-Mhm, rozumiem. Oczywiście, przekażę jej. Również dziękuję i do zobaczenia - powiedział do słuchawki telefonu, uśmiechnięty od ucha do ucha, tata, po czym zakończył połączenie.
-Kto dzwonił? - zapytałam przeglądając kolorowe czasopisma.
-Pni Lightwood - powiedział biorąc łyk kawy - Dzwoniła podziękować i przekazać, że wasza budka uzbierała ponad 920$.
-Całkiem nieźle - rzuciłam odrywając się na chwilę od gazety.
-Mhm, zaprosiła nas również z Twoją przyjaciółką na grilla - powiedział, spoglądając na mnie niepewnie.
-Z Avri? To bardzo miłe z jej strony - uśmiechnęłam się delikatnie.
-Czyli powinienem potwierdzić nasze przybycie? - zapytał już trochę pewniej.
-Oczywiście, nie opuścimy przecież darmowego jedzenia - powiedziałam, udając oburzoną na co tata się zaśmiał.
-Pójdę lepiej oddzwonić - rzucił rozbawiony, po czym opuścił taras, na którym od samego rana przebywaliśmy. W tym samym momencie mój telefon zaczął wibrować, a na ekranie ukazało się zdjęcie wesołego Masona. Wywróciłam tylko oczami na koljną próbę dodzwonienia się do mnie, po czym odrzuciłam połączenie. Dlaczego? Już tłumaczę. Od wczorajszych dożynek, kiedy to Alec stanął po ''naszej'' stronie, jednocześnie sprzeciwiając się swojemu najlepszemu przyjacielowi, Mason nie daje mi spokoju wymyślając to co raz bardziej wybujałe historie na mój i Lightwooda temat. Na początku było to zabawne, ale ile można. Każdy temat jaki został podjęty prędzej czy później schodził na temat Lightwooda, dlatego postanowiłam odciąć się od Masona i jego bajek. Powoli dochodziła godzina czternasta co oznacza, że niedługo Alice poda obiad, a tata znów zniknie na parę godzin.
-Przynajmniej mam Ciebie maluchu - powiedziałam, głaszcząc Cezara za uchem, który oddanie leżał przy ogrodowej kanapie.
-Powiadomiłem Panią Lightwood - usłyszałam głos taty, kótry zatrzymał się w progu marszcząc zabawnie nos podczas spoglądania w ekran telefonu - Aleee...- zaczął, naciskając na wyświetlacz.
-Aleee... - zaczęłam, aby go ponaglić z wypowiedzią.
-Ale muszę coś teraz załatwić - powiedział odrywając się od telefonu i wchodząc w głąb domu.
-Co?! Jak to teraz? Tato! - krzyknęłam, rzucając czasopisma na bok i zrywając się na równe nogi - A co z obiadem? Alice przyrządziła twoje ulubione danie i mieliśmy... - zaczęłam, idąc za nim.
-Przepraszam Mal - powiedział, stając przy drzwiach wyjściowych i spoglądając na mnie - nie dam dzisiaj rady, ale odbijemy to sobie słoneczko - powiedział całując mnie w czubek głowy, po czym opuścił dom. Zostałam sama. Super. Oczywiście jest Alice, Rob i Mark, ale każdy z nich ma coś do zrobienia, a moja obecność mogłaby im tylko utrudniać pracę. Nie wiedząc dokładnie co chcę ze sobą zrobić postanowiłam, że zadzwonie do Avri przy, której ciężko jest się nudzić. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer. Nie musiałam długo czekać, aby usłyszeć głos automatycznej sekretarki, która informowała, że abonent chwilowo jest niedostępny. Została mi jeszcze jedna osoba po, którą mogłabym zadzwonić, ale w wyniku ostatnich zdarzeń po prostu nie ma opcji. Mason to ostatnia osoba do, której dzisiaj zadzwonie. Joshua wyjechał z rodzicami więc, nie mam możliwości spotkania się z chłopakiem ani nawet pogadania. Pogoda za oknem nie jest zła, jest wyjątkowo ciepło dlatego, postanowiłam skoczyć na górę przebrać się w bardziej ''wyjściowe'' ciuchy, po czym zbiegłam na dół i zostawiłam kartkę z informacją dla Alice, że zaraz wrócę. Zamierzałam skoczyć do sklepu po słodkości, które przydadzą się podczas oglądania serialu wieczorem. Wyszłam na zewnątrz i poczułam jak słoneczko przyjemnie otula moją twarz. Mimo wszystko dało się jednak odczuć na skórzę duchotę jaka panowała w powietrzu. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę centrum małego miasteczka nucąc pod nosem piosenkę swojego ulubionego zespołu. Po około dziesięciu minut marszu zauważyłam jak przede mną zatrzymuje się duży terenowy samochód, z którego po chwili wychylił się Posey.
CZYTASZ
Story of my life
Teen Fiction*UWAGA* ⚪Mogą pojawiać się błędy. ⚪ Zamierzamy wstawiać zdjęcia. ⚪ Sceny +18.