„It's so overt, it's covert"
Doktor Watson i Sherlock Holmes przyjechali dorożką na Queen Anne's Square tuż przed ósmą wieczorem.
-Pani Frye – powiedział John Watson, wysiadając, aby pomóc mi wejść do powozu. – dobry wieczór. Bardzo dziękujemy pani za... natychmiastową wiadomość. Proszę mi wierzyć, że jesteśmy zupełnie zdruzgotani tym, co nam pani napisała. Mary nie może przestać się obwiniać.
Zacisnęłam usta i spojrzałam na niego tak zwyczajnym wzrokiem, jak tylko potrafiłam.
-Nie ma o czym mówić. Nie wiem, co bym zrobiła bez waszej pomocy, panie Watson. To ja jestem winna tego, że pozwoliłam Catherine przyjechać do domu – odrzekłam, zmuszając się do zachowania zimnej krwi. W odpowiedzi spuścił wzrok i westchnął głęboko.
-Wejdźmy, nie traćmy czasu – powiedział, podając mi rękę. Z uprzejmym uśmiechem skorzystałam z jego asekuracji i wsiadłam do dorożki; doktor Watson zaraz za mną.
-Dobry... wieczór, panie Holmes – odrzekłam, ściągając brwi; rzeczywiście, naprzeciw mnie siedział detektyw, lecz wyglądał nieco inaczej, niż zazwyczaj. Uśmiechnął się szeroko na moje słowa.
-Wzajemnie, pani Frye – odpowiedział, jak gdyby nigdy nic, a dorożka ruszyła.
-Będziesz nosił tę brodę cały wieczór? – zapytał go John Watson z nutą ironii w głosie.
-Aż do Trafalgar Square.
-I myślisz, że Moriarty cię w niej nie pozna?
Sherlock Holmes spojrzał na niego z urazą.
-To było więcej, niż niedyskretne. Ale najciemniej pod latarnią, mój drogi Watsonie.
-Moriarty? – zapytałam, nie kryjąc zaciekawienia.
-Profesor James Moriarty – wyjaśnił doktor Watson nieco ściszonym głosem. – dobrze, że nam pani przypomina, zdaje się, że mieliśmy o tym pomówić – tu spojrzał znacząco na swojego przyjaciela, który uniósł brwi, a po chwili kiwnął głową.
-W rzeczy samej. Zapewne pamięta pani, iż stary, nieżyjący od dwudziestu lat wróg pani, Bractwa i jednocześnie mój, Crawford Starrick, miał sojusznika pozostającego głęboko i stale w cieniu. Miałem wówczas przypuszczenia, kto mógłby to być, lecz nie uderzał bezpośrednio w sprawy ze mną związane, przez co bardzo trudno mi było go zdemaskować. Teraz, gdy miasto pogrążone jest w grozie, a nad Europą wisi widmo konfliktu na ogromną skalę – nie bójmy się tego powiedzieć – wiele szlaków i dróg prowadzi w jednym kierunku. Właśnie w jego – Jamesa Moriarty'ego.
-Nie za bardzo rozumiem, panie Holmes... co ma do tego terror, jaki sieje ten przeklęty morderca, bo zakładam, że o niego panu chodzi?
-Długo, by opowiadać, pani Louisiano, lecz sama pani przyzna, iż dokonywanie morderstw takiego kalibru wymaga... zasobów.
-Przyznaję, ale co dalej...?
-Skądinąd wiem, że pani największy wróg, który kryje się w ciemności i porwał wczoraj pani córkę, wybiera sobie ofiary związane ściśle z Bractwem asasynów, prawda?
Nabrałam głęboko powietrza, poruszona tym, że tak wiele rzeczy powiedział na głos, wprost. Zacisnęłam zęby i przybrałam zrezygnowaną minę, lecz w końcu zmusiłam się, by odpowiedzieć krótko i cicho:
-Prawda.
-Zapewne wie pani również, jako zastępca inspektora w Scotland Yardzie, iż ostatnie zamachy bombowe nasilają swoją częstotliwość, a członkowie Bractwa we Francji i Niemczech są o nie oskarżani.
CZYTASZ
[ACS] Podziemie ulicy Piekarskiej
FanfictionLondyn w XIX wieku to ideał przyszłości. Pierwsza na świecie podziemna linia kolejowa; żywy, rozwijający się przemysł; bogacący się kapitaliści. Wśród nich najniebezpieczniejszy Zakon, który od stuleci pragnie posiąść władzę nie tylko nad ludźmi, al...