2. Ta nowa.

10.8K 510 53
                                    

  Wczesny poranek wielu osobom kojarzy się z czymś nieprzyjemnym. Przymus wstawania do szkoły, pracy jest udręką. Ja wychodzę im na przekór. Jestem zdecydowanie typem rannego ptaszka. Budzik nie jest moim wrogiem. Zawsze z przyjemnością wstaję z łóżka i idę zażyć porannej toalety. Tak było i dzisiaj. Poranny rytuał należy do moich ulubionych czynności.

Rozczesałam długie rude włosy, umyłam zęby i twarz, a następnie nałożyłam na siebie swój ulubiony jedwabny szlafrok, by zejść i zjeść śniadanie z tatą.

-Dzień dobry Malio- przywitała się ze mną Alice, która czekała u podnóży schodów.-Twój tata prosił, żeby poinformować Cię, że dzisiaj zjesz sama, ponieważ miał bardzo pilny telefon w sprawie budowy- oznajmiła mi, a ja nie ukrywam, że zrobiło mi się trochę przykro.

-Dzień dobry, dziękuję za informację- uśmiechnęłam się smutno.-Ale skoro taty nie ma... Mogłabyś zjeść ze mną?- zaproponowałam nieśmiało.

-Niech będzie, ale czy to na pewno będzie odpowiednie?- zapytała, a ja kiwnęłam zachęcająco głową w odpowiedzi.- W takim razie zaraz przyniosę nasz posiłek.

-Cudownie, czekam w jadalni- rzekłam z promiennym uśmiechem i skierowałam się do wymienionego pokoju.

Usiadłam przy szklanym stole i obserwowałam słońce, które leniwie wznosiło się nad jezioro. Naprawdę piękny widok. Od podziwiania oderwała mnie Alice, która przyniosła wspaniale pachnącą jajecznicę z bekonem, a także tostami. Przy takich wspaniałych posiłkach będę chyba zmuszona korzystać z naszej mini siłowni. Gdy tylko postawiła przede mną talerz, zabrałam się za pałaszowanie. Nie wiem, jak Alice to robi, ale taki zwyczajny posiłek ona potrafi przyrządzić lepiej niż ktokolwiek.

-Dobrze, że masz taki apetyt- uśmiechnęła się, siadając naprzeciwko.

-Jakbyś nie robiła tak smacznych posiłków, to uwierz, nie miałabym- odwzajemniłam uśmiech, biorąc kolejną porcję na widelec.

-Dzisiaj na dworze jest w miarę ciepło, także z ubiorem można zaszaleć- powiedziała z entuzjazmem.

-Super, dziękuję za śniadanie- odpowiedziałam, odsuwając od siebie talerz i pobiegłam ponownie do mojego królestwa.

Do szkoły miałam na ósmą, także została mi jeszcze godzina na przygotowanie. Na całe szczęście nie jest do niej daleko, a zawozi mnie Rob, także wystarczy, jeżeli wyjadę 20 minut wcześniej. Wróciłam jeszcze raz do łazienki w celu umycia zębów, a następnie wzięłam się za moją ulubioną czynność, czyli makijaż. Nigdy nie malowałam się zbyt mocno i tak pozostało. Lekka warstwa podkładu zakrywająca niedoskonałości, wykonturowanie brwi i tusz do rzęs. Z ubiorem też postanowiłam nie przesadzać. Nie chciałam się rzucać w oczy, wystarczało już to, że byłam tą nową. Założyłam czarną dopasowaną bluzkę, w tym samym kolorze trapezową spódniczkę zapinaną na guziki, no i czarne vansy. Ekstremalnie zwyczajnie. Jak dziewczyna nienależąca do żadnej grupki, a tym bardziej nie ta popularna.

Moimi jedynymi zadaniami było odebranie podręczników ze szkolnego sekretariatu, no i oczywiście niespalenie się ze wstydu. Jestem przekonana, że nauczyciele znający moją niedaleką przeszłość będą uważali mnie za taką 'specjalnej troski'. Wiedzą o tym, że mój chłopak umarł, wiedzą, że nie mam matki, ale nie oczekuję od nich litości, tylko zrozumienia, że są rany, których lepiej już nie rozdrapywać.

Wiele osób uważało, że Jake odszedł przez moją bezczynność. Przez to, że nie potrafiłam mu pomóc z jego uzależnieniem. Nikt jednak nie poznał jego podłego oblicza. Tego, że wcale nie był taki idealny. Ten związek był toksyczny. Kiedy myślałam, że gorzej być nie może, los pokarał mnie jeszcze bardziej. Nie jestem jedyną, której ukochany bawił się w ćpanie, ale zobaczenie go w tym stanie było jeszcze gorsze. Gdy zaczęłam mu zarzucać, że niszczy swoje i moje życie, zostałam potraktowana w brutalny sposób. Miejcie mnie za bezsilną, ale w życiu nie zostałam uderzona tak potwornie mocno, jak wtedy. Rozcięty łuk brwiowy, podbite oko i złamany nos. Jak się wytłumaczyłam? Rzecz jasna nie powiedziałam prawdy. Historyjka o uderzeniu w otwarte drzwi garażowe przyjęła się jak znalazł, a moja 'niezdarność' budziła u niektórych rozbawienie. On wtedy udawał troskliwego i kochanego chłopaka. Nawet mnie nie przeprosił. Nie wiem, na co ja liczyłam, na cud? Bardzo możliwe. Gdy umarł, nie płakałam. Nie życzyłam mu śmierci, ja go kochałam, ale to, co się zdarzyło było dla niego w pewnym sensie wybawieniem. Nie rozumiał, że to go zabija. Za jakiekolwiek próby pomocy naskakiwał na mnie. Zamiast otrzymania wsparcia po jego śmierci zostałam grupowo napadnięta. Oskarżano mnie o najgorsze. Starałam się trzymać, jak tylko mogłam, ale największy ból sprawiały mi słowa 'nie reagowałaś, przyczyniłaś się do tej śmierci'. Starałam się, jak mogłam, ludzie widzieli, co robił na imprezach, wmawiali sobie tylko, że to dla lepszej zabawy, a później wmawiali mi, że nie pomogłam, gdy on tego potrzebował. Był ode mnie starszy o dwa lata, był silniejszy ode mnie, ale nie na tyle silny, by pokonać uzależnienie. Nie miałam szansy wytłumaczyć się, jak bardzo ja na tym ucierpiałam, że oni nie zauważyli w odpowiednim momencie mojego cierpienia. Nic niewarci przyjaciele, którym popularność uderzyła do głowy. Dlatego teraz za wszelką cenę chcę unikać ludzi tego pokroju. Właśnie takich ludzi, którzy są podobni do mojej wcześniejszej wersji.

Z niezbyt przyjemnych rozmyślań wyrwał mnie głos Alice, która poinformowała mnie, że Rob czeka już w samochodzie przed wejściem. Złapałam jeszcze swoją torebkę i zbiegłam na dół. Pożegnawszy się z gosposią, wsiadłam do czarnego auta, gdzie oczekiwał mnie nasz szofer. W drodze miałam okazję przyjrzeć się dokładnie części Riverwood. Zauważyłam wiele knajpek z fastfoodami, jednak najbardziej moją uwagę przykuł ten z neonowym szyldem i ozdobami. Kiedy się już zaaklimatyzuję, to na pewno odwiedzę tę restaurację. W oddali udało mi się również dojrzeć sklepy z ubraniami, między innymi parę dobrze znanych sieciówek.

Pod szkołą byłam po dziesięciu minutach. Budynek jak budynek. Duży i obszerny, a przed nim masa dzieciaków czekających na dzwonek oznajmiający pierwszą lekcję. Pożegnałam się uprzejmie z Robem, wzięłam głęboki oddech i wysiadłam z auta. Zrobiłam parę kroków w kierunku wejścia. Szło mi całkiem nieźle, na razie tylko parę osób zwróciło na mnie uwagę, a ja nie spaliłam buraka. Weszłam do budynku, w którym mieściło się liceum i ponownie zrobiłam głęboki oddech. Wzrokiem rozejrzałam się po głównym holu, na którym znajdowały się uczniowskie szafki. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie znajduje się sekretariat, ale głupio mi było zapytać się kogokolwiek o drogę. Gdybym to zrobiła od razu, poszłaby wiadomość, że pojawiła się ta nowa. Ruszyłam przed siebie, spoglądając na każde drzwi, licząc, że będą w jakiś sposób oznakowane. Nie patrząc przed siebie z całą siłą i prędkością, jaką szłam, wpadłam na osobę przede mną. Oczywiście jak to miałam w zwyczaju, odbiłam się od chłopaka, tracąc równowagę i lądując tyłkiem na ziemi. Nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi, natychmiast zaczęłam podnosić się z podłogi i poprawiać spódniczkę, przepraszając przy tym chłopka, w którego wpadłam. W odpowiedzi usłyszałam tylko szczery śmiech i słowa:

-Nic Ci się nie stało?- zapytał ciągle rozbawiony.

-Nie, nie wszystko w porządku- odpowiedziałam, nie patrząc mu w oczy i nerwowo poprawiając swoje rude pokręcone włosy, które miałam zaczesane na jeden bok.

-Mason- przed oczami zobaczyłam wyciągniętą w moim kierunku rękę.

-Malia- odpowiedziałam, wymieniając z nim uścisk dłoni i spoglądając w jego zielone oczy.

-Miło mi poznać- dodał — Jesteś nowa?- zadał w końcu pytanie, którego raczej chciałam uniknąć.

-Niestety- mruknęłam, poprawiając torebkę na ramieniu.

-Mogę Ci w czymś pomóc?- cóż jak na człowieka, którego staranowałam, był bardzo miły. Inni zapewne zaczęli nazywać mnie niezdarą i rzucać tekstami w stylu 'ślepa jesteś', 'nie widzisz, jak łazisz'.

-W sumie... Mógłbyś mi powiedzieć, gdzie jest sekretariat?- zdecydowałam się zapytać o udzielenie wskazówki.

-Jasne, to pierwsze drzwi na lewo- uśmiechnął się miło.

-Dzięki wielkie Mason- odpowiedziałam i ruszyłam w stronę sekretariatu.

Na szczęście dalszą drogę udało mi się pokonać bez żadnych upadków. Weszłam do pomieszczenia, witając się z sekretarką, która okazała się bardzo sympatyczną osobą. Wydała mi podręczniki i klucze do szafki, a także plan szkoły bym nie musiała już błądzić. Życzyła również powodzenia na lekcjach. Może jednak nie wszyscy będą traktować mnie jak kogoś wymagającego specjalnej opieki. Zabrawszy wszystkie rzeczy, ruszyłam do szafki, do której otrzymałam klucz. Bezproblemowo znalazłam mebel oznaczony konkretnym numerkiem i włożyłam do niego książki, które na razie nie były mi potrzebne. Po zakończeniu tej czynności spojrzałam na plan, szukając sali, w której miała się odbyć pierwsza godzina lekcyjna, a dokładnie geografia. Po krótkiej chwili usłyszałam dzwonek na lekcję, pospiesznie zabrałam potrzebne podręczniki i wrzuciłam je do torby. Ruszyłam w kierunku sali, której miała odbyć się lekcja. Większość uczniów siedziała już w klasie, więc również do niej weszłam i zajęłam wolne miejsce w pierwszej ławce od okna. Czułam na sobie palące spojrzenia osób siedzących dookoła. Jednak starałam się tym nie przejmować i wyciągnęłam podręcznik, przeglądając początkowe tematy, które już dawno przerobiłam. Po około dwóch minutach do sali wszedł nauczyciel. Był to starszy mężczyzna, dosyć niskiego wzrostu, posiadający sporych rozmiarów zakola, a na jego nosie widniały okulary w czarnych oprawkach.

-Dzień dobry klaso- powiedział, rzucając swoje rzeczy na biurko, wywołując tym głośny huk, jednocześnie uciszając rozmawiających nastolatków.- Jak zdążyliście zauważyć mamy nową koleżankę- rzekł, a ja podniosłam się do góry, pokazując się wszystkim, a także wypowiedziałam ciche 'cześć'.- Nazywasz się Malia Blossom, tak?- zapytał nauczyciel.

-Dokładnie- odpowiedziałam.

-Przyjechałaś z Shieffield?- dopytywał, zerkając na kartkę, na której zapewne były wypisane moje dane.

-Tak- potwierdziłam.

-Witamy w liceum w Riverwood, panno Bolssom- dodał, a ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi, gdy nagle drzwi klasy otworzyły się z hukiem. Po chwili do klasy spokojnie weszły dwie śmiejące się uczennice.

-No, jak zwykle spóźnione- zwrócił się do nich nauczyciel.

-Oo jak zwykle punktualny- powiedziała bezczelnie dziewczyna o brązowych włosach sięgających ramion.

-Siadaj Valerie i nie rób problemów- dodał nauczyciel, wskazując na ostatnią ławkę. Dziewczyna przekręciła oczami i skierowała się na swoje miejsce, zerkając na mnie z wywyższeniem.

-Ooo, a ta wiewióra to ta nowa?- zatrzymawszy się przy mojej ławce, pokazała na mnie placem i rzuciła chamski komentarz, który postanowiłam zignorować. Wewnętrznie miałam ochotę się odgryźć, ale to stare nawyki, których właśnie próbuję się wyzbyć. Takich ludzi jak ona chcę unikać.

-Valerie licz się ze słowami- upomniał ją nauczyciel, a ja zacisnęłam usta wąską linię.

-No co wiewióreczko? Języka w buźce zabrakło?- kontynuowała swoje obelgi.

-Valerie siadaj już na miejsce i proszę, zostań po lekcji- powiedział poważnym tonem nauczyciel, a dziewczyna zamilkła, uśmiechając się wrednie w moją stronę, po czym zajęła miejsce.

Reszta lekcji przebiegła już bezproblemowo. Jeżeli chodzi o geografię, to na szczęście nie miałam zaległości, wręcz przeciwnie z materiałem byłam trochę do przodu. Dzwonek był moim wybawieniem. Kiedy wychodziłam z klasy, czułam na sobie złowrogie spojrzenie wcześniej obrażającej mnie dziewczyny. Takie wydarzenia nie były zbyt komfortowe. Po co od razu szukać sobie wrogów. Kolejne przedmioty, które miałam na szczęście przebiegły bez większego szumu. Być może powodem było to, że nie brała w nich udziału irytująca brunetka. Gdy wybiła godzina jedenasta, dzwonek oznajmił przerwę na lunch. Musiałam udać się w najbardziej znienawidzone miejsce w całej szkole, czyli stołówkę. To właśnie tam widać dokładnie podziały między młodzieżą na różne grupy.  

Story of my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz