12. Jak wiele dla mnie zrobisz?

275 19 3
                                    

Na dworze zrobiło się całkowicie ciemno, minęły co najmniej dwie godziny, odkąd ostatnio patrzyłam na zegar. Will i drugi Skokier wrócili do Whitechapel.

-Chyba powinna pani udać się do domu, panno Adler - powiedział łagodnie doktor Watson. - proszę mnie nie zrozumieć źle. Pani ciotka jednak może się martwić.

-Nie - zaprotestowałam żywo, mimo zmęczenia i wycieńczenia okropnymi emocjami. - jak pan sobie wyobraża, że tak po prostu wrócę i go zostawię?

John Watson zmarszczył brwi. W normalnej sytuacji zapewne popatrzyłby na mnie dwuznacznie, rozbawiony lub coś podobnego, ale teraz miał w oczach swego rodzaju empatię.

-Proszę nie wątpić, że jest w dobrych rękach.

-Ależ nie! Nie wątpię. Mój powrót jednak jest bezcelowy - i tak będę cały czas martwić się o jego stan, a gdyby to było możliwe, wysyłałabym tutaj list z pytaniem o niego co kwadrans...

-Wygląda pani na bardzo wyczerpaną, panno Adler - nalegał doktor Watson.

-To nie ma znaczenia. I tak nie zmrużę oka. Proszę pozwolić mi zostać.

-Jest pani niezwykle uparta - skomentował po chwili niepokojącej ciszy doktor. Wówczas poczułam, że może jestem zbyt nietaktowna, ale maniery i dobre wychowanie wymagały zbyt wiele wysiłku, a mnie nie było już na niego stać. John Watson uśmiechnął się jednak miło, na co ja mogłam się nieco uspokoić. - proszę się więc czuć jak u siebie. Powiem pani Hudson, aby przygotowała to, czego pani potrzebuje...

-Nie, nie. Dziękuję, nie będę potrzebować niczego wielkiego... jedynie napiszę list do ciotki. Że tu jestem.

Doktor Watson kiwnął głową bardzo ostrożnie i niepewnie. Potem wstał, sprzątając różne rzeczy, których używał.

-Oczywiście. W szufladzie jest atrament i papier - rzekł, idąc do wyjścia. - proszę mnie wołać, gdyby zaobserwowała pani coś niepokojącego u...

-Jasne... Naturalnie, że tak, oczywiście.

Na jego twarzy zobaczyłam cień uśmiechu. Zaraz potem wyszedł, a ja wstałam z łóżka i wysunęłam szufladę, w której znalazłam to, czego potrzebowałam do napisania krótkiego listu.

„Zostałam na Baker Street, u pana Holmesa i doktora Watsona. Wynikła bardzo trudna sytuacja, wyjaśnię ci jutro. Ze mną wszystko w porządku.

Lilly."

Nie mam pomysłu na nic bardziej klarownego i wymownego. Złożyłam karteczkę tak, jak zawsze robi to moja ciotka - a nie robi tego standardowo, składając kilka razy na pół. Wyszłam na zewnątrz i od razu zobaczyłam może dziesięcioletniego chłopca, ubranego bardzo ubogo, z dość brudną twarzą i rozmierzwionymi włosami. Pomachałam mu z progu drzwi, a on przybiegł od razu.

-Dostarcz to do St. John's Wood, Briony's Lodge, Serpentine Avenue. Dla pani Ireny Adler. Dostaniesz pieniądze, kiedy wrócisz i powiesz, jak wyglądała adresatka.

Chłopiec pokiwał głową i wziął karteczkę, schował do poobcieranej, szarej kurtki i pobiegł prędko wzdłuż ulicy.

Wróciłam do gabinetu. Słabe światło lampy sprawiało, że robiłam się co raz bardziej senna. Usiadłam na brzegu łóżka i spojrzałam na spokojną twarz Jacoba, znacznie bardziej poranioną, niż w niedzielę. Bynajmniej nie było mi już do śmiechu na myśl o tamtej nocy.

Był przykryty białym, ciepłym kocem mniej więcej do bioder - machinalnie sięgnęłam do niego rękami, by ułożyć go dbale. I znów na niego spojrzałam, nie mogąc się oprzeć jego śpiącej obok postaci. Dotknęłam delikatnie zadrapania nad brwią, a potem ostrożnie przesunęłam palcami po jego ciemnych włosach.

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz