26. Lubią się?

242 19 5
                                    


„I feel wonderful

because I see the love light in your eyes

And the wonder of it all

Is that you just don't realize

How much I love you"*

***

Jacob sięgnął dłonią do mojej szyi, by sprawić, abym pochyliła się nieznacznie; na tyle, by moje usta były w zasięgu jego warg i mogły się spotkać na krótki, delikatny, czuły pocałunek, który rozedrgał wszystkie moje mięśnie i rozgrzał mnie wewnątrz kojącym, niemal niebiańskim ciepłem.

-A ja... - zaczął, gdy odsunął się z powrotem na niewielką odległość. Nie patrzył na mnie jednak tak, jak zwykle to robił. - nie podziękowałem tobie chyba ani razu.

-A ty za co miałbyś dziękować?

-Nie żartuj sobie. Alfabetycznie czy chronologicznie?

Zaśmiałam się cicho, a moja dłoń powędrowała do jego czarnego cylindra, by zdjąć mu go z głowy i sięgnąć jego ciemnych, krótkich włosów, by przeczesać je subtelnie.

-Nie robię tego po to, by zbierać od ciebie podziękowania i laury w imię wdzięczności.

-To właśnie pierwsza rzecz, za którą powinienem podziękować. Ale nawet nie usłyszałaś tego magicznego słowa dzisiaj, wyciągając mnie z aresztu.

Przechyliłam głowę rozbawiona.

-Możesz to zrobić teraz.

-Owszem - przyznał i znalazł moją wolną dłoń, by unieść ją do ust i czule pocałować. - Dziękuję, panno Adler, za sprzątanie po mnie mojego bałaganu.

-O tak, pięknie to ująłeś - skomentowałam z lekką ironią, wspominając słowa Evie, które niewątpliwie zacytował. - nie przejmuj się jej złością tak bardzo. Ma zupełnie inne podejście, ku temu chyba nie masz wątpliwości.

-Wiem, doskonale wiem... ale miała trochę racji. Nie powinno tak być.

-Jacob... pomogłam ci, bo chciałam. Tak samo, jak pozostałam z tobą wtedy, gdy przyjechała policja. Chciałam.

Pokręcił głową i uśmiechnął się kpiąco.

-Ale dlaczego? Nie powiedziałbym, że sobie zasłużyłem.

-Powtarzam ci: najwyraźniej nie musiałeś. Zresztą, pamiętaj, za co ci podziękowałam, jeśli tak bardzo ci źle ze sobą samym.

-Bywam... antypatyczny.

-To trochę surowe określenie. Choć przyznam, nieco zaskoczyły mnie słowa Evie, które tak bardzo cię poruszyły w czasie waszej kłótni.

-Jakie?

-Może jednak ich nie wspominajmy. Ja też nie chcę, byś się smucił ani... złościł.

-Mówisz o tym, co powiedziała o naszym ojcu?

Spojrzałam gdzieś za niego, przed siebie. Mam wrażenie, że mój spryt i przebiegłość w porównaniu do jego sprytu i przebiegłości są jak drewniana a murowana fortyfikacja. Lata świetlne odstępu między nimi. Westchnęłam ciężko i pokiwałam głową.

-Oboje chcieliśmy nigdy więcej do tego nie wracać. Poniosło ją.

-Wierzę ci. Ale nie musimy o tym mówić.

-Nie martw się, nie złości mnie to. Tak naprawdę, w ogóle mnie to już nie rusza - uśmiechnął się ciepło, lecz smutno, a ja popatrzyłam na niego ze współczuciem. Odwzajemnił spojrzenie, a potem na powrót spoważniał zaczął mówić dalej: - gdy nasza matka umarła... zostawił nas. Uciekł do Indii. Kojarzyliśmy mu się z jej śmiercią. Być może nie obwiniał nas bezpośrednio, ale nie umiał patrzeć na nas zdrowo. Bynajmniej nie tak, jak powinien to robić ojciec.

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz