„I feel wonderful
because I see the love light in your eyes
And the wonder of it all
Is that you just don't realize
How much I love you"*
***
Jacob sięgnął dłonią do mojej szyi, by sprawić, abym pochyliła się nieznacznie; na tyle, by moje usta były w zasięgu jego warg i mogły się spotkać na krótki, delikatny, czuły pocałunek, który rozedrgał wszystkie moje mięśnie i rozgrzał mnie wewnątrz kojącym, niemal niebiańskim ciepłem.
-A ja... - zaczął, gdy odsunął się z powrotem na niewielką odległość. Nie patrzył na mnie jednak tak, jak zwykle to robił. - nie podziękowałem tobie chyba ani razu.
-A ty za co miałbyś dziękować?
-Nie żartuj sobie. Alfabetycznie czy chronologicznie?
Zaśmiałam się cicho, a moja dłoń powędrowała do jego czarnego cylindra, by zdjąć mu go z głowy i sięgnąć jego ciemnych, krótkich włosów, by przeczesać je subtelnie.
-Nie robię tego po to, by zbierać od ciebie podziękowania i laury w imię wdzięczności.
-To właśnie pierwsza rzecz, za którą powinienem podziękować. Ale nawet nie usłyszałaś tego magicznego słowa dzisiaj, wyciągając mnie z aresztu.
Przechyliłam głowę rozbawiona.
-Możesz to zrobić teraz.
-Owszem - przyznał i znalazł moją wolną dłoń, by unieść ją do ust i czule pocałować. - Dziękuję, panno Adler, za sprzątanie po mnie mojego bałaganu.
-O tak, pięknie to ująłeś - skomentowałam z lekką ironią, wspominając słowa Evie, które niewątpliwie zacytował. - nie przejmuj się jej złością tak bardzo. Ma zupełnie inne podejście, ku temu chyba nie masz wątpliwości.
-Wiem, doskonale wiem... ale miała trochę racji. Nie powinno tak być.
-Jacob... pomogłam ci, bo chciałam. Tak samo, jak pozostałam z tobą wtedy, gdy przyjechała policja. Chciałam.
Pokręcił głową i uśmiechnął się kpiąco.
-Ale dlaczego? Nie powiedziałbym, że sobie zasłużyłem.
-Powtarzam ci: najwyraźniej nie musiałeś. Zresztą, pamiętaj, za co ci podziękowałam, jeśli tak bardzo ci źle ze sobą samym.
-Bywam... antypatyczny.
-To trochę surowe określenie. Choć przyznam, nieco zaskoczyły mnie słowa Evie, które tak bardzo cię poruszyły w czasie waszej kłótni.
-Jakie?
-Może jednak ich nie wspominajmy. Ja też nie chcę, byś się smucił ani... złościł.
-Mówisz o tym, co powiedziała o naszym ojcu?
Spojrzałam gdzieś za niego, przed siebie. Mam wrażenie, że mój spryt i przebiegłość w porównaniu do jego sprytu i przebiegłości są jak drewniana a murowana fortyfikacja. Lata świetlne odstępu między nimi. Westchnęłam ciężko i pokiwałam głową.
-Oboje chcieliśmy nigdy więcej do tego nie wracać. Poniosło ją.
-Wierzę ci. Ale nie musimy o tym mówić.
-Nie martw się, nie złości mnie to. Tak naprawdę, w ogóle mnie to już nie rusza - uśmiechnął się ciepło, lecz smutno, a ja popatrzyłam na niego ze współczuciem. Odwzajemnił spojrzenie, a potem na powrót spoważniał zaczął mówić dalej: - gdy nasza matka umarła... zostawił nas. Uciekł do Indii. Kojarzyliśmy mu się z jej śmiercią. Być może nie obwiniał nas bezpośrednio, ale nie umiał patrzeć na nas zdrowo. Bynajmniej nie tak, jak powinien to robić ojciec.
CZYTASZ
[ACS] Podziemie ulicy Piekarskiej
FanficLondyn w XIX wieku to ideał przyszłości. Pierwsza na świecie podziemna linia kolejowa; żywy, rozwijający się przemysł; bogacący się kapitaliści. Wśród nich najniebezpieczniejszy Zakon, który od stuleci pragnie posiąść władzę nie tylko nad ludźmi, al...