ciemno. W kieszeni poczułam wibracje telefonu. Chwyciłam przedmiot. Oczywiście dzwonił tata. Przyłożyłam komórkę do ucha.

- Słucham?

- Sygin wracaj do domu. Jest zbyt późno na spacery. 

- Tak. Już lecę - kiwnęłam głową.

Ojciec rozłączył się. Pewnie był zajęty obowiązkami jakie ma przywódca. Z powrotem schowałam cenną rzecz, by nie doszło do jej przemoczenia. Usłyszałam szybkie kroki biegnącego człowieka. Kroki szybko się zbliżały w moją stronę. 

- Co jest...?! 

Boleśnie zderzyłyśmy się z winy tej osoby.

- Ał... - jęknęła znajoma mi dziewczyna.

- Diana!! - warknęłam masując obolałą głowę - mogłaś uprzedzić, że biegniesz! Kuźw...

Przyjaciółka zakryła moje usta dłonią.

- Nie mamy teraz czasu na kłótnię - szepnęła przerażona nastolatka.

Chwyciła moją rękę. Pędziłyśmy przed siebie.

- Gdzie ty mnie ciągniesz?! O co chodzi?

- Ratuję ci dupsko! Goni mnie Lockdown!

Wyrwałam swoją dłoń z jej uścisku i zatrzymałam się. Miałam już tego dość...

- Grrrr! Jak długo ten kretyn będzie na nas polował?! Skończę z nim raz na zawsze! - krzyczałam.

Najwidoczniej moje uwagi zaskoczyły Dianę. 

- Co zamierzasz zrobić? - spytała czerwono włosa - czy ty chcesz...?

Zignorowałam jej pytania. Z moich pleców wręcz wystrzeliły skrzydła. Ruszyłam do wroga. Gęsto padający deszcz i mgła utrudniała mi odnalezienie Deceptikona. 

- Gdzie jesteś szujo? - pomyślałam.

Telefon znowu wibrował. Nie miałam ochoty go odebrać. Zgodnie z moją myślą wkrótce brutalnie znalazłam łowcę nagród. Ogromną czarną dłonią zostałam przygwożdżona do ściany budynku.

- Wreszcie ciebie schwytałem! - krzyknął Lockdown.

- To chyba ja kogoś złapałam! Skończmy ten biznes! 

- Chcesz ze mną handlować? Zaskakujące!

- Tak! Ten "handel" może być dla ciebie kosztowny lub zyskowny.

Czarny robot przestał trzymać mnie tak mocno. 

- Co ty kombinujesz młoda Prime?

- Pojedynek dzisiaj! Wchodzisz w to?

- Myślisz, że mnie pokonasz?

- Dla rodziny i przyjaciół jestem gotowa na najwyższe poświęcenie!

- W takim razie jak przegrasz bez sprzeciwu oddasz się w moje ręce. 

- A ty Lockdown, gdy ciebie pokonam... Przestaniesz polować na Daevy.

Chwilę nastała cisza. Poczułam luz na tyle, że mogłam wyrwać się z jego dłoni. Miałam zamiar oddalić się od Łowcy... 

- Spotykamy się przy ruinach ziemskiej świątyni! - krzyknął Lockdown.

Wylądowałam na chodniku. Biegłam w stronę najwyższej wieży w mieście ( czyli domu ). 

Niespodziewanie coś niewidzialnego powaliło mnie w kałużę.

- Zgłupiałaś?! Masz zamiar walczyć z tym robotem?! - warknął... Seeki.

Bez wahania uderzyłam go pięścią w policzek. Chłopak był zaskoczony moim czynem.

- Ty już się do mnie nie odzywaj! Wolę zakończyć życie tego potwora!

- On cię zabije! 

- I co z tego?! Daj spokój!

Zostawiłam go osłupiałego z przerażenia. By więcej nikt nie przeszkadzał w wykonaniu mojego planu poleciałam na wysokość odpowiedniego piętra wieżowca. Przełknęłam ślinę. Buzdyganem, który pojawił się w mojej dłoni zbiłam szybę. Wleciałam do magazynu z ważnymi artefaktami. Nie dbałam już o to, że mogłam uruchomić zabezpieczenia. Od razu spojrzałam na złotą kulę schowaną w szklanej gablocie. Wokół moich dłoni zatańczyły światła. Po chwili szkło pod ich wpływem pokruszyło się w drobny mak. Do sali wparował Ironhide. 

- Sygin? 

- Przepraszam cię wujku... - szepnęłam. 

Chwyciłam złotą kulę i... Z niej buchnął wir, który mnie wciągnął. Kilka sekund później otworzyłam oczy w ponurym, zaśnieżonym lesie. Hulał wiatr połączony ze śnieżycą. 

- W cholerę jes-s-tt t-tu zimno - powiedziałam. 

Chwyciłam sopel wystający od spodu gałęzi drzewa. Zmrużyłam oczy, gdy ostrą końcówkę wbiłam w swoje ramię.

- Będzie boleć, ale nie mogą mnie znaleźć - pomyślałam gdy z rozciętej rany wyjmowałam maleńki czip. Rzuciłam go w śnieg. Kilka kroków dalej zrobiłam to samo z telefonem komórkowym. Powolnym krokiem wędrowałam ku sypiącej się świątyni. Kilkanaście minut później wreszcie znalazłam stary budynek. Kamienny krzyż już leżał na ziemi, nie było już przedostatniej ściany... Każdy podmuch wiatru osłabiał zabytek... 

- Więc jednak nie stchórzyłaś - odezwał się "potwór", którego miałam zamiar zgładzić.

- Już się ciebie nie boję. Jedynie mnie irytujesz. 

- Dość gadania zaczynajmy pojedynek. 

- Dobrze. Odwrócimy się do siebie plecami?

Zrobiliśmy o to, co prosiłam. Jednak moja prośba okazała się zgubna...

Sygin PrimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz