40. Łącznik z zewnątrz

93 15 1
                                    

Prezencik za 2 tysiące wyświetleń :D

*********

Tydzień później

Do pomieszczenia ktoś wszedł, wyrywając mnie z płytkiego snu.

-Nadal nieugięta. Nie masz za grosz godności, moje dziecko? Ani poszanowania dla siebie samej? Spójrz na siebie - powiedział niski, kobiecy głos. Otworzyłam oczy i ujrzałam tę kobietę, która kilka dni temu była tu z Crawfordem Starrickiem. Teraz, chyba, była sama.

Podeszła powolnym, niezwykle dostojnym krokiem do mojego łóżka.

-Teraz wysłali panią? Nie widzę w pani rękach żadnych kreatywnych narzędzi do okładania mnie - rzuciłam suchym głosem, nie podnosząc się z miejsca.

-Nie wysłali. Sama przyszłam.

-Po co?

-Porozmawiać.

-Powodzenia.

-Louisiano, nie bądź taka oschła. Niczego ci nie zrobiłam.

Prychnęłam z odrazą, na co ona pokręciła głową i siadła na brzegu łóżka.

-Nie rozumiesz. Chcę ci coś powiedzieć, nie będę niczego wyciągać z ciebie siłą.

-To coś nowego.

-Och, wiem, że Crawford stosuje... różne metody. Ale nie jestem nim. Liczę na swego rodzaju solidarność.

-Robi się co raz lepiej.

Zignorowała mój komentarz i poczęła mówić dalej:

-Wiem, jak bardzo jesteś przywiązana do swoich przyjaciół. - oznajmiła. Coś ukłuło mnie w serce, jakieś złe przeczucie, lecz milczałam. - szczególnie jednego. I to naprawdę piękne, wierz mi. Jesteście tacy uroczy.

Wiedziałam, co ma na myśli. Ale jak wiele wiedziała ona? Co zamierzała mi właśnie powiedzieć? Niepokój zakiełkował wewnątrz mnie i rozrastał się stopniowo, zaciskając wokół serca.

-Cudownie, że pani tak uważa.

-Och, mów do mnie Pearl. Może już o mnie słyszałaś? Wiesz, zawsze zastanawiało mnie, na czym polega ta jego słabość, którą fantastycznie maskował, aż gdy ty nagle pojawiłaś się tu - zrozumiałam. Ty jesteś jego największą słabością.

Nawet nie nazywała Jacoba po imieniu. Po prostu była pewna, że zrozumiem doskonale, kogo ma na myśli, lecz jej słowa i ich znaczenie ścisnęły moje serce jeszcze mocniej. Podniosłam się z miejsca i usiadłam prosto, wbrew protestom moich mięśni na plecach, brzuchu i ramionach, a następnie posłałam jej twarde spojrzenie, które żądało, by mówiła dalej.

-Nie wiesz, o czym mówię? Tak przypuszczałam, że nic ci nie mówił. Czego serce nie widzi, tego oczom nie żal i tym podobne.

-Nie sprowokuje mnie pani.

-A po cóż miałabym to robić? Chcę ci coś uświadomić, a nie cię prowokować.

-Na razie chce pani wzbudzić we mnie zazdrość. Czemu ma to służyć?

-Zazdrość? A skąd, drogie dziecko. Przecież ci mówiłam: ty i twój ukochany asasyn jesteście doprawdy uroczy. To, jak dramatycznie cię szuka po całej Anglii, jak przetrząsa każdy jej zakątek - to takie piękne. Ale miałam z nim pewną umowę. Taki prosty układ, coś za coś i, muszę przyznać, wywiązywał się z niego znakomicie. - tu zaśmiała się cicho, co pobudziło we mnie adrenalinę i niemal zaostrzyło moje zęby oraz paznokcie, na wszelki wypadek, gdybym zaraz miała się na nią rzucić jak dzikie zwierzę. - ale on nie wie, że to niebezpieczny układ. Crawford jest ostatnio bardzo podejrzliwy. Jeśli przez przypadek dowie się, kto wysadził jego magazyny z bronią, przechwycił zaopatrzenie, wpadnie we wściekłość. A z moją pamięcią bywa różnie. Strach myśleć, co się stanie, jeśli przez omyłkę zdradzę mojemu kuzynowi, że pan Frye jest na wyciągnięcie mojej ręki. A jak zareagują wasi przyjaciele, gdy dowiedzą się, że współpracował z wrogiem? Lousiano. Nie bądź egoistką. Skoro tak bardzo go... lubisz, cóż, powinnaś myśleć też o nim. Uwierz mi, naprawdę stara się, jak może, by cię odnaleźć. Przemyśl to i podejmij dobrą decyzję.

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz