Definicja słowa dom w moim przypadku miała inne znaczenie. Dom- miejsce miłości, rodzinnego ciepła, codziennych rozmów, bezpieczna przystań. Wszystko brzmi idealnie. Jak dla mnie za idealnie. Nigdy nie miałam pełnej rodziny, nie czułam matczynej miłości, nie miałam osoby, której otwarcie mogłabym się zwierzyć, jeśli chodziło o dziewczęce problemy. Tom Blossom. Ceniony i znany w całym kraju architekt, jako ojciec w moje wychowanie wkładał całą swoją energię, starając się, abym wyrosła na silną i pewną siebie kobietę. Mimo swoich starań nigdy nie był w stanie zapewnić matczynych rad. W domu od zawsze czegoś brakowało, a mianowicie kobiecej ręki. Ojciec ciężko pracujący na nasze utrzymanie i zapewnienie mi wszystkiego, czego tylko zapragnę, nigdy nie miał czasu na związanie się z inną kobietą niż moja matka. Czasem się zastanawiam jak to możliwe, że mój ojciec, ciepły, troskliwy i momentami nadopiekuńczy mężczyzna, związał się z kobietą, która była w stanie porzucić własne dziecko dla kariery. Szczyt egoizmu, ale jakim prawem ją oceniam, skoro jeszcze zaledwie parę tygodni temu byłam taka sama. Kobieta teoretycznie zwana moją matką, w praktyce nigdy nią nie była. Z opowieści ojca wiem, że z wyglądu jesteśmy jak dwie krople wody. Rude włosy, blada karnacja, a także pełne usta. Cechy te sprawiły, że wyróżniałam się z tłumu, ale równocześnie sobie i ojcu przypominałam kobietę, która skrzywdziła nas bardzo boleśnie. Isabel-bo tak ma na imię moja rodzicielka, to osoba egocentryczna, partykularna, dla której największą wartość mają tylko i wyłącznie rzeczy materialne, a to, co w życiu powinno być najważniejsze, dla niej jest obojętne. Kobieta nigdy nie angażowała się w moje życie, a nawet nie starała się nawiązać ze mną kontaktu. Obojętna na cierpienie własnej rodziny, po trupach dążyła do swoich celów, które oczywiście udało się jej osiągnąć. Jedyne co od niej mam to comiesięczne alimenty, których i tak nie wysyła mi z własnej woli, tylko z przymusu sądowego.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranej bramy. Nawet nie zauważyłam, kiedy nasza taksówka podjechała pod nasz nowy dom. Tata nie kłamał. Dom został zmieniony nie do poznania i bardzo mi się podobał. Z zewnątrz wyglądał na bardzo elegancki, chociaż jego największym atutem było to, że ma dużą przestrzeń, która da nam możliwość spędzania więcej czasu na świeżym powietrzu. Piękne idealnie skoszone, zielone trawniki rozpościerały się aż do samego jeziora. Najbardziej podobał mi się jednak pomost wychodzący nad jezioro. Patrząc na niego, wiedziałam, że będzie to moja samotnia. Dom zdecydowanie wyróżniał się na tle innych budynków mieszkalnych w Riverwood. Teren był dosyć odludny, ale jak dla mnie to nawet lepiej. Zero ciekawskich spojrzeń sąsiadów i plotkowania. Nasze przybycie i tak wywołało spory szum w mieście, głównie dlatego, że znany na cały kraj architekt rozpocznie nowe przedsięwzięcie w tak niewielkiej miejscowości, a do tego jest kawalerem. Nigdy nie naciskałam na tatę, by znalazł sobie partnerkę. Chcę, żeby był szczęśliwy, ale jeżeli będzie gotowy, to sam da radę zrobić krok naprzód, bez jakiejkolwiek mojej ingerencji.
Pomogłam tacie i taksówkarzowi w wypakowaniu głównie moich rzeczy, ponieważ tata zdążył już wcześniej przewieźć swoje. Kiedy zdołałam uporać się z ciężarem moich walizek, a wszelkie wrażenia tym miejscem zdołały już trochę opaść, przy frontowych drzwiach zauważyłam trójkę przyglądających się nam osób.
-Córeczko pozwól, że przedstawię Ci naszą służbę- odezwał się mój tata, wskazując na kobietę i dwóch mężczyzn. -To jest Mark, nasz ogrodnik, Rob nasz szofer i Alice nasza gosposia — przedstawił ich, a mi na pierwszy rzut oka wydali się bardzo sympatyczni, zwłaszcza Alice. Kobieta, zapewne niewiele młodsza od mojego taty uśmiechała się w moim i jego kierunku niezwykle ciepło.
-Dzień dobry, miło mi państwa poznać- przywitałam się z każdym, podając dłoń.- Nazywam się Malia Blossom- przedstawiłam się.
-Witamy panienko- odpowiedział wysoki mężczyzna o brązowych włosach. Nasz szofer Rob. Mark był starszym człowiek o siwych włosach, z lekką łysinką, natomiast Alice tak jak wcześniej wspomniałam, wyglądała na kobietę niewiele młodszą od mojego taty. Miała ścięte do ramion delikatnie kręcone blond włosy, które naprawdę do niej pasowały. Była szczupła i niewiele wyższa ode mnie. Najbardziej interesujące były jej duże niebieskie oczy.
Mężczyźni wzięli moje walizki, uprzednio przepuszczając mnie i Alice w drzwiach. Bezpośrednio wchodziło się do ogromnego salonu, w którym dominowała biel z domieszką szarości. Lubiłam taki styl. Żadnej przesady, czysty minimalizm. Duży, wiszący na ścianie telewizor robił wrażenie, tak samo, jak inne sprzęty, które znajdowały się w tym pomieszczeniu, ale dla mnie nie były one nowością. Do luksusu przyzwyczaiłam się już dawno temu. Najlepszą jednak była szklana ściana, której widok rozpościerał się na ogród i kawałek jeziora.
-Zaprowadzę panienkę do pokoju- zaproponowała mi gosposia.
-Dziękuję, ale niech mi pani mówi Malia- uśmiechnęłam się najmilej, jak potrafiłam.
-Dobrze, ale ty w takim razie mówi mi Alice- odwzajemniła uśmiech.
-Nie ma problemu- odpowiedziałam i skierowałam się za gosposią.
-Twój ojciec najwięcej uwagi poświęcił właśnie Twojej sypialni- dodała, kiedy szłyśmy po szklanych schodach — Masz nawet własną łazienkę i garderobę- kontynuowała opis mojego pokoju, a ja szczerze nie mogłam doczekać się, aż go zobaczę.
Kiedy uchyliła podwójne drzwi, moim oczom ukazało się moje nowe królestwo. Pokój był w kolorze pudrowego różu, z akcentami w mocniejszym odcieniu tego samego koloru. Meble między innymi: łóżko, toaletka, biurko i komoda były w kolorze białym, co idealnie się komponowało. W tym samym kolorze miałam również puchaty dywan. Panele były w odcieniach bardzo jasnej szarości. Do łazienki, a także garderoby prowadziły osobne drzwi. Pierwszym pomieszczeniem, które zechciałam zobaczyć była toaleta. Jej wielkość była równie porażająca. Ściany i podłoga były wyłożone dużymi białymi płytkami. Na środku stała dużych rozmiarów, kwadratowa wanna, a we wnęce szeroki szklany prysznic. Na całej ścianie wisiało lustro, przy którym w blatach były wystające, okrągłe umywalki. Do tego oczywiście ubikacja. Po wyjściu z łazienki skierowałam się do garderoby. Szafy, manekiny, wieszaki. Wszystko było idealne. Na moją ilość ubrań była w sam raz.
-Jest cudownie- powiedziałam w stronę Alice, wychodząc z pomieszczenia.
-Marzenie wielu dziewczyn- zaśmiała się.- Ma panienka jakieś specjalne życzenia, jeśli chodzi o posiłki?- zapytała już bardziej służbowo.
-Nie, nie mam. Lubię jeść wszystko- odpowiedziałam.
-Zapytałam, bo tyle dziewcząt teraz stosuje różne diety i tym podobne- powiedziała, kierując nas ponownie w stronę schodów.
-Jestem ich zupełnym przeciwieństwem- przynajmniej teraz, ponieważ kiedyś nie przystawało mi opychać się pizzą i hamburgerami, gdy inne dziewczyny z mojej grupy usilnie dbały o linię jedząc sałatki.
-No to bardzo dobrze, niepotrzebne Ci odchudzanie, jesteś wystarczająco piękną dziewczyną- powiedziała, a mi zrobiło się ciepło na sercu. Lubię komplementy, mało która kobieta ich nie lubi.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się na zakończenie tej rozmowy.
-Biorę się do pracy, mam nadzieję, że będziesz zadowolona, a ty możesz pozwiedzać dom, ewentualnie się rozpakować- powiedziała i odwzajemniła uśmiech, a następnie skierowała się zapewne do kuchni.
Cóż, druga kobieta w domu jest miłą odmianą. Przynajmniej będę miała z kim porozmawiać na bardziej babskie tematy. Stwierdziłam, że najlepszym zajęciem na tę chwilę będzie rozpakowanie, chociaż części swoich rzeczy, które Rob dostarczył do mojego pokoju.
Początkowo nie wiedziałam, od której walizki mam zacząć, ale po paru minutach zastanowienia zdecydowałam się na tą najmniejszą, w której znajdowały się kosmetyki i perfumy. Wszystko idealnie poustawiałam na toaletce, segregując, tak by później nie mieć problemu ze znalezieniem. Kosmetyki do kąpieli, szampony, balsamy, kremy zaniosłam do łazienki i poustawiałam na specjalnie przygotowanych do tego półkach. Lubię, gdy wszystko jest uporządkowane. Nie traci się wtedy potrzebnego czasu na zbędne szukanie różnych rzeczy. Idealistka? Być może.
Następnie wzięłam się za rozpakowywanie walizki, w której znajdowały się sprzęty. Różowy laptop położyłam na biurku, obok niego postawiłam niewielkie głośniki, a także wszystkie niezbędne akcesoria. Lokówkę, prostownicę i tym podobne włożyłam do najniższej szuflady przy toaletce. Z ubraniami mogłoby być gorzej, dlatego stwierdziłam, że zanim je rozpakuję, poproszę o pomoc Alice, gdy tylko zjemy obiad. Na tę chwilę postanowiłam zwiedzić resztę domu.
Zaglądałam do każdego pokoju istniejącego w tym budynku. Bardzo duża ilość sypialni gościnnych, pokoje dla pracowników, sypialnia taty, gabinet. W domu istniała nawet niewielka biblioteczka, w której stał również stół do bilarda. Moja i taty ulubiona rozrywka, której w tym domu oczywiście nie mogło zabraknąć. Istniało również pomieszczenie wzorowane na siłowni, z którego raczej tata będzie tylko korzystać. Na parterze jak wcześniej wspominałam, był ogromny salon, a także jak teraz zobaczyłam łazienka. Korytarz obok salonu prowadził do drzwi, za którymi pewnie znajdowała się kuchnia. Weszłam do pomieszczenia i zobaczyłam krzątającą się przy kuchni i garach Alice, która po chwili przywitała mnie uśmiechem. Poinformowałam ją, że przyszłam się tylko rozejrzeć. Kuchnia również była ogromna. Mnóstwo blatów, wyspa no i barek, przy którym również można spożywać posiłki. Dominował oczywiście kolor biały, z czarnymi sprzętami kuchennymi takimi jak lodówka, piekarnik, mikrofala, płyta kuchenna i wiele innych. Powróciłam ponownie do salonu, gdzie za schodami prowadzącymi na górne piętro, również był obszerny korytarz. Schody można było bez problemu obejść i skierować się do kolejnego pomieszczenia, którym była jadalnia. Styl był identyczny jak w salonie, a na jej środku stał duży, podłużny szklany stół i białe krzesła. Krótko mówiąc, dom był bardzo stylowy. Jedyne co pozostało mi zobaczyć to garaż i spiżarnie, ale zdecydowałam, że nie muszę oglądać ich dzisiaj. Wolałam skupić się na pięknym terenie wokół domu. Z jadalni, w której również istniała szklana ściana, dało się wyjść na taras, z którego widok padał prosto na całe jezioro i uroczy pomost. Skorzystałam z tego wyjścia, a wychodząc, poczułam na swoim ciele ciepłe powietrze. Schodkami zeszłam z tarasu, stając na idealnie wypielęgnowanym trawniku, który pewnie był zasługą Mark'a, naszego ogrodnika. Nogi same pokierowały mnie na drewniany, biały pomost. Oddychałam z ulgą. Poczułam się tutaj jak raju, którego nigdy nie chciałabym zostawić. Zaciągałam się tutejszym świeżym powietrzem, które koiło moje złamane serce i zszargane nerwy. Jestem daleko od miejsca koszmaru, jaki mnie spotkał. Daleko od ludzi, którzy mnie zranili.
Przyglądałam się tafli przezroczystej wody w jeziorze, lecz z transu wyrwał mnie głos mojego taty:
-Malia! Chodź na kolację!- wołał.
-Już idę!- odpowiedziałam równie głośno co on i skierowałam się w stronę tarasu, gdzie czekał na mnie ojciec.
W jadalni oboje zasiedliśmy do zakrytego stołu, czując zapachy nadchodzącego dania.
-I jak Ci się podoba?- zapytał mnie tata.
-Jest pięknie, mój pokój jest cudowny, a ten teren zapiera dech w piersiach- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Starałem się, jak mogłem- uśmiechnął się szczerze, a ja odwzajemniłam uśmiech.
-Dziękuje Ci tato- dodałam po chwili.
-Dla Ciebie wszystko córeczko- powiedział, a do jadalni weszła Alice, która na srebrnym wózku przywiozła naszą kolację. Od samego zapachu ciekła mi ślinka, więc już nie mogłam doczekać się skosztowania potrawy.
-A wy nie zjecie z nami?- zapytałam, mając na myśli naszych pracowników.
-Nie kochanie, pracownicy jedzą w kuchni- odpowiedział za Alice mój tato.
-Ale od czasu do czasu mogą z nami jeść, prawda tatku?- skierowałam pytanie tym razem w stronę ojca.
-Pomyślimy nad tym- uśmiechnął się tylko.- Dziękujemy Alice- dodał.
-Proszę bardzo, życzę smacznego- powiedziała lekko zmieszana.
-Dziękujemy i wzajemnie!- krzyknęłam, kiedy Alice opuszczała już jadalnie.
Z wielkim zapałem wzięłam się spożywanie posiłku, który zdecydowanie był najlepszym, jakim do tej pory jadłam. Tacie również smakowało. Kurczak był soczysty, idealnie doprawiony, a do tego ziemniaczki tak delikatne, że rozpływały się w ustach. Dodatkowo zestaw sałatek i świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy. Niebo w gębie.
-Powiem Ci córeczko, że to jedna z najlepszych kucharek, jaką zatrudniałem- zaśmiał się.
-Tak, masz gust- powiedziałam, nabijając na widelec kolejny kawałek kurczaka.
-Boisz się jutra?- zapytał, zmieniając temat, a z mojej twarzy natychmiast zniknął uśmiech.
-Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie. Owszem boję się, w końcu dziwnie jest być tą nową- odpowiedziałam na zadane przez niego pytanie.
-Na pewno dasz radę. Jesteś silną dziewczyną- starał się dodać mi otuchy.
Gdy skończyliśmy jeść, w jadalni pojawiła się ponownie Alice, która przyszła zabrać brudne naczynia, stwierdziłam, że teraz zapytam się jej o pomoc.
-Alice- zaczęłam, a mój tata spojrzał na mnie przenikliwym spojrzeniem.
-Tak panienko?- zapytała, znowu używając tego głupawego określenia.
-Nie panienko, a Malia- poprawiłam ją — Mogłabyś mi pomóc przy rozpakowywaniu ubrań?
-Nie ma problemu- odpowiedziała- Wstawię naczynia do zmywarki i przyjdę- dodała, a ja w odpowiedzi kiwnęłam tylko głową.
-Widzę, że szybko zawarłaś nową znajomość- powiedział mój tata.
-Alice jest bardzo miła, chciałabym z nią być w przyjaznych stosunkach, w końcu u nas pracuje- odpowiedziałam, wstając od stołu.
Byłam aż ponadto przejedzona, że wyjście po schodach naprawdę nie należało do najłatwiejszych zadań. Gdy udało mi się dotoczyć do pokoju, pootwierałam wszystkie walizki, zabierając się do ich rozpakowywania. Alice najwyżej dołączy w trakcie.
Ubrania również chciałam posegregować według pór roku, ale kiedy dołączyła do mnie Alice, poinformowała mnie, że pogoda w Riverwood jest bardzo kapryśna. Nawet w ciepłe letnie dni mogą szybko przemienić się w zbyt nieprzyjemne. Poukładałam, więc wszystko gatunkami. Sweterki osobno, spodnie osobno, spódniczki, sukienki tak samo. Całe to rozpakowywanie zajęło jakieś dwie godziny. Zerkając na telefon, zobaczyłam, że była już godzina dwudziesta pierwsza.
-Cieszysz się, że jutro poznasz nowych znajomych?- zapytała Alice z uśmiechem.
-Tak cieszę się, ale również się boję- odpowiedziałam, starając się odwzajemnić uśmiech.
-Młodzież w Riverwood jest bardzo towarzyska, na pewno złapiesz kontakt, a z Twoją urodą przyciągniesz wielu przystojniaków- kontynuowała.
-Romanse chyba wolę sobie odpuścić- powiedziałam ze smutnym wyrazem twarzy, przypominając sobie krzywdy, jakie wyrządził mi Jake.
-Ach no tak, wybacz- przeprosiła mnie szybko, a na jej twarz wbiegło zmieszanie.
-Nie szkodzi- powiedziałam słabo.- Po prostu najlepiej będzie, jak skupię się na nauce, w końcu jest środek roku szkolnego, a ja nie wiem, na jakim etapie są moi rówieśnicy- mówiłam, przyglądając się bluzce, którą trzymałam w rękach.
-O tak, ale myślę, że dasz radę wszystko nadrobić- uśmiechnęła się ponownie.- Może lepiej będzie, jak się już położysz, w końcu musisz się wyspać- dodała zachęcająco.
-Masz rację, dziękuję za pomoc- odpowiedziałam i przytuliłam się do niej na pożegnanie. Kobieta widocznie nie spodziewała się takiej reakcji z mojej strony, ale w pewnym momencie odwzajemniła uścisk, po czym życzyła mi dobrej nocy.
Wzięłam swoją piżamę i skierowałam się do łazienki. Gorący prysznic i mój czekoladowy żel sprawiły, że poczułam się senna. W sumie nic dziwnego. Podróż, poznanie nowego miejsca mocno mnie zmęczyły. Zazwyczaj miałam problem z zaśnięciem w nowym miejscu, ale nie dzisiaj. Usnęłam od razu, gdy położyłam się do dużego łóżka. Zapach świeżej pościeli ukoił mnie, a ja zapadłam w głęboki sen.
UWAGA:
Powyżej zdjęcie domu Malii. W podobny sposób go sobie wyobrażałyśmy!
Liczymy na wasze wsparcie w postaci gwiazdeczek i komentarzy! <3
CZYTASZ
Story of my life
Teen Fiction*UWAGA* ⚪Mogą pojawiać się błędy. ⚪ Zamierzamy wstawiać zdjęcia. ⚪ Sceny +18.