Dwa dni później.
-Panno Adler, wiadomość do pani - powiedział młody podkomisarz, zaglądając nieśmiało do gabinetu inspektora Lestrade, który z resztą był nieobecny od rana. Wstałam z miejsca i wzięłam do niego kartkę papieru złożoną na pół.
„Droga L. A.,
Ze względu na to, co stało się dwa dni temu w związku z naszym dobrym, szalonym przyjacielem M. R. zamierzam udać się do Alhambry dziś wieczorem. Proszę cię, byś pozostała wtedy na Baker Street lub w Whitechapel i czekała na informacje ode mnie. I ani słowa Evie.
~J."
Westchnęłam ciężko, a w środku coś się we mnie zagotowało. Roth był szalony, to nie ulega wątpliwości, ale to psychopatyczna odmiana szaleństwa. Jacob natomiast był lekkodusznie szalony, albo nadmiernie altruistyczny. Sama nie wiem, lecz nie zamierzałam tego tak zostawić.
„Drogi J.
Chyba zwariowałeś, jeśli sądzisz, że tak po prostu cię tam puszczę. Rozumiem, że się obawiasz. Rozumiem, że M.R. jest nieprzewidywalny i tak naprawdę nie wiemy, co uroił sobie w głowie na dzisiaj, ale z tego samego powodu, dla którego ty każesz mi zostać w domu, ja chcę, byś tam nie jechał. Z dokładnie tego samego powodu. Przybądź na Baker Street około czwartej i proszę cię, byś nie robił niczego głupiego.
L.A.P."
Złożyłam kartkę na dwa razy i spojrzałam przez okno; rozpoznałam tam małego Skokiera, miał chyba na imię Charlie. Spodziewałam się, że to on przyniesie tę wiadomość. A także, że będzie czekał na prawdopodobną odpowiedź.
Zawołałam podkomisarza, który uprzejmie wziął ode mnie list, a następnie podał go Charliemu.
Nie wyobrażam sobie, co mogło odbić Maxwellowi Rothowi, który wspomniał o wydarzeniu zorganizowanym dla całego Londynu, nie zapominając o słowach jego doręczyciela: że wiele ludzi cierpi, gdy on jest zły. Co to oznaczało? Jak na mój rozum właśnie zło. Ogromne, szalone zło, które Jacob zamierzał obejrzeć z bliska.
Próbowałam go zrozumieć, wnioskować tymi motywami, co on, lecz nie potrafiłam się na to zgodzić. Za bardzo się bałam tego, co mogło się wydarzyć.
Do końca dnia w Scotland Yardzie byłam poddenerwowana i nadal liczyłam na odpowiedź Jacoba, która mówi: zgoda. Ale, oczywiście, taka nie nadeszła.
Nie wiedząc zupełnie, co począć, wróciłam na Baker Street. Po drodze łudziłam się oczywiście, że może tam zastanę jakąś wiadomość od niego, a może od Evie. Nie wiem jaką, jakąkolwiek, niestety - w domu także nie czekała na mnie korespondencja.
Pani Hudson widziała mój niepokój, lecz jedyne, co mogła zrobić, to zaparzyć dla mnie aromatyczne zioła, które w niewielkim stopniu faktycznie mnie odprężyły.
Nie wiedziałam nawet, na co czekać. Jacob prosił, by nie wspominać o tym Evie. Przypuszczam, że nie wiedziała o naszym kontakcie z Maxwellem Rothem w ogóle, dlatego też wolałam nie interweniować w przepływ informacji między nimi. Ich kontakt oraz relacja i tak były zbyt naelektryzowane.
Ciągle myślałam o tym, co zrobić. Jechać do Alhambry, do Whitechapel? Nie mogłam siedzieć w miejscu, a czas mijał. Denerwowało mnie również to, że Jacob zignorował moją prośbę, bo tak właśnie zapewne było. Inaczej by się tu pojawił - wiedział, że będę go przekonywać. Ta świadomość zaczęła mnie stresować jeszcze bardziej, co tkliwe czułam w zaciskającym się żołądku i przez nieprzyjemne mdłości. Co tam się stanie? Kto tam będzie? Czy chcę to widzieć? I czy powinnam go zostawić samego? Na litość boską, co robić...
![](https://img.wattpad.com/cover/103905274-288-k510421.jpg)
CZYTASZ
[ACS] Podziemie ulicy Piekarskiej
FanfictieLondyn w XIX wieku to ideał przyszłości. Pierwsza na świecie podziemna linia kolejowa; żywy, rozwijający się przemysł; bogacący się kapitaliści. Wśród nich najniebezpieczniejszy Zakon, który od stuleci pragnie posiąść władzę nie tylko nad ludźmi, al...