Dwóch Optimusów?!!

207 16 0
                                    

Bez względu na trudną sytuację muszę zanieść odłamek wszechiskry swemu ojcu. Ten przedmiot nie może wpaść w niepowołane ręce, co niedawno udowodniłam. Z zewnątrz słyszałam krzyki wystraszonych ludzi i potężne eksplozje. W ciemnościach kilka minut szukałam przycisk, klapkę cokolwiek co pomogłoby mi w ucieczce ze schowka. Niczego nie było. Ale wyraźnie było słychać, że ten transformer szkodzi miastu. Ludzie przerażeni krzyczeli. Od czasu do czasu grzmiały eksplozje. Machnęłam lekko ręką. Przywołałam buzdygan. Z całej siły zaczęłam nawalać prawdopodobne wyjście ze schowka, które jest w klatce piersiowej obcego robota. Uderzeniom towarzyszyły iskry i lekkie błyski. 

- Wypuść mnie przerośnięty idioto! - krzyczałam na całe gardło. Jak na zawołanie usłyszałam chrobotanie i do wnętrza wpadło światło miasta. Jak poparzona wyskoczyłam ze schowka i wywołałam skrzydła. Była noc więc ulice oświetlały lampy. Byłam jeszcze nieprzyzwyczajona do światła, więc mrużyłam oczy. Nagle zostałam złapana przez transformera. Był on większy od ojca ( który ma 10 metrów wys. ). Na oko obcy miał 15 metrów wysokości. Trzęsłam się ze strachu. 

- Kim ty jesteś? - spytał mnie basowym głosem. Był zaciekawiony moją osobą. Olbrzymim palcem przejechał po moich włosach. 

- Aj! To boli! - jęknęłam. Ale to nie był koniec. Bot chwycił moje skrzydło. Lekko pogładził je po piórach. 

- Tylko nie skrzydła! - wściekałam się. Wierciłam się z nadzieją, że dam radę uciec. Ale zaprzestałam tego, gdy zobaczyłam szkody jakie on narobił. Zniszczył sporo samochodów. Niektóre płonęły. Strażacy ciężko pracowali, by ugasić ogień. Też niezbyt duża kamienica przypominała ruinę.

- Znalazłem słodkie zwie... - robot coś mówił do siebie, ale nie słuchałam go. 

- Coś ty narobił?! - warknęłam na niego. Machnęłam lekko dłonią w jego kierunku. Z nieba wystrzelił niebieski piorun, który uderzył w transformera. Puścił mnie. Był na chwilkę ogłuszony. Odwróciłam się w jego kierunku. 

- Złe zwierzątko! - krzyknął na mnie. Omal nie zostałam przez niego uderzona. Cios uniknęłam, ale... 

- Jakie zwierzątko?! 

Poczułam ogromną złość. Dlaczego mnie tak nazwał?! Postanowiłam nauczyć go karmy. Oddaliłam się od niego i wylądowałam dziesięć metrów dalej. Wokół moich rąk zaczęły tańczyć kłęby jasnego światła. W środku poczułam przypływ energii, mocy. Lecz transformer wykonał bardzo szybki cios potężnym buzdyganem. Olbrzymi kolec broni wbił mi się w brzuch. Uderzenie było na tyle silne, że wleciałam do wnętrza biurowca tłukąc przy tym szybę. Upadłam obok czyjegoś biurka. Z trudem wstałam. Spojrzałam na krople krwi, które rozciągały się od okna do mnie. Dotknęłam ranę, z której kapała czerwona ciecz. Przy niej zajaśniał ciepły, przyjemny blask. Wyleczył on ranę szarpaną także ona znikła. Z moich pleców wyrosła para skrzydeł. Ignorując gapiów zatrzepotałam skrzydłami. Zbliżyłam się do okna. Robot natomiast gwałtownie zbliżył do mnie swoją dłoń. Ledwo uniknęłam schwytania zrywając się do lotu. Lekko machnęłam dłonią. Asfalt pod wrogiem pękał. Ze szczelin wyślizgnęły się silne korzenie, które oplotły się wokół transformera unieruchamiając go. 

- Zapamiętaj to! Nie jestem zwierzątkiem! - zwróciłam mu uwagę. Zauważyłam, że on rozpychał się w uścisku korzeni. Musiałam wykorzystać jego trudną sytuację. Po prostu biegiem uciekłam z tej ulicy. Miałam zamiar spotkać ojca. Biegłam wzdłuż torów metra. Obok torowiska była ruchliwa ulica. W pewnym momencie na niej zrobił się długi korek. Wśród wielu pojazdów zauważyłam wóz strażacki. Wzrok skupiłam na kabinie wozu. Nie było w nim pasażera. Od razu zrozumiałam, że to jeden z Autobotów, który chce mnie schwytać za zniszczenie dachu kościoła. W tej samej chwili zauważyłam kłęby gęstego, ciemnego dymu buchającego z komina potężnego parowozu. Przerażona wbiegłam na ulicę sparaliżowana korkiem. Biegłam w stronę Autobota w trybie pojazdu. Byłam na tyle blisko, że chciałam chwycić klamkę drzwi. Nagle zostałam schwytana przez transformera, który uważa mnie za swoje zwierzątko. 

- Niegrzeczne zwierzątko! - warknął. Wrzucił mnie do schowka w klatce piersiowej. Nie miałam szans na ucieczkę, ponieważ byłam bardzo zmęczona. Pierwszy raz walczyłam z czymś co siłą przypomina bossa z gry komputerowej. W tej chwili straciłam energię i zapał do dalszej walki. Niespodziewanie zaczęło strasznie kołysać. W końcu wróg prawdopodobnie upadł. Ktoś nagle uderzył trainsformera w brzuch i wyrwał kawał pancerza. Zmrużyłam lekko oczy. Zostałam schwytana przez... Uratował mnie ten obcy Autobot. 

- Wreszcie zaprowadzę cię na komendę policji - powiedział. Miałam okazję bardziej się mu przyjrzeć. Był on młodym botem, więc nie czułam wobec niego respektu. 

- Po jaką cholerę!! - warknęłam oburzona - nie jestem bandziorem!! 

- Sygin grzeczniej - ostrzegł mój ojciec. Dopiero teraz mnie olśniło. Ci dwaj transformersi są nawet do siebie podobni! Tata niezbyt zachwycony spojrzał na obcego Autobota. 

- Wypuść moją córkę. 

- Twoją córkę? Ona jest twoją...?

Obcy uczynił to. Natychmiast przywołałam skrzydła, wzniosłam się i wylądowałam na ramieniu ojca. Nastała niezręczna cisza. Trwała ona kilka minut. 


Wreszcie coś napisałam. Jakby co jestem w trakcie poprawiania ocen!

Sygin PrimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz