„Kiedy będzie cię brak -zapłaczę..."
*
Evie nie zapomniała o swojej bezlitości, jaką charakteryzowała się wiele, wiele lat temu. Frederick Abberline nie towarzyszył nam już w drodze do kryjówki, tak więc musiałyśmy „pożyczyć" powóz, na co w normalnych okolicznościach być może nie pozwoliłabym sobie ubrana w służbowy płaszcz, lecz w obecnej sytuacji było mi wszystko jedno, a jednocześnie nie miałam ochoty tracić czasu.
Do wejścia prowadziła cienka, długa alejka pomiędzy wysokimi kamienicami.
Evie zeskoczyła z kozła, po czym wyciągnęła do mnie rękę, by pomóc i mi. Rozejrzała się po okolicy, a następnie spojrzała w górę.
-Spodziewają się was - odrzekła, nie odrywając wzroku od dachu kamienicy, która oddzielała kryjówkę od ulicy. - daj mi chwilę. Ukryj się w dorożce i obserwuj. Dam ci sygnał, że dach jest czysty, wówczas ty - tu zerknęła na broń przy skórzanym pasku mojego płaszcza. - przepędzisz tych, którzy blokują wejście na ziemi.
Kiwnęłam głową, po czym weszłam do środka powozu i uchyliłam zasłonkę okna. Evie wspięła się w mgnieniu oka na dach przy pomocy linki w mechanizmie sprężynowym. Dokładnie takiej, jaką posiadał również Jacob.
Wszystko mi się z nim kojarzyło i mi o nim przypominało. Po prostu wszystko.
Minęło kilka chwil, gdy dostrzegłam Evie stojącą pewnie na skraju dachu i unoszącą rękę w umówionym geście. Wysiadłam z dorożki i skierowałam się ku alejce. Pilnując, aby moje kroki były jak najcichsze, przeładowałam i odbezpieczyłam rewolwer. Miałam też przy sobie laskę, którą dostałam od Willa trzy tygodnie temu.
Zatrzymałam się przy krawędzi ściany, tuż w wejściu na dziedziniec i wychyliłam się ostrożnie, by zorientować się w liczebności Skokierów-zdrajców. Było ich trzech.
Spojrzałam w górę, gdzie dostrzegłam Evie, podążającą tuż za mną, na krawędzi dachu. Rozumiałam, że była gotowa mi pomóc.
Wyjęłam laskę zza paska i stuknęłam nią delikatnie o ścianę. Stojący najbliżej mnie Skokier zareagował; rozejrzał się dookoła, zatrzymując wzrok na alejce, po czym podszedł do niej powolnym krokiem. Gdy był bardzo blisko, sięgnął po broń, lecz dokładnie w tym momencie złapałam go za kołnierz i szarpnęłam ku sobie, na tyle, by był w zasięgu mojego uderzenia; ogłuszyłam go ciosem laską w skroń, a następnie wbiłam mu ją prosto w żebra; gdy upadał, pchnęłam go butem na ziemię, a krew cieknąca zza jego ucha rozlała się na brukowaną alejkę. Wówczas Evie rzuciła bombę dymną prosto na dziedziniec i błyskawicznie zeskoczyła po ścianie w dół. Bardzo słabo widziałam, jak wbija swoje ostrze w szyję zdezorientowanego i zaskoczonego mężczyzny; trzeci z nich nagle wyłonił się z dymu tuż przede mną, lecz ratował się ucieczką, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Podstawiłam mu nogę, o którą fatalnie się potknął, a gdy upadł, Evie powstrzymała go nożem do rzucania - wbił się w jego kark z mdlącym dźwiękiem. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo, a następnie odetchnęłyśmy.
-Czy to tutaj? - spytała Evie, przyglądając się wejściu do budynku. Kiwnęłam głową i podeszłam do drzwi, które były zamknięte. Nacisnęłam jednak klamkę i z łatwością je otworzyłam.
-Wejdź pierwsza - oznajmiłam ponurym, przybitym głosem, na który odpowiedziała jedynie smutnym spojrzeniem.
Strop nadal był zawalony, choć schody prowizorycznie naprawiono. Miałam wrażenie, że praktycznie nie używano tego miejsca, bo choć zaprowadzono względny porządek, w kącie nadal leżały porozrzucane książki, zbite szkło, a na biurku zasechł rozlany inkaust.
CZYTASZ
[ACS] Podziemie ulicy Piekarskiej
FanfictionLondyn w XIX wieku to ideał przyszłości. Pierwsza na świecie podziemna linia kolejowa; żywy, rozwijający się przemysł; bogacący się kapitaliści. Wśród nich najniebezpieczniejszy Zakon, który od stuleci pragnie posiąść władzę nie tylko nad ludźmi, al...