"-Check the grin, you're in love!
-The scene won't play
I won't say, I'm in love...
At least out loud
I won't say, I'm in love."*
Obudziły mnie słabe promienie słońca, wpadające do pokoju przez okno. Przeciągnęłam się leniwie, wyciągając dłoń tam, gdzie Jacob zasnął wczoraj w nocy, gdy jednak pod palcami wyczułam tylko pustą poduszkę, otworzyłam oczy, nie kryjąc rozczarowania. Moja głowa nieprzyjemnie zapulsowała, zarówno z powodu doznanej wczoraj kontuzji, jak i pragnienia. Podniosłam się ociężale na łokciach, dłońmi odruchowo okrywając się jedwabną kołdrą, chcąc wstać do biurka, na którym stał dzbanek z wodą.
Nagle jednak, kątem oka, dostrzegłam coś wsuniętego delikatnie pod poduszkę, przy krawędzi łóżka od mojej strony. Była to karteczka złożona na pół, a między nią wsunięty niebieski kwiatek, wyglądający jak irys. Podniosłam je do nosa - był wciąż delikatny i świeży, nie mówiąc o głębokim, nasyconym niebieskim kolorze, jednym z moich ulubionych.
Otworzyłam karteczkę.
„Niestety, panno Adler, nie jestem tak doskonale obeznany z symboliką kwiatów, jak moja siostra i Henry, którzy w ten sposób dyskretnie sobie gruchają, myśląc, że nie słyszę. Udało mi się jednak nauczyć, że irys znaczy wiadomość, szczególnie dobrą.
Chcę ci więc powiedzieć, że czuję się jeszcze bardziej wyjątkowy i wręcz pobłogosławiony twoim idealnym, cudownym ciałem. Nie możesz mieć wątpliwości co do moich słów - gdyby nie były prawdziwe, nigdy nie zdobyłbym się na pomyślenie o nich, nie mówiąc o napisaniu ich na papierze. To właśnie ze mną zrobiłaś.
Liczę też na to, że docenisz, iż tym razem nie sprawiałem problemu ze wstaniem rano i nie będziesz musiała mówić nikomu z domowników, że wietrzysz pokój.
Jacob"
Czytając jego słowa w mojej głowie pojawiły się wspomnienia wczorajszej nocy - mimowolnie, rumieniąc się, otuliłam się kołdrą jeszcze bardziej. Zamknęłam oczy, pozwalając, by delikatny dreszcz przeszył moje mięśnie i skórę. Również mogłabym powiedzieć o sobie, że sięgnęłam nieba. Tak po prostu, już po pierwszym jego pocałunku zapomniałam o wszystkich przerażających zdarzeniach poprzedniego dnia. O całym strachu i smutku, o żalu i złości.
Wysunęłam szufladkę stolika nocnego, by schować tam karteczkę, kwiatek zostawiłam zaś na blacie stolika. Wówczas w oko wpadł mi stary, złoty krzyżyk na szyję, który był w niej schowany. Należał do mojej mamy. Wrzuciłam go tam dawno temu i zupełnie o nim zapomniałam, gdyż mam po niej jeszcze parę innych pamiątek. Wyjęłam go i zaczęłam obracać w palcach.
Czy mam prawo dziękować za to, że wciąż żyję, że uniknęłam ogromnej krzywdy, że względnie porozumiałam się z moją jedyną rodziną, jaką jest Irena Adler, że mam przy sobie cennych przyjaciół...? Szczególnie kogoś, przy kim wreszcie czuję się pewnie i bezpiecznie, kogoś, z kim tak lubię spędzać czas, kto jednocześnie mnie irytuje i bawi, pociesza, kogoś, kogo potrzebuję i... chyba kocham?
Spojrzałam prosto na krzyżyk. Czy powiedzenie: „kocham" to wystarczające usprawiedliwienie? W mojej głowie obudziło się wspomnienie z dzieciństwa: moja mama bierze mnie na kolana, bardzo małą, mogłam mieć pięć lat... wzięłam wtedy do ręki ten krzyżyk, który wisiał na jej idealnej, nieskazitelnej szyi, pytając, co to jest. Wyjaśniła, że ją to chroni i dodaje sił. Że nic nie jest dla ciebie zagrożeniem, jeśli ma się przy sercu krzyż.
CZYTASZ
[ACS] Podziemie ulicy Piekarskiej
FanfictionLondyn w XIX wieku to ideał przyszłości. Pierwsza na świecie podziemna linia kolejowa; żywy, rozwijający się przemysł; bogacący się kapitaliści. Wśród nich najniebezpieczniejszy Zakon, który od stuleci pragnie posiąść władzę nie tylko nad ludźmi, al...