Przerwa zbliżała się nie ubłagalnie, a ja musiałam wymyślić dobrą wymówkę, by spławić dziwnie natrętną Valerie. Powątpiewam, że jej diametralna zmiana zachowania w stosunku do mnie wynika z przyjaźni mojego taty z jej mamą. A co do Aleca. Jestem na niego zła i nie zamierzam tego ukrywać, równie dobrze mogłabym mieć gdzieś spotkanie z nim i zająć się szkolnymi obowiązkami, ale zdecydowanie wolę się z nim zobaczyć i pokazać, że jestem obrażona. Może wtedy zrozumie, że takie granie na dwa fronty, nie jest okej. Gdyby nie to, że darzę go jakimś uczuciem, to nie brnęłabym w ten chory związek, jaki utworzył się między nami. Ale czy to normalne, że mimo takiego układu ja jestem zazdrosna? Boli mnie to, że poza mną jest jeszcze Valerie.
Z tych problematycznych myśli wyrwał mnie dźwięk dzwonka oznajmiającego przerwę. Tak jak myślałam, Valerie od razu poszła za mną i raczej nie zamierzała zmienić kierunku. No dobra Mal wymyśl coś.
-Ymmm Valerie- zaczęłam.- Strasznie boli mnie brzuch, chyba pójdę do pielęgniarki- powiedziałam, licząc, że uwolnię się od brunetki.
-O kurczę, może pójść z Tobą?- zapytała. Troska z jej strony? Jeszcze dziwniej niż przedtem.
-Nie ma potrzeby, wiesz może to jakieś zatrucie albo grypa żołądkowa- to drugie dodałam celowo, może dziewczyna się wystraszy zarażeniem. Chociaż to głupie, bo dopiero co siedziała ze mną w ławce, jakby się miała zarazić, to by już nastąpiło. Muszę iść na jakiś kurs o tytule "jak wymyślać dobre wymówki, żeby uwolnić się od dziwnych i natrętnych ludzi, którzy jeszcze parę dni temu Cię nienawidzili", dodatkowo jeszcze na "Jak wymyślać krótsze tytuły dla kursów".
-O jasne, jak się lepiej poczujesz, to przyjdź do nas- powiedziała, a ja kiwnęłam ze sztucznym uśmiechem głową i ruszyłam niby w stronę gabinetu pielęgniarki.
Gdy już upewniłam się, że znikłam z pola widzenia Valerie, nawróciłam do drzwi wejściowych szkoły, po czym opuściłam placówkę, ruszając na jej tył, gdzie miał mnie oczekiwać blondyn. Odkąd chodzę do tej szkoły, jeszcze nigdy nie miałam okazji zobaczyć jej tyłów. W moim wcześniejszym liceum było to miejsce, gdzie uczniowie chodzili palić papierosy albo inne używki. Miejsce za specjalnie nie wyglądało, ale ponoć wyczuwało się tam młodzieńczego buntowniczego ducha. Cóż jak dla mnie był to smród palonego tytoniu. Nie miłym zaskoczeniem dla mnie było to, że w placówce w Riverwood jest podobnie. Cała grupa emo, tak mi się przynajmniej wydaje, że to oni, ponieważ mieli opadnięte grzywki, makijaż i dziwny charakterystyczny ubiór, stali tam paląc i czytając dziwne smutne wiersze, w których treść nie zagłębiałam się, gdy przechodziłam obok nich.
Na drewnianej, nieco obskurnej ławce siedział Lightwood, paląc papierosa. On nawet trując swój organizm, wygląda niesamowicie seksownie. Mal ocknij się! Muszę udawać mało zadowoloną z tego spotkania, znaczy nie udawać, bo tak jest. Jestem niezadowolona, ale mimo to przyszłam.
-Cześć- powiedziałam cicho, ale Lightwood mnie usłyszał i podniósł na mnie wzrok.
-Hej, już myślałem, że nie przyjdziesz- uśmiechnął się łobuzersko.
-Musiałam się pozbyć Twojej DZIEWCZYNY- odpowiedziałam, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
-Valerie? Od kiedy się ze sobą przyjaźnicie?- zaśmiał się.
-To ona przyjaźni się ze mną, nie ja z nią, jeśli w ogóle tę relację można nazwać przyjaźnią- mruknęłam niezadowolona, nerwowo odwracając się w kierunku grupy emo, sprawdzając, czy nie podsłuchują. W końcu rozmawiam z najpopularniejszym chłopakiem w szkole, który ma dziewczynę. Plotki lubią się roznosić, a Valerie wygląda na taką, co lubi zabijać.
-Nie przejmuj się nimi- zaczął- To jedyna grupa w tej szkole, która ma gdzieś moje poczynania- zaczął- A co do Valerie, chyba lepiej mieć w niej przyjaciółkę, niż wroga- dokończył.
-Serio Alec? Czyli cieszysz się, że Twoja dziewczyna i 'kochanka' się przyjaźnią- nakreśliłam cudzysłów w powietrzu.
-Kochanka?- uniósł brwi do góry.
-No dobra przesadziłam. W takim razie kim dla Ciebie jestem? Zabawką?- zapytałam z irytacją w głosie.
-Nigdy tego nie powiedziałem i nie zamierzam- powiedział, wstając z ławki i podchodząc bliżej mnie.- Nie wiem dokładnie, jak określić to, co jest między nami, ale mam pewność, że nie jesteś mi obojętna- powiedział, łapiąc mnie za dłonie, a ja poczułam rozlewające się w moim brzuchu ciepło.
-Alec ja potrzebuję dokładnego określenia tego, co pomiędzy nami jest- rzuciłam lekko oburzona całą tą sytuacją.
-Mal musisz dać mi trochę czasu- pogładził mnie po policzku.
-Ile? Tydzień, miesiąc, rok? Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz?- zapytałam z wyrzutem, strącając rękę chłopaka.- Zrozum, że nie chcę czekać wiecznie. Możemy sobie ułożyć życie osobno- powiedziałam już smutniej.
-Za bardzo mi na Tobie zależy, obiecuję, rozwiąże problem z Valerie, tylko daj mi jeszcze odrobinę czasu- powiedział, a mnie zamurowało. Czy właśnie Alec Lightwood przyznał, że mu na mnie zależy? Niech mnie ktoś uszczypnie.
-Yyyy okej- odpowiedziałam, a moją twarz pokrył szkarłatny rumieniec.
-Lubię, jak się rumienisz- mruknął, ujmując moją twarz w swoje ciepłe ręce, po czym lekko musnął moje usta. Nie chciałam się zagłębiać w ten pocałunek, ponieważ czułam się zestresowana obecnością uczniów, nawet tych, których w ogóle nie interesuje cała ta sytuacja. Mimo że Alec zapewnił mnie, że ich nie obchodzą jego poczynania, to zawsze może znaleźć się wyjątek, który może rozpuścić plotkę, która z prędkością światła dotrze do Valerie. Przewrażliwienie jest cechą przeze mnie nabytą, odkąd tylko zaczęłam spotykać się z Lightwoodem.
Niepewnie odsunęłam swoją twarz na bezpieczną odległość, co wywołało zdziwienie u blondyna.
-Chyba mówiłem Ci, że oni są nieszkodliwi- odezwał się po chwili, zrozumiawszy, co jest przyczyną mojego cielesnego oddalenia.
-I tak się stresuję- powiedziałam szeptem.
-Jesteś urocza- odpowiedział z uśmiechem.
-Jesteś wkurzający- przewróciłam oczami.
-Ale lecisz na mnie- zaśmiał się i utworzył ten swój łobuzerski uśmiech, pod którym wszystkim dziewczynom miękną nogi. Tak zaliczam się do nich, ale nie dzisiaj.
-Cokolwiek, byleby Twoje ego nie ucierpiało- powiedziałam, a na twarzy chłopaka wymalowało się zdziwienie. Ha? I co Lightwood? 1:0.
-Kto by pomyślał, że jesteś taka wygadana. Jedźmy gdzieś- powiedział szybko, a do mnie dopiero po chwili dotarł sens jego słów.
-Zdajesz sobie sprawę, że mamy za chwilę kolejne lekcje?- zapytałam, patrząc na niego jak na idiotę.
-Daj spokój, jedna godzina Cię nie zabije, usprawiedliwię Cię jakoś, że byłaś mi potrzebna w sprawach samorządu- mówił zadowolony.
-Nie nadużywaj swojej władzy Lightwood, zwłaszcza dla własnych korzyści- stuknęłam palcem w jego pierś, która była twarda jak głaz. Co on cały czas musi napinać te mięśnie?
-To nie tylko dla moich korzyści, ale także Twoich- zaśmiał się.
-Gdzie w ucieczce z lekcji widzisz dla mnie korzyści, ja widzę tylko braki z powodu opuszczenia zajęć- odparłam.
-Jaką masz teraz 'niby ważną lekcje'?- zapytał, zakładając ramiona.
-Religię- odpowiedziałam zrezygnowana.
-Serio Mal? Jakie braki miałbyś mieć po religii?- zaśmiał się.
-No wiesz...no na przykład...-zacięłam się, szukając odpowiedniego argumentu- Nie odmówię swojej części różańca- wypaliłam, zdając sobie sprawę z bezsensowności tej wypowiedzi.
-Dołączyłaś do tych fanatyków religijnych? Jeśli tak, to Twój strój jest bardzo sprzeczny z ich zasadami- powiedział, a na jego twarzy zagościł cwaniacki uśmieszek.
-To znasz ich zasady?- zapytałam, chcąc uciec od tematu lekcji.
-No wiesz, muszę wiedzieć niektóre rzeczy, będąc przewodniczącym szkoły- odpowiedział pewnie.
-Zadziwiasz mnie- zaśmiałam się.- To gdzie mnie zamierzasz zabrać?- dopytałam.
-Czyli jednak chcesz opuścić tak fascynujący przedmiot, jakim jest religia?- zapytał nieco sarkastycznie, za co dałam mu kuksańca w bok.
-Powiedzmy, że się skuszę- zachichotałam.
- Mam na Ciebie zły wpływ, wyrzucą Cię z kółka różańcowego- parsknął, a ja powtórzyłam wcześniejszą czynność, ponownie uderzając chłopaka w bok.- Mam pewne miejsce, w które chciałbym Cię zabrać- dodał, nie zdradzając nic więcej i pociągnął mnie za rękę w kierunku parkingu. Wsiadłam do czarnego mustanga chłopaka. Tak jest on zdecydowanie takim typem, który lubi się pochwalić tym, że na samochodzie nie oszczędza.
Po piętnastu minutach Alec zatrzymał samochód przy parku, w którym miałam już kiedyś okazję 'biegać'. Kiedy chłopak opuścił samochód, obszedł go dookoła i ku mojemu zdziwieniu otworzył mi drzwi.
-Masz dzisiaj jakieś przejawy gentlemana?- zapytałam, jednocześnie chichocząc.
-Zdarza mi się- również się uśmiechnął.
- Park jest tym całym miejscem, do którego chciałeś mnie zabrać?- dopytałam.
-Można tak powiedzieć, bardziej chodziło mi o to boisko do koszykówki w dole- powiedział i wskazał na plac ogrodzony zieloną siatką, a potem skierował się do bagażnika, z którego wyciągnął piłkę.
-Będziemy grać?- zapytałam zszokowana, jakbym pierwszy raz widziała ten przedmiot.
-Raczej próbować- uśmiechnął się łobuzersko, co wywołało moje oburzenie.- Mam nadzieję, że nie będziesz płakać, jeśli przegrasz- cmoknął mój nos.
-Mam nadzieję, że Ty też się nie rozkleisz- odgryzłam się i pokazałam mu język.
-Jeśli wygram znajdę dla niego inne zadanie- rzucił zboczoną aluzję.
-Możesz pomarzyć Lightwood- odpowiedziałam i ruszyłam w kierunku wcześniej wymienionego miejsca, wyprzedzając tym samym chłopaka, który po chwili i tak mnie dogonił.
Gdy rozpoczęliśmy 'grę' chłopak zaczął stosować różne zmyłki, nie dając mi nawet możliwości dotknięcia piłki. Ten sport zdecydowanie nie należy do moich ulubionych.
-Myślałam, że grasz w piłkę nożną, a nie w koszykówkę- stwierdziłam zdyszana.
-Jestem wszechstronnie uzdolniony- powiedział i rzucił piłkę do kosza, oczywiście trafiając.
-A dodatkowo skromny- rzuciłam sarkastycznie.
-Oj trzeba umieć słonko przegrywać- zaśmiał się- Łap, teraz Twoja kolej- krzyknął, rzucając piłkę w moim kierunku, którą nieudolnie złapałam. Chłopak stanął naprzeciw mnie, a moim zadaniem było go ominąć i trafić do kosza. Łatwizna.
Gdy już miałam go wykiwać, chłopak objął mnie w pasie, obracając do siebie tyłem i zatopił swoją twarz w zagłębiu mojej szyi, bardzo mnie przy tym łaskocząc, co spowodowało mój pisk. Chciałam się wyrwać, ale nic z tego. Lightwood z dużą szybkością i łatwością obrócił mnie ponownie i podniósł mnie, po czym usadził sobie na biodrach. Nie minęła chwila, a nasze usta już były złączone w czułym pocałunku.
Czułam się niesamowicie, motylki w moim brzuchu wariowały, a na skórze pojawiły dreszcze, ta piękna chwila trwała do pewnego momentu, aż czego sobie nie uświadomiłam, cała rozkosz uleciała, a ja przerwałam pocałunek, co spowodowało zdezorientowanie chłopaka.
-Coś się stało?- zapytał, odstawiając mnie na ziemię.
-Valerie dzisiaj też tak całowałeś- powiedziałam oschle.
-O co Ci chodzi?- dopytał zszokowany moimi słowami.
-To trochę chore, nie uważasz- odpowiedziałam, podnosząc z ziemi swoją kurtkę.
-Wiem, jak to wygląda, ale...- przerwał- Zaraz, zaraz... Ty jesteś zazdrosna!- wywnioskował, a na jego twarz znowu wpłynął cwaniacki uśmieszek.
-Coooo?- zaczęłam nienaturalnie wysokim głosem.- Chyba oszalałeś- stwierdziłam.
-Mal jesteś po prostu zazdrosna... W sumie masz o co- zaśmiał się, ale mnie to nie rozbawiło, wręcz przeciwnie byłam wkurzona.
-Jesteś bezczelny- rzuciłam.- Nie mam, o co ani o kogo być zazdrosna. Są od Ciebie o wiele lepsi- warknęłam i ominęłam chłopaka, uderzając go przy tym barkiem, co raczej sprawiło mi większy ból niż jemu.
Z parku do domu miałam niedaleko, więc od razu ruszyłam w jego kierunku, nie zważając na wołającego mnie chłopaka. Niech nie będzie taki hop do przodu, bo szybko mogę się od niego uwolnić. Myślałam, że ten dupek chociaż raz zachowa się normalnie, po tym incydencie nawet jego obietnice i zapewnienia są niewiele warte.
Dziękujemy za gwiazdki i komentarze oraz czekamy na kolejne!
Zaskakujecie nas swoimi teoriami, co do dalszych losów naszych bohaterów, ale jest to bardzo ciekawe! Obstawiajcie dalej!
Pozdrawiamy, madziedwie. <3
CZYTASZ
Story of my life
Teen Fiction*UWAGA* ⚪Mogą pojawiać się błędy. ⚪ Zamierzamy wstawiać zdjęcia. ⚪ Sceny +18.