16. Też mi dziewczyna.

6.4K 474 35
                                    

  -Przepraszam — powiedział, opierając łokcie o swoje kolana.

-Znowu — mruknęłam ze łzami w oczach. Chłopak po raz kolejny mnie przeprasza, mimo że tym razem nie zawinił. Już miałam się odezwać, jednak Alec mnie uprzedził.

-Jaaa.... - zaczął, nie wiedząc, co dokładnie chce powiedzieć — To moja wina, powinienem powiedzieć Valerie, że będziesz na tym bankiecie — powiedział, drapiąc się po karku.

-Nie, to nie twoja wina, tylko tej wariatki — mruknęłam mało przekonująco.

-Valerie jest troszeczkę porywcza, ale ...

-Troszeczkę? - zapytałam, spoglądając na niego jak na idiotę — Ta wariatka zaatakowała mnie na środku korytarza i ty mówisz troszeczkę? - powtórzyłam.

-Wiem, że jesteś zła, ale nie sądzę, abyś stała tam cicho, podczas kiedy Val dogadywała Ci na oczach całej szkoły — powiedział, a mnie wmurowało.

-Żartujesz sobie? - zapytałam, przyglądając się jego poważnej minie. Czy on siebie słyszał? -Przyszedłeś tu, żeby mi to powiedzieć? Serio? - wstałam wkurwiona na równe nogi — Jesteście siebie warci — powiedziałam i ruszyłam w stronę przystanku.

-Mal, nie obrażaj się! - usłyszałam za sobą krzyk chłopaka.

-Wracaj do swojej dziewczyny! - odkrzyknęłam. Po chwili jednak zostałam lekko szarpnięta za ramię, przez co wpadłam na twardy tors chłopaka.

-Nie miałem nic złego na myśli — powiedział smętnie.

-Nie obchodzi mnie, co miałeś na myśli, nie powinieneś wracać do swojej dziewczyny? - zapytałam ironicznym tonem — Nie no w sumie po co? - zaczęłam — przecież i tak jakby co oberwę tylko ja — prychnęłam zła.

-Przestań — powiedział lekko zirytowany moją wypowiedzią.

-Bo co? - spojrzałam mu prosto w zielone oczy, pod którymi normalnie miękną kolana. Jednak złość, która przemawiała przez moją osobę, nie pozwalała mi teraz na chwilę słabości.

-Możesz się uspokoić? Chodź, odwiozę Cię do domu — zaproponował.

-Nie potrzebuję twojej pomocy, a poza tym masz lekcje — odpowiedziałam, odwracając wzrok w stronę szkoły.

-Ty też, a jakoś nie widzę, żebyś martwiła się swoją nieobecnością — powiedział, a ja troszeczkę spuściłam z tonu.

-Jesteś pewien?- zapytałam po chwili, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w domu.

-Mhm — powiedział, wyciągając kluczyki od samochodu z tylnej kieszeni spodni. Skierowaliśmy się do czarnego auta, którym miałam okazję już jeździć i zajęliśmy swoje miejsca.

-Pasy — mruknął chłopak, patrząc się w przestrzeń przed sobą.

-Mieszkam niedaleko, daj spokój — powiedziałam zmęczona dzisiejszym dniem.

-Pasy — powtórzył - Nie ruszę, póki nie zapniesz pasów.

-O esu — wywróciłam oczami i wykonałam polecenie chłopaka.

-Jesteś jak dziecko — zaśmiał się.

-A ty jak czterdziestoletni rodzic — mruknęłam niezadowolona.

-Mów co chcesz, nie mam zamiaru odpowiadać za twoje zdrowie czy życie — powiedział, wyjeżdżając z parkingu.

-Pff — prychnęłam i odwróciłam głowę w kierunku szyby, przyglądając się miasteczku za oknem. Mijaliśmy małe sklepiki i zatłoczone przez ludzi kawiarnie do momentu, aż wyjechaliśmy na obrzeża miasteczka.

-Zajedziemy na chwilę jeszcze do mnie — odezwał się w pewnym momencie chłopak, a ja tylko skinęłam głową na znak, że się zgadzam. Nie chciałam narzekać. Alec po raz kolejny zaoferował mi pomoc, a mój dług wdzięczności z dnia na dzień robił się coraz większy. Po około pięciu minutach znaleźliśmy się pod bramą olbrzymiej rezydencji Lightwood'ów. Chłopak zaparkował przed drzwiami frontowymi, nie przejmując się, co na to reszta domowników, po czym zgasił silnik i wysiadł z auta. Nie chciałam się narzucać, dlatego zostałam w samochodzie, jednak po chwili drzwi od mojej strony się otworzyły.

-Dlaczego nie wysiadasz? - zapytał.

-No przecież idę — odpowiedziałam, odpinając pośpiesznie pas i udając, że taki miałam zamiar. Na moje nieszczęście to dziadostwo się zacięło i nie mogłam poradzić sobie z wydostaniem się.

-Cholera — mruknęłam, ciągnąc za plastikowy uchwyt.

-Daj — usłyszałam głos chłopaka, a po chwili zauważyłam profil twarzy Alec'a, który pochylał się nade mną i próbował odpiąć pas — Czasem się zacina — powiedział, ale ja nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Jego bliskość nie tylko mnie rozpraszała, ale i krępowała. Do moich nozdrzy dolatywał przyjemny zapach męskich perfum, co skutecznie podziałało na moją skórę, po której przeleciały dreszcze. Przyglądałam się zaciskającej się mocno zarysowanej szczęce chłopaka i jego idealnym rysom całej twarzy, zagryzając przy tym mimowolnie dolną wargę.

-Proszę — powiedział ciągle nade mną pochylony. Nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry. Mimowolnie przejechałam językiem po ustach i ponownie zagryzłam dolną wargę, co nie uszło uwadze chłopaka. Jego wzrok zjechał teraz na moje usta, którym przyglądał się z zaciekawieniem. Alec spoglądał przez chwilę, jakby się zastanawiał nad tym, czy mnie... STOP! Nie może się to powtórzyć! Nie po dzisiejszej akcji z Valerie.

-Dzięki — uśmiechnęłam się, ale chłopak dalej pochylał się nade mną — Amm... Alec? - upomniałam chłopaka, który po chwili się ocknął i jakby niezadowolony odsunął się ode mnie.

-Chodź — usłyszałam oschły ton głosu chłopaka, który kierował się w stronę swojego domu. Wysiadłam szybko z auta, zatrzaskując za sobą drzwi, po czym popędziłam za właścicielem rezydencji.

-Chcesz się czegoś napić? - zapytał chłopak, kiedy weszliśmy do środka.

-Nie trzeba — uśmiechnęłam się słabo.

-W takim razie, idę na górę po coś do swojego pokoju i zaraz wracam, okej? - zapytał, a ja przytaknęłam głową. Alec popędził po schodach na górne piętro, znikając mi po chwili z oczu. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić oparłam się o komodę i wyciągnęłam telefon. Siedem nieodebranych połączeń od Avri i dwanaście od Masona. Musieli się dowiedzieć o tym, co zaszło między mną, a Valerie w szkole.

-Kurwa! - usłyszałam krzyk i dźwięk czegoś ciężkiego uderzającego o podłogę. Wystraszona natychmiast odłożyłam smartfona na bok i pobiegłam w stronę dochodzącego wrzasku. Po chwili znalazłam się w progu wejścia do pokoju Alec'a. Chłopak trzymał się za łuk brwiowy, a po jego dłoni spływał mocny odcień czerwieni.

-Co ty zrobiłeś? - zapytałam, podchodząc bliżej chłopaka, którego rana mocno krwawiła.

-Zapomniałem, że położyłem tu sztangi — powiedział, sycząc przy tym lekko z bólu.

-Trzeba to opatrzyć, powinniśmy jechać do lekarza — zaczęłam troszkę panikować.

-Chyba zwariowałaś — powiedział spokojnie.

-Ja? - rzuciłam — To ty trzymasz sztangi w tak nieodpowiednim miejscu — mruknęłam.

-Bardzo śmieszne — powiedział, na co wywróciłam tylko oczami.

-Gdzie trzymacie apteczkę? - zapytałam, widząc jak biała koszulka chłopaka, powoli zmienia kolor przez skapującą ciecz.

-Jest w łazience - powiedział - od schodów drugie drzwi na lewo - wytłumaczył, a ja bez słowa ruszyłam w wyznaczone miejsce. Po chwili wróciłam do pokoju, obładowana bandażami, wacikami, gazikami i innymi duperelami.

-Siadaj — powiedziałam stanowczo, a chłopak grzecznie wykonał moje polecenie.

-Uuu nie tak ostro — zaśmiał się, na co chlusnęłam mu wodą utlenioną bez uprzedzenia, w wyniku czego chłopak głośno zasyczał.

-Nie zaczynaj — powiedziałam, próbując dostać się do jego rany.

-Tak będzie Ci łatwiej — powiedział, rozchylając nogi i zmuszając mnie do tego, abym stanęła między nimi.

-Dałabym sobie radę — powiedziałam, czując, jak na moje policzki wkrada się rumieniec — może zaboleć — powiedziałam, próbując zmienić temat.

-Ałł — powiedział chłopak — Jesteś najgorszą pielęgniarką, jaką miałem — mruknął rozbawiony, kiedy opatrywałam jego czoło. Postanowiłam zignorować jego głupią odzywkę i wzięłam się za obmywanie rany. Po dłuższej chwili zauważyłam, jak chłopak mi się przygląda, co sprawiało mi uczucie dyskomfortu.

-Przestań — powiedziałam spokojnie, przytrzymując delikatnie dłońmi jego twarz.

-Co?- zapytał.

-Przyglądać mi się -odpowiedziałam.

-Dlaczego? - zmarszczył lekko brwi.

-Nie wiem, to niekomfortowe — wybełkotałam.

-Dlaczego mam się nie przyglądać pięknej dziewczynie skoro mam okazję? - zapytał, a ja na chwilę przerwałam wykonywaną czynność. Spojrzałam w jego oczy i przełknęłam głośno ślinę. Zielone tęczówki przeszywały mnie na wskroś. Przyglądaliśmy się sobie nawzajem, jednak żadne nie spuszczało z siebie wzroku. Po chwili ręce chłopaka znalazły się na mojej talii, przysuwając mnie lekko do siebie. Powoli zaczęłam się przybliżać do chłopaka, zmniejszając między nami odległość. Ułożyłam ręce na umięśnionych ramionach zielonookiego i zaciągnęłam się zapachem jego perfum. Alec powoli sunął dłonią wzdłuż mojej talii, co przyjemnie koiło moje ciało. Po chwili zatrzymał się na moich udach i przyciągnął jeszcze bliżej, w wyniku czego zmusił mnie, abym usiadła na nim okrakiem. W pomieszczeniu było słychać tylko nasze nierówne oddechy, co nakręcało mnie jeszcze bardziej. Nasze twarze dzieliły dosłownie centymetry.

-Ty jesteś inna — powiedział szeptem po chwili chłopak, chowając kosmyk moich włosów za ucho. Lightwood przejechał dłonią po mojej linii twarzy, po czym niebezpiecznie zmniejszył dzielącą nas odległość. Nasze usta były coraz bliżej siebie do momentu, aż po pokoju nie rozbrzmiał się dźwięk telefonu chłopaka, który leżał obok na łóżku. Na wyświetlaczu widniało imię dziewczyny Alec'a Lightwood'a. Automatycznie poderwałam się z chłopaka i odeszłam od niego na bezpieczną odległość. Spojrzałam na niego przerażonym wzrokiem i przełknęłam głośno ślinę. Dopiero teraz dotarło do mnie, co przed chwilą między nami zaszło. Alec spojrzał to na telefon to na mnie, a po chwili odrzucił połączenie.

-Mal?- wstał z łóżka, próbując do mnie podejść, ale powstrzymałam go gestem ręki, nie dowierzając, tego, co właśnie zrobiłam.

-Muszę iść — rzuciłam się w kierunku drzwi.

-Mal! - usłyszałam za sobą krzyk, kiedy zbiegałam po schodach, ale zignorowałam wołanie chłopaka.- Mal! Poczekaj! - zaczął, goniąc za mną. Otworzyłam drzwi frontowe i wyszłam przez nie, jednak zaraz po przekroczeniu progu, zostałam złapana przez Aleca za nadgarstek.

-Proszę Cię — powiedział, a ja utkwiłam wzrok w swoich butach.

-Prawie zdradziłeś przeze mnie swoją dziewczynę — powiedziałam.

-Też mi dziewczyna — prychnął, co wywołało we mnie złość. Jakby nie patrzeć Alec jest bardzo podobny do Jake'a. Myślę, że to samo pomyślał mój były chłopak w chwili, kiedy mnie zdradził. Nie ukrywam, że to, co zaszło między mną, a Lightwood'em w pokoju była to naprawdę miła odmiana. Wreszcie doznałam trochę uczucia, ciepła i czułości, czego od dawna mi brakowało. Wiem, jednak, że to niewłaściwe. Pokręciłam tylko przecząco głową i odwróciłam się w stronę bramy. Zeszłam po schodkach, które prowadziły do domu rodziny Lightwood'ów, po czym usłyszałam za sobą krzyk.

-Dlaczego tak się boisz? Przecież też tego chciałaś? Tak jak wtedy nad jeziorem — krzyknął Alec, a ja zatrzymałam się w miejscu. Boję? Chcę? A co jeśli ma rację? Co, jeżeli od przyjazdu stałam się zbyt ostrożna? Czy tego chcę? Alec to bardzo przystojny chłopak, a Valerie nieźle zaszła mi za skórę, więc dlaczego miałoby być mi jej szkoda, skoro sama przyznała, że ważniejsza dla niej jest pozycja społeczna, którą poniekąd gwarantuje jej Alec. Po chwili głupiego rozmyślania odwróciłam się w stronę chłopaka i rzuciłam się w jego kierunku. Podbiegłam do Lightwood'a, zmniejszając do minimum, dzielącą nas przestrzeń i wbiłam się z impetem w jego usta. Smakował miętą i colą? Jakby nie patrzeć, smakował po prostu dobrze. Zarzuciłam ręce na szyję chłopaka, który w odwecie objął mnie w pasie. Zachłannie toczyliśmy walkę między swoimi językami do momentu, aż chłopak wprowadził nas do domu. Zamknęłam nogą drzwi wejściowe, po czym zostałam przyszpilona do drewnianej płyty. Chłopak uniósł mnie, obejmując w pasie i zaczął jeździć dłonią po moim udzie. Odchyliłam delikatnie głowę, dając mu lepszy dostęp mojej szyi. Przygryzał, lizał i całował. Po chwili odsunął się, chuchając na swoje dzieło.

-Żałuj, że jej nie widzisz- powiedział, mając na myśli malinkę. Oczywiście nie obeszło się bez czerwonych wypieków, które po chwili pojawiły się na moich policzkach. Następnie chłopak przeniósł mnie na kanapę do pobliskiego salonu i wygodnie ułożył na wielkiej sofie, wsuwając się między moje nogi. Nachylił się nade mną i ponownie złączył nasze usta. Jego dłonie błądziły po całym moim ciele, przynosząc mi tym samym rozkosz. Po chwili nie mając pojęcia skąd we mnie taka odwaga, zaczęłam podwijać koszulkę chłopaka, która niedługo potem znalazła się na podłodze. Moim oczom ukazał się idealnie wyrzeźbiony brzuch szkolnej gwiazdy sportowej. Zagryzłam wargę, co widocznie podziałało na Alec'a, ponieważ poczułam na swoim udzie niemałe wybrzuszenie. Chłopak rzucił się na mnie, całując zachłannie moje usta, a po chwili poczułam, jak jego dłonie wsuwają się pod moją bluzkę. Alec bez skrępowania pieścił mój brzuch, a następnie piersi. W pewnym momencie wsunął swoje dłonie pod stanik, co wywołało u mnie lekkie skrępowanie. Oczywiście nie uszło to uwadze chłopaka, dlatego po chwili odezwał się, patrząc prosto w moje oczy.

-Jesteś piękna Mal — powiedział -Dobrze, że się tu wprowadziłaś — uśmiechnął się zadziornie, podwijając moją bluzkę. Powoli zsunął się twarzą na wysokość mojego brzucha, po którym przejechał językiem, po czym zaczął składać na nim mokre pocałunki. Ostatecznie moja bluzka wylądowała na ziemi, co nie ukrywam, nakręciło mnie jeszcze bardziej. Chłopak powolnym ruchem wsuwał swoją dłoń pod moją spódniczkę, zahaczając palcem o skrawek moich koronkowych majtek, w wyniku czego poczułam, jak zalewa mnie fala gorąca.

-Malia? - usłyszałam głos chłopaka, który przerwał pocałunek.

-Czego znowu...

-Alec?! -przerwał mi głos matki chłopaka. Wystraszona natychmiast zrzuciłam z siebie chłopaka i poderwałam się z sofy. Biegiem chwyciłam koszulkę, leżącą na podłodze i założyłam w ostatniej chwili ją na siebie.

-Skarbie jesteś tu? O Malia! - usłyszałam wesoły głos pani Lightwood.

-Dzień dobry — uśmiechnęłam się skrępowana.

-Cześć mamo — odezwał się po chwili chłopak.

-Alec? Co Ci się stało z głową? - zapytała, zauważając dopiero swojego syna.

-Uderzyłem się — powiedział sucho.

-Powinniśmy jechać na szpital zobaczyć, czy nic Ci się...

-Malia już o to zadbała — powiedział, co zabrzmiało trochę dwuznacznie. Na twarzy kobiety automatycznie pojawił się szeroki uśmiech.

-Skoro tak — powiedziała, a chłopak zaczął się tłumaczyć.

-W sensie, że założyła opatrunek i odkaziła ranę i ...

-No proszę, piękna i do tego mądra — zwróciła się do mnie, nie dając dokończyć swojemu synowi.

-Co tu robisz tak wcześnie? -zapytał po chwili chłopak.

-Zapomniałam jednych papierów do biura, a wy? - zapytała, przyglądając się podejrzliwie.

-Skończyliśmy wcześniej — odezwał się chłopak.

-Zaprosiłeś do nas Malię? - prowadziła wywiad.

-Nie — odpowiedział mało przekonująco.

-Malia przyszła... przyszła powiedzieć...

-Że zgadzam się na budkę z całusami — powiedziałam, uśmiechając się sztucznie. Kątem oka zauważyłam, jak chłopak bacznie mi się przygląda, jednak zignorowałam to.

-Naprawdę? To wspaniale — krzyknęła uradowana.

-No, a skoro już to pani powiedziałam, to będę się zbierać — uśmiechnęłam się i zaczęłam kierować się do wyjścia.

-Poczekaj, pojedziemy razem — odezwała się kobieta — i tak jadę w tę samą stronę — uśmiechnęła się szczerze w przeciwieństwie do mnie i Alec'a, który stał naprzeciw.



  Kochani! Jak zwykle czekamy na gwiazdki i komentarze!

Zadowoleni z takiego zwrotu akcji? <3 


Story of my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz