18. Nigdy nie reaguje.

6.2K 474 27
                                    


  -Fuu! - krzyknęłam z obrzydzeniem w momencie, kiedy Mason pokazał mi nagranie, na którym ludzie zjadają robaki.

-Człowiek zrobi wszystko dla pieniędzy — rzucił, przepychając się przez tłum nastolatków na szkolnym korytarzu.

-Dlaczego interesują Cię takie obleśne rzeczy? - mruknęłam niezadowolona.

-Nazywaj, to jak chcesz, jestem pewien, że w sytuacji podbramkowej sama byś się skłoniła ku temu.

-Nie ma mowy — zaśmiałam się — To jest po prostu...

-Hej! Mal — usłyszałam krzyk z drugiego końca korytarza. Przerwałam kontakt wzrokowy z Masonem i przeniosłam spojrzenie w stronę dochodzącego dźwięku. W naszym kierunku biegł uśmiechnięty od ucha do ucha Posey.

-Mal! Wreszcie -krzyknął uradowany.

-Dylan? - dziwiło mnie jego nagłe zainteresowanie moją osobą ostatnim czasem.

-No, a kto inny? - zaśmiał się, wskazując na siebie — O Avri! Zmieniłaś się trochę- rzucił rozbawiony w stronę Mason'a, który wywrócił tylko oczami na zachowanie chłopaka.

-Pójdę poszukać Av...- zaciął się i spojrzał na chłopaka przed nami - reszty - dokończył, po czym pożegnał się i odszedł w stronę stołówki.

-Ma dziewczyna charakterek — skomentował Posey, wciąż mówiąc o Masonie.

-Z której strony on jest podobny do Avri? Jesteś upośledzony umysłowo czy po...- przerwał mi.

-Uspokój się! - podniósł głos rozbawiony.

-Jestem pierdoloną oazą spokoju — uśmiechnęłam się sztucznie.

-Wyluzuj, po prostu chciałem pogadać sam na sam -poruszał zabawnie brwiami — więc musiałem jakoś sprzątnąć stąd tego lalusia — powiedział, zarzucając ramię na mój bark, co na pewno wywoła kolejną falę kontrowersyjnych plotek.

-Sprzątnąć? Ktoś tak jeszcze mówi? - zaśmiałam się. Ludzie na korytarzu przyglądali nam się z uwagą, co zaczęło mnie lekko przerażać. Dziewczyny szeptały, chłopcy gwizdali, co gwarantuje mi na pewno jedno, a mianowicie, znowu będę tematem numer jeden w szkole. Jakby nie patrzeć, przechadzałam się z chłopakiem szkolnym korytarzem otulona jego silnym ramieniem.

-Tak, Dylan Posey — uśmiechnął się czarująco — szkolna gwiazdka sportowa, największy przystojniak w mieście i zawodowy łamacz serc — puścił mi oczko.

-Poważnie? - zaśmiałam się — nie wierzę, że laski na to lecą-powiedziałam wciąż rozbawiona jego mniemaniem o sobie.

-Lgną jak ćmy do światła — powiedział, nachylając się nade mną i szepcząc mi do ucha. Mimowolnie parsknęłam śmiechem, co zwróciło uwagę niektórych uczniów na korytarzu.

-Nie lubię ciem — zaśmiałam się, zdejmując ramię chłopaka ze swojego ciała.

-Dlaczego?- zapytał, kiedy zatrzymaliśmy się przy damskiej toalecie.

-Po ciemku może i nie są straszne, ale kiedy znajdują się blisko światła, zaczynasz dostrzegać ich brzydotę — powiedziałam, nawiązując poniekąd do dziewczyn ze swojej szkoły, które chowały swoje prawdziwe oblicze pod przykryciem mocnego makijażu i markowych ciuchów.

-Możliwe, ale jak widać, można natrafić jeszcze na motylki- powiedział, poruszając znacząco brwiami, kiedy przekraczałam próg miejsca, do którego nie wolno mu było wejść.

-Jasne — odparłam rozbawiona jego dedukcją, po czym zamknęłam za sobą drzwi. Gdy tylko drewniana płyta odcięła mnie od głośnego gwaru szkolnego korytarza, usłyszałam cichy szloch, dobiegający z jednej z kabin. Moją pierwszą myślą była natychmiastowa ucieczka i niemieszanie się w problemy, które mnie nie dotyczą. Jednak po chwili zastanowienia zdałam sobie sprawę z tego, że tak postąpiłaby dawna Mal. Niepewnym i powolnym krokiem zaczęłam kierować się w stronę dochodzącego płaczu, który powoli stawał się coraz to głośniejszy. Przystawiłam dłoń do drzwi, po czym zapukałam. Płacz ucichł, a ja przełknęłam głośno ślinę.

-Wszystko w porządku? - pchnęłam delikatnie drzwi, a moim oczom ukazała się dziewczyna, która nerwowo zaczęła zakrywać swoje nadgarstki.

-Nie nauczyli Cię, że nie wchodzi się do zajętej kabiny? - warknęła niska brunetka, zbierając z podłogi swoje rzeczy.

-Co ty zrobiłaś? - zapytałam, widząc, jak po jej rekach skapuję czerwona ciecz.

-Nie twój zasrany interes — powiedziała, próbując mnie wyminąć, ale zdenerwowana całą sytuacją odepchnęłam dziewczynę z powrotem, co skutkowało jej cofnięciem się o kilka kroków — Co ty wyprawiasz? - zapytała zdezorientowana.

-Ja? A ty? - krzyknęłam zła. Fakt to nie moja sprawa, dlaczego ta dziewczyna się tnie i płacze, ale jednak.

-A jak myślisz? Co można robić w łazience? - zapytała ironicznie, zaciągając rękawy na swoje dłonie.

-W sumie to wiele rzeczy i dochodzę do wniosku, że mamy inne pojęcia, jeżeli chodzi o kwestię korzystania z toalety — zaczęłam pewnie, a dziewczyna jakby złagodniała.

-Każdy ma jakieś problemy, ja o twoje nie pytam — powiedziała, siadając bezradnie na sedesie.

-Ja o twoje też nie — powiedziałam spokojnie.

-Więc co tu jeszcze robisz?

-Nie wiem — wzruszyłam ramionami — chyba liczę, że sama z siebie powiesz, co się stało.

-Żebyś mogła zabłysnąć wśród dziewczyn nową plotką, a twoja przyjaciółeczka napisać o tym w szkolnej gazetce? Nie dzięki — uniosła się lekko.

-No jasne, bo zapewne to ciekawszy temat, niż ten o mnie i rzekomym romansie z Lightwood'em — prychnęłam - Ludzie kłamią i wydaje mi się, że dobrze o tym wiesz -powiedziałam, przyglądając się uważnie brunetce. Była niska i przy tuszy, ale twarz miała naprawdę ładną. Jej niebieskie oczy przypominały kolor oceanu, a mocno malinowe usta skupiały głównie moją uwagę.

-Naprawdę chcesz wiedzieć? - zapytała z łzami w oczach.

-A chcesz mi powiedzieć? -podałam dziewczynie chustkę, którą przyjęła bez wahania i zaczęła powoli oczyszczać swoje rany.

-To przez Valerie — mruknęła, a w jej policzkach spłynęła pojedyncza łza — Jak widzisz, nie należę do szczupłych i atrakcyjnych dziewczyn — pociągnęła nosem — Valerie dostrzegła to jako pierwsza. Od zawsze słyszałam wredne komentarze i wyzwiska z jej strony. Początkowo nie przejmowałam się, ponieważ myślałam, że jestem jej kolejnym chwilowym obiektem do znęcania się, ale dziewczyna nie odpuszczała. Robiła i mówiła to coraz wredniejsze rzeczy, aż w końcu uwierzyli w to inni, jak i ja sama zaczęłam w to wierzyć. Jakby nie patrzeć ma rację. Jestem gruba i nigdy nikt się ze mną nie umówi — powiedziała, zakrywając dłońmi swoją twarz, a w mojej głowie zaczęło się zbierać coraz więcej strasznych nazw określających tę dziewczynę.

-Valerie kłamie — powiedziałam, przykucając przy brunetce i pocierając dłonią jej ramię.

-Dzisiaj, kiedy przyszłam do szkoły, z mojej szafki wysypały się gumowe zabawki w postaci frytek i hamburgerów. Gdy ludzie to zobaczyli, zaczęli się śmiać, a Valerie triumfować po docinkach, jakie udało się jej skierować w moją stronę. Starałam się kontrolować, ale nie potrafiłam i kiedy odchodziła razem ze swoją bandą, rzuciłam w nią gumowym hot-dogiem. Dziewczyna nie zwracając uwagi na moje przeprosiny i prośby, po prostu mnie uderzyła na oczach wszystkich. Z dnia na dzień jest gorsza, a ja w sumie nie potrafię się jej postawić- łkała.

-Dlaczego nie powiedziałaś tego nauczycielom albo rodzicom, albo...-zaczęłam, ale dziewczyna sztucznie się zaśmiała.

-Znasz Betty? - zapytała, unosząc na mnie wzrok, na co zmarszczyłam brwi i pokręciłam przecząco głową.

-No właśnie — mruknęła — pochodziła z Francji. Valerie uwzięła się na nią i wyzywała od żabojadów. Po akcji z szafką pełną ślimaków, żabich łódek i małży dziewczyna nie wytrzymała i przeniosła się do szkoły w Temerberg — wyznała — Valerie zawsze wszystko uchodzi na sucho- mruknęła.

-Więc nauczyciele i rodzice...

-Zostałabyś wyśmiana, gdybyś się poskarżyła — powiedziała, uśmiechając się smutno.

-A Alec? Jej chłopak chyba nie jest taki zły? W sumie, od kiedy przyszłam tu do szkoły, nie zauważyłam, żeby się nad kimś pastwił — rzuciłam, przypominając sobie ciepłe usta blondyna.

-Zawsze jest z Valerie, nigdy nie reaguje — mówiła - nie wtrąca się w jej zabawę — powiedziała, a mnie ścisnęło w żołądku. Jak to nigdy nie reaguje? Więc bezczynnie przygląda się krzywdzie innym? Jak można być tak bezdusznym? Zresztą co ja mówię? Sama kiedyś taka byłam, ale to musi się zmienić. Ktoś musi się wreszcie postawić.

-Zaczęłam się ciąć, ponieważ, początkowo dawało mi to ulgę, później się po prostu uzależniłam — z rozmyślań wyrwał mnie głos dziewczyny.

-Nie możesz tego robić! Nie możesz dać się tak traktować — krzyknęłam oburzona — jesteś tyle samo warta co ona, ja i inni uczniowie. Nie ma prawa Cię bić, wyzywać ani poniżać.

-Valerie jest...

-Walnięta — dokończyłam za nią nieźle wkurzona — jest walnięta i powinna się leczyć. Znęcanie się nad innymi to podchodzi pod przestępstwo -zaczęłam się nakręcać coraz bardziej — Nie wierzę, że pozwoliłaś sama sobie na okaleczanie się tylko ze względu na nękanie jednej świruski.

-Nie rozumiesz, Val...

-Ja? Ty nie rozumiesz — krzyknęłam - pozwoliłaś naruszyć swoją strefę komfortu, przestrzeni osobistej, a nawet prywatnej. Pozwoliłaś na to, aby obca osoba zmusiła Cię do zranienia się. To nienormalne! Masz pojęcie, co sobie robisz? -zapytałam podenerwowana — Jak długo? - zapytałam.

-To nic nie zmienia — powiedziała.

-Jak długo! - krzyknęłam, oczekując odpowiedzi.

-Dwa miesiące -powiedziała zrezygnowana.

-Dwa miesiące się tniesz? To okrutne - zaczęłam — po dłuższym czasie samo okaleczania się możesz wpaść w pułapkę błędnego koła, w którym naiwnie wierzymy, że ból przynosi nam ukojenie, ale tak nie jest. Ludzie uzależnieni ciężko z tym walczą więc dlaczego dobrowolnie chcesz sprawić sobie krzywdę? - zapytałam spokojnie. W kwestii uzależnień jakichkolwiek byłam bardzo negatywnie nastawiona zwłaszcza po śmierci Jake'a. W dawnej szkole również była pewna dziewczyna, Emily. Drobna blondynka, małomówna, niepewna i z dobrymi ocenami. Też była prześladowana. Nie, nie przez szkolną elitę, ale przez ojca. Znęcał się nad nią i jej matką. W szkole nie było widać, aby dziewczynie działa się krzywda. Udawała. Po śmierci matki podcięła sobie żyły. Jakby nie patrzeć w szkole było o tym głośno. Przez chwilę. Później ludzie zapomnieli albo po prostu nie chcieli pamiętać. Nie chcieli pamiętać dziewczyny, która codziennie po szkole przechodziła piekło, nie mówiąc ani nie szukając pomocy u nikogo. Zresztą jakby nie patrzeć jeszcze niedawno sama potrzebowałam osoby, która mogłaby mi doradzić, wesprzeć czy pomóc. Ludzie się ode mnie odwrócili, a w tym Ci najbliżsi. Zamyśliłam się, jednak po chwili moja uwaga skupiła się na starej żyletce leżącej w kącie kabiny.

-To twoja żyletka?- zapytałam wystraszona zabrudzonym narzędziem.

-Mhm — przytaknęła dziewczyna.

-Jezu dziewczyno! Masz pojęcie, pomijając fakt, że osłabiasz swoją odporność, dając mikro bakteriom łatwiejszy dostęp swojego organizmu to, że istnieje ryzyko zarażenia się ciężkimi chorobami? Przecież może wdać się jakieś zakażenie, rana może zacząć Ci ropieć, już nie mówiąc o infekcjach, jak na przykład zakażenie wsierdzia i w konsekwencji ciężkich chorób zastawek serca.

-Co?- spojrzała na mnie zniesmaczona.

-Możesz też złapać tężca, HIV, AIDS — zaczęłam wymieniać, a oczy dziewczyny robiły się coraz szersze.

-Przestań, rozumiem — powiedziała — ale to jednak jest jakiś sposób na problemy — powiedziała smutno.

-Serio? A w przyszłości powiesz dzieciom, że jak radziłaś sobie z problemami? To chowanie problemów pod dywan. Nie chcesz, żeby ludzie pytali dlaczego, ale jednak sama robisz coś, co przykuwa uwagę innych. Zamiast stawić czoła Valerie, pozwalasz jej na to, aby naruszała twoja przestrzeń. Uderzyła Cię? Oddaj. Tak, to nie rozwiązanie, ale postaw się. Zrób cokolwiek, ale nie chowaj głowy w piasek i nie zamykaj się w pokoju z żyletką. To żaden sposób. To po prostu żenujące. Ktoś kiedyś wprowadził na to ''modę'', a głupkowate osoby w nastoletnim wieku chcąc stać się bardziej zauważalnym, oryginalnym czy dostrzegalnym po prostu to podłapały, stając się tym samym swoimi własnymi oprawcami.

-Przerażasz mnie — uśmiechnęła się nieśmiało dziewczyna.

-Wspaniale, masz pojęcie, ile ludzi jest uzależnionych? -zaczęłam, czując narastającą w sobie siłę -Ja wierze, że jeżeli ktoś bardzo czegoś chce, to osiągnie to mimo wszystko. Wystarczy własna wola. Własna — powtórzyłam, na co dziewczyna szeroko się uśmiechnęła.

-Masz rację — usłyszałam - Nie mogę pozwolić sobie na to, aby moje ciało cierpiało przez głupie docinki Valerie — powiedziała, podchodząc do lusterka przy umywalce i ocierając twarz.

-Nie możemy przejmować się ludźmi, którzy dla nas nic nie znaczą — powiedziałam, podchodząc do dziewczyny i uśmiechając się do jej odbicia.

-Masz całkowitą rację, dlatego zaraz zrobię coś, co zmieni stosunek Valerie do mojej osoby — odpowiedziała brunetka — dziękuję - odwróciła się w moją stronę — chyba potrzebowałam takiej rozmowy, co prawda w pewnym momencie mnie przerażałaś, ale ciesze się, że to ty pojawiłaś się w tej toalecie — uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłam gest.

- Nie ma za co — powiedziałam w momencie, kiedy zadzwonił dzwonek na lekcję.

-Uciekam, do zobaczenia — krzyknęła dziewczyna, opuszczając pomieszczenie, na co tylko pomachałam lekko dłonią. Ponieważ właśnie miałam lekcję hiszpańskiego z łysym nauczycielem z wielkimi okularami i wytatuowanymi plecami, który nie zbyt przykładał się do swojej pracy, postanowiłam bez pośpiechu skorzystać z toalety. Po zakończonej czynności umyłam ręce i pędem ruszyłam w stronę klasy. Kiedy wyszłam z łazienki, przez przypadek trafiłam na jednego z uczniów tej szkoły.

-No to już musi być miłość — usłyszałam znajomy śmiech.

-Najpierw rozwaliłeś nadgarstek mojej przyjaciółce, a teraz próbowałeś mnie zabić, Posey? - zapytałam z uśmiechem.

-Ciebie? Nigdy w życiu — zaczął — Ciebie mógłbym nosić na rękach! - krzyknął, po czym uniósł mnie do góry. Poczułam, jak moje stopy tracą grunt, przez co mimowolnie oplotłam dłońmi kark chłopaka. Jak nic znowu będę tematem numer jeden.

-Jesteś nienormalny — zaśmiałam się.

-Nie mów, że to Cię nie kręci — powiedział, obdarzając mnie czarującym uśmiechem.

-Posey, babka od fizyki Cię woła — usłyszałam znajomy głos, który należał do nikogo innego tylko Alec'a Lightwood'a.

-Wybacz słońce, ale chyba chodzi o zaliczenie — poruszył zabawnie brwiami, odstawiając mnie na miejsce — widzimy się potem — rzucił, po czym biegiem ruszył po schodach na pierwsze piętro do sali od fizyki. Super. Zostaliśmy sami. Ja i Alec. Cóż... nie, żeby to pierwszy raz, ale od ostatniego spotkania w jego domu w ogóle nie rozmawialiśmy. No dobra, może sms'a.

-Kręcisz z Posey'em? -prychnął jakby z ironią.

-To nie jest chyba twoja sprawa — odezwałam się, dostrzegając już, że to ta jego gorsza strona.

-Jest, to mój przyjaciel — powiedział.

-Więc na pewno Ci odpowie na to pytanie — uśmiechnęłam się sztucznie.

-Zadzierasz nosa — mruknął — Czy chodzi o ostatnie spotkanie? - zapytał.

-Mówisz o tym, jak twoja mama wparowała do domu, powstrzymując mnie przed popełnieniem życiowego błędu? Nie, nie tym razem — powiedziałam.

-Więc o co? - zmarszczył brwi.

-Co ty stary odjebałeś? Babka od fizyki mówi, że Cię nawet dzisiaj nie widziała — usłyszeliśmy zdezorientowany głos Dylan'a, który zmierzał w naszą stronę.

-O to — zwróciłam się do blondyna, po czym ruszyłam w stronę klasy. Kłamał.  





''Wymarzony Kłopot''  znów na pierwszym miejscu! ♥  

Dziękujemy ♥

Czekamy na Wasze gwiazdki i komentarze, które pomagają nam się piąć na szczyt! ♥



Bymadziedwie ☻

Story of my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz