14. Taki nawyk.

6.5K 496 25
                                    

  -Czego znowu chcesz?- powiedziałam z wyrzutem, odwracając się w stronę chłopaka.

-Porozmawiać i przeprosić- odpowiedział blondyn, siadając obok na ławce.

-Zdążyłam zauważyć, że twoje przeprosiny nie są za wiele warte- pochyliłam głowę w dół, by nie spoglądać w jego zielone tęczówki.-Już ostatnio tak było. Przeprosiłeś i znowu powiedziałeś to, co Ci silna na język przyniosła- oburzyłam się. Taka jest prawda. Po co przepraszać skoro dalej robi się to samo. Przeżyłabym, gdyby się do mnie nie odzywał, a teraz sprawia coraz więcej problemów. Skoro chodzi z Valerie, to co ma jeszcze do mnie?

-Taki nawyk- wzruszył ramionami- Wiesz, kwestia przyzwyczajenia- dokończył.

-Wiem, znam ten problem- odpowiedziałam, a do głowy przypłynęły złe wspomnienia.-Ale na szczęście się tego wyzbyłam- dodałam- Teraz gardzę tylko takimi z Twojego pokroju- uśmiechnęłam się, podnosząc wzrok, a chłopak podniósł w zdziwieniu brwi do góry.

-Mojego pokroju?- dopytał, chyba nie dowierzając.

-No wiesz. Takimi, co mają się za lepszych, bo mają pieniądze. Takimi, co uważają się za nie wiadomo kogo, tylko dlatego, że w jakiś sposób zyskali popularność- kontynuowałam.

-Co w tym złego?- Serio? Czy on jest jakiś przygłupi?

-Co w tym złego?- powtórzyłam prześmiewczo.- A to, że poniżając innych, niszczysz ich samoocenę. Robisz z nich swoich sługusów, a oni myślą, że w ten sposób okazujesz swoją przyjaźń. Twoja dziewczyna wywyższa się ponad wszystkich, krytykuje, wyzywa od najgorszych, ale te wyzwiska bardziej określają ją- drążyłam dalej- Wyzywała mnie, chociaż nawet mnie jeszcze nie poznała. Ty zrobiłeś to samo! Nazwałeś mnie dziwką, tylko dlatego, że chciałam Ci pomóc. Nie puszczam się na prawo i lewo, a dla twojej świadomości jestem dziewicą- powiedziałam, a chłopak na ostatnie wyznanie zaśmiał się.

-Serio? Dziewica?- dopytał z głupkowatym uśmieszkiem.

-Co w tym złego? Mam szesnaście lat. Na wszystko przyjdzie pora- odpowiedziałam, a jego uśmiech zrzedł.- To, że to robicie z Valerie, nie czyni was dojrzalszymi od reszty- w jego oczach widziałam już poirytowanie.

-Możliwe- powiedział zdenerwowanym głosem.

-Kochasz ją?- zapytałam, nie wiedząc, skąd mi taki głupi pomysł przyszedł do głowy.

-Skąd takie pytanie?- rzekł zaskoczony, a ja poczerwieniałam.

-Chociażby dlatego, że jej tu nie ma- wymyśliłam tę odpowiedź na poczekaniu.

-Rodzice jej nie lubią- zaczął- Uważają ją za bezczelną i bez ogłady. Zresztą to już słyszałaś. Krytykują jej styl ubierania, jak i bycia.- dodał- Czy ją kocham? Sam tego dokładnie nie wiem. Imponuje mi jej zachowanie, jest inna niż wszystkie, a to robi wrażenie. Taki związek na zasadzie fajny z fajnym- powiedział, a ja byłam zdziwiona jego szczerą odpowiedzią.

-Skądś to znam- szepnęłam, przypominając sobie związek z Jakiem.

-Serio?- dopytał.

-Tak. Byłam w podobnym związku, który zakończył się w dość przykry, jak i mroczny sposób- odpowiedziałam z kamiennym wyrazem twarzy. Nie chciałam, by widział, jak negatywne emocje potrafią mnie dręczyć.

-W jaki?- zapytał lakonicznie.

-Jake umarł- wyjaśniłam w podobny sposób.

-Przykro mi- powiedział, podnosząc mój podbródek do góry, tak abym spojrzała mu w oczy. Nerwowo przygryzłam wargę. Nie chciałam, żeby pocałunek się powtórzył, a może i chciałam. NIE. On nie jest dla mnie, ma dziewczynę.

-Mi też, po części- odpowiedziałam, wyrywając twarz z jego uchwytu.

-Czemu po części?

-Nieważne- odpowiedziałam. Nie zwierzyłam się przyjaciołom, więc jemu też nie będę.

Wstałam z ławki, przyglądając się otoczeniu. Ogród za rezydencją był ogromny, a fontanna, przy której siedzieliśmy, znajdowała się w samym centrum. Dookoła niej rosły różnokolorowe krzewy i drzewka, a gdzieniegdzie ustawione były małe ogrodowe lampki, które dobrze oświetlały to miejsce. Ta przestrzeń była zupełnie inna, niż ta, która otaczała mój dom. Biło tu elegancją i precyzją.

-Więc przez swojego byłego nie chcesz zadawać się z ludźmi mojego pokroju?- zapytał.

-Po części tak, nie chcę być taka nadęta, a chcę mieć przyjaciół, którzy mnie nie opuszczą- odpowiedziałam wyrwana z podziwiania ogrodu.

-Czyli nie czujesz się lepsza od innych?

-Absolutnie nie. Każdy jest równy.- powiedziałam.- Wbrew pozorom też nie jesteś taki zły. Pomogłeś mi już wiele razy, ukazując swój inny charakter, ale zazwyczaj szybko wracałeś do tego, który masz na co dzień- uśmiechnęłam się.

-Taki nawyk- powtórzył się.- Chociaż nie ukrywam, chciałbym patrzeć na wszystko z nieco innej perspektywy- również się uśmiechnął.

-Próbuj- odpowiedziałam.

-Ładnie dziś wyglądasz- powiedział, a mnie nieco zamurowało. Komplement z ust Alec'a Lightwood'a. Za takie słowa zabiłoby wiele dziewczyn, ale nie ja.

-Dziękuję, ty również nieźle się prezentujesz- zaśmiałam się, co udzieliło się blondynowi.

-Tylko nieźle? Myślałem raczej, że w życiu nie widziałaś przystojniejszego chłopaka- mam nadzieję, że to żart.

-No nie przesadzałabym- mówiłam, cały czas się śmiejąc, a chłopak udał oburzonego.- Jesteś przystojny, ale ten twój kolega jest lepszy- oczywiście, że to kłamstwo.

-DYLAN?! Chyba oszalałaś. Zresztą pokazał swój popis siły na ostatnim wfie- kontynuował z obrażoną miną.

-Lubię niezdarnych, w tamtej chwili marzyłam, aby to na mnie upadł- zaśmiałam się głośno, a i Alec parsknął śmiechem. W tym momencie chłopak wstał i wyciągnął w moim kierunku swoją dłoń.

-Zatańczysz?- zaproponował, a ja w odpowiedzi chwyciłam jego rękę, ustawiając się naprzeciw niego.

-A co z muzyką?- dopytałam.

-Nie będzie potrzebna- odpowiedział i stworzył z naszych rąk nieidealną ramę.

Zaczęliśmy się ruszać do dźwięku naszych oddechów, szumiącej w fontannie wody, cykających świerszczy. Naprawdę ciekawy moment. Ten taniec nie był popisywaniem się. Pierwszy raz poczułam się przy Alecu swobodnie. Płynność ruchów utrudniała tylko, ciągle zsuwająca się z moich ramion marynarka zielonookiego, który ostatecznie położył ją na ławce. Bez tej części garderoby czułam na swoich plecach jego ciepłą dłoń, którą w pewnym momencie zaczęła zataczać na moim ciele różne kształty. Trochę mnie to wybiło z rytmu, lecz starałam się tego nie okazywać. Po kolejnych minutach zdecydowałam się przerwać taniec, a jednocześnie jego dotyk, ponieważ wprawił mnie on w stan pewnego podniecenia. Ciało bywa zdradliwe, ale moje w szczególności tego wieczoru przesadziło. Oderwałam się od chłopaka, ponownie siadając na ławce przy fontannie.

-Dlaczego mnie wtedy pocałowałeś?- zapytałam, spoglądając w oczy chłopaka, w których pojawił się dziwny błysk.

-Przez Twoje usta- odpowiedział ze śmiechem.

-Przez usta?- zaśmiałam się.

-Tak, ponieważ są takie pełne, czerwone. Musiałem sprawdzić jak smakują- wyjaśnił, jednak mnie to nie przekonało.

-Zakładam, że Valerie nie wie, że lubisz sobie posmakować ust innych dziewczyn?- zmierzyłam go wzrokiem.

-Nie wie. Zresztą pocałunki z nią są jak z zimną rybą, a jak już mam mnie pocałować, to robi to tylko wtedy, gdy wszyscy patrzą- odpowiedział. Okej... ich związek jest bardzo dziwny, ale nie mnie to oceniać, w końcu sama byłam w podobnym.

Po krótkiej rozmowie z Aleciem na temat szkoły stwierdziłam, że najwyższy czas wrócić do środka jego domu, w którym dalej trwał bankiet. Tata pewnie zaniepokoił się moją nieobecnością, a ja nie chcę przysparzać mu zmartwień. Alec ruszył razem ze mną, jednak drogę z ogrodu do rezydencji przebyliśmy już w ciszy. Taki powrót do rzeczywistości. Gdy tylko weszliśmy do obszernego salonu, gdzie zabawa wciąż trwała, drogę zatarasowała nam pani Lightwood, która z niemałym uśmiechem zaobserwowała mnie i Aleca obok siebie. Mam nadzieję, że ona nie liczy na żadne związki między nami, bo to absolutnie niemożliwe i niewykonalne. Zasiedliśmy do stołu, a po chwili dołączył do nas mój tata, który wypytywał dokładnie o nasze zniknięcie. Lightwood był tym raczej rozbawiony, a ja spanikowana wytłumaczyłam ojcu, że chłopak oprowadzał mnie po ogrodzie i domu. Trochę bałam się, że mój nieobliczalny, ale troskliwy tatusiek wypali coś przy nim o antykoncepcji, ale oszczędził mi tego upokorzenia i poszedł tańczyć w kółku razem z innymi gośćmi.

-Nie oprowadziłem Cię po całym domu, wiesz... pominęliśmy moją sypialnię- uśmiechnął się łobuzersko blondyn.

-I nigdy jej nie odwiedzimy- zawtórowałam mu uśmiechem, chcąc sprawić, by wyglądał równie zadziornie.

-Tak w ogóle, miło mi się z Tobą rozmawiało Blossom- powiedział.

-Dzięki Lightwood- uśmiechnęłam się.

-Och dzieciaki jak wy się ładnie prezentujecie- powiedziała mama Aleca, która dopiero co wróciła do stolika. Jej komentarz wprawił mnie jednak w zakłopotanie, więc w odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam, podobnie jak jej syn.- Malio mam nadzieję, że Alec wspomniał o zbliżającym się festynie dobroczynnym- zaczęła, a ja spojrzałam na nią pytającym wzrokiem- Czyli nie wspomniał- stwierdziła sucho- Więc co roku organizujemy w Riverwood festyn dobroczynny. Różne rozrywki dla każdego, z których dochód przekazywany jest na miejscowy dom dziecka- wyjaśniła. Rzeczywiście szczytny cel.- I tak sobie pomyślałam, że mogłabyś wziąć udział z jakąś swoją koleżanką- kontynuowała.

-Na czym by ten udział polegał?- zapytałam.

-Obsługa różnych budek i takich tam- zachichotała, a Alec aż poczerwieniał.

-Z żywnością?- dopytałam.

-Niekoniecznie. Chodzi o całuśne budki- wyjaśniła, a mnie oblało gorąco.-Znaczy, nie chodzi o jakieś dogłębne całowanie, tylko zwykły prosty całus i tyle- powiedziała, patrząc wzrokiem błagającego szczeniaczka. Szczerze, nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Bardzo specyficzna prośba.

-W sumie czemu nie, potrzebuję czas do namysłu, ale nie wiem co mój tata na to- odpowiedziałam drżącym głosem.

-Wspaniale, jakoś przekonam Twojego tatę. Na tygodniu się zobaczymy i wyjaśnię co i jak. Jeśli możesz, przekonaj też jakąś swoją koleżankę i wielkie dzięki za to, że się chociaż zastanowisz- uścisnęła mnie przyjaźnie, a w mojej głowie pojawił się obraz źle reagującej na ten pomysł Avri. Będę musiała ją przekonać.

-Już widzę ustawiającą się kolejkę- zaśmiał się głośno Alec.

-Z tobą na przodzie?- odgryzłam się.

-Może- uśmiechnął się cwaniacko, a po chwili puścił mi oczko.

Niedługo później do stołu wrócił mój tata, który oznajmił, że będziemy się już zbierać. Pożegnałam się z państwem Lightwood, a Alec pocałował moją dłoń, po czym moja twarz spłonęła ognistym rumieńcem.

Zmęczona całym dzisiejszym dniem po powrocie do domu zmyłam makijaż, umyłam włosy, wykąpałam się i położyłam do łóżka, w którym po paru minutach zmorzył mnie sen.  



Rozdział w większości składający się z dialogów, ale mamy nadzieję, że bardzo wam to nie przeszkadza. <3

 Czekamy na gwiazdeczki oraz komentarze i trochę rozkręcamy akcję! <3 

Pozdrawiamy! 

Story of my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz