11. Cześć Malia!

7.4K 501 41
                                    

Noc stała się dla mnie koszmarem. Mój płacz, który wywołał ogromny ból głowy utrudniał mi zapadnięcie w sen. Gdy jednak się to udało napotkałam kolejny problem. Śpiąc dostawałam naprzemiennie dreszczy  lub uderzeń gorąca. Spacer w deszczu złamał moją nienaganną do tej pory odporność, a w zamian dał przeziębienie. Obudziłam się bardzo wczesnym porankiem, ponieważ czułam jak zalewa mnie kolejna fala gorąca, a mój zatkany nos znacznie przeszkadzał w oddychaniu. Zmęczona i zakatarzona wyszłam z łóżka, a przechodząc obok lustrzanej toaletki przeraziłam się własnego odbicia. Czerwone od płaczu oczy, a pod nimi sina i spuchnięta skóra. Moje włosy były jednym wielkim stogiem siana, a twarz blada jak kolor ścian w naszym salonie, dodatkowo mój nos przyjął barwę niepokojącej czerwieni. Na piżamę założyłam puchaty szlafrok, a na stopy wykonane z podobnego ciepłego materiału kapcie. Zdecydowałam się zejść do kuchni i poszukać jakiś lekarstw zwalczających przeziębienie. Kiedy weszłam do pomieszczenia, zastałam w nim Alice, która najpewniej spożywała swoje śniadanie w postaci płatków kukurydzianych. Wiedziałam, że pracownicy wstają przed nami, ale było lekko po czwartej, a blondynka wyglądała na całkowicie wyspaną i wypoczętą. Po chwili wzrok kobiety spoczął na mojej osobie,  szybko połknęła nabraną do ust porcję płatków i podniosła się od blatu.

-Malia, dobrze się czujesz?- zapytała troskliwym głosem.

-Niekoniecznie- odpowiedziałam zachrypniętym głosem, który spowodował kłujący ból gardła.

-Jakieś paskudne choróbsko Cię dopadło- stwierdziła i przybliżyła się do mnie, po czym położyła dłoń na moim czole.-Matko, masz gorączkę jak nic! Zaraz Ci coś dam, ale do szkoły to ty się przypadkiem dzisiaj  nie wybieraj- rzekła opanowanym tonem i ruszyła w kierunku szafki, w której zapewne były trzymane lekarstwa. Nie pomyliłam się. Wyciągnęła syrop i trzy opakowania różnych tabletek, a z niższej szuflady wyciągnęła łyżkę, na którą nalała gęstego płynu o bardzo mętnej żółtawej barwie. Mogliby wynaleźć coś, co swym wyglądem nie odstrasza, a przyciąga i najlepiej jakby działało na każdą dolegliwość. Alice zbliżyła się do mnie i nakazała otworzyć usta. Nieprzekonana jej pomysłem, jednak posłusznie wykonałam jej polecenie. Kobieta wepchnęła łyżkę do wnętrza mojej jamy ustnej, a ja po chwili wyczułam na języku gorzki smak syropu, który z prędkością światła połknęłam.  Otrząsnęłam się cały czas wyczuwając niedobry posmak płynu, a kobieta już po chwili podała mi szklankę z wodą i trzy różne tabletki. Dwie z nich były witaminą C, a ostatnia czymś co miało zwalczyć gorączkę jak i zarówno katar. Przynajmniej tak mi wyjaśniła gosposia. Gdy zażyłam wszystkie lekarstwa Alice powiedziała, żebym wróciła do łóżka i spróbowała chociaż na chwilę zasnąć, a za godzinę przyniesie mi śniadanie. Nie musiała naciskać, bo byłam tak wykończona, że aż słaniałam się na nogach. Rzuciłam się bezwładnie na łóżko i dokładnie opatuliłam ciepłą kołdrą. Tym razem sen  przyszedł już łatwiej. Kiedy się obudziłam było już po godzinie szóstej, a gosposia jak najciszej potrafiła ułożyła na moim stoliku nocnym tacę, na której znajdowało się smakowicie wyglądające śniadanie. 

-Za chwilę twój tata do Ciebie przyjdzie, więc zostawię was samych. Smacznego- powiedziała z przesympatycznym uśmiechem. 

-Dziękuję- odpowiedziałam wciąż zachrypniętym głosem, na szczęście ból gardła nie dokuczał już  tak bardzo, przez co odczuwałam przyjemną ulgę. 

Nie czekając zabrałam się za spożywanie posiłku, którym okazały się tosty z dżemem, delikatnie polane miodem. Były tak smaczne, że po zjedzeniu pięciu odczuwałam chęć na kolejną porcję. Alice przechodzi samą siebie. Niedługo z tatą będziemy musieli znaleźć bardzo dobrego dietetyka, no właśnie o wilku mowa.

-Jak się córeczko czujesz?- zapytał ojciec wchodząc do mojego pokoju.

-Zdecydowanie lepiej, niż dwie godziny temu. Alice o to dokładnie zadbała- odpowiedziałam zatroskanemu tacie, który usiadł na skraju mojego łóżka.

Story of my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz