-Panie inspektorze, widział pan tę notatkę? - zapytałam, biorąc do ręki ulubiony dziennik pana Lestrade, „Morning Post". - jest tu co nieco o wypadku w Leicester.
-Doprawdy? - wychylił się zza innej, szerokiej gazety, spoglądając w moją stronę z zaciekawieniem. - jak mogłem jej nie zauważyć?
-Mogła panu umknąć, nie wiedzieć czemu, nie jest w rubryce z najświeższymi wiadomościami - wyjaśniłam, jak zwykle starając się usprawiedliwić przed nim samym jego drobne przeoczenia. Sherlock Holmes najpewniej by to wyśmiał, a w najlepszym wypadku przemilczał - pomyślałam sobie i uśmiechnęłam się dyskretnie. Wstałam, by podać inspektorowi gazetę; z zainteresowaniem i uwagą przewertował stronę, którą mu otworzyłam.
-To wiele zmienia - powiedział po chwili skupienia. - a więc podróż do Leicester jest nieunikniona. Przygotuj sprawozdanie z tego, co już mamy, bym jak najszybciej mógł się tam udać.
-Oczywiście - uśmiechnęłam się i wróciłam do swojego biurka.
-I nie zapomnij o komentarzu.
-Cóż, myśli pan, że okaże się przydatny?
-Póki co wszystkie twoje komentarze i spostrzeżenia okazały się więcej, niż przydatne, Lilly. Zawsze mnie to bawiło, lecz może jednak istnieje coś takiego, jak kobieca intuicja. Tu, w Scotland Yardzie, mamy jej deficyt.
Zaśmiałam się, rumieniąc lekko w efekcie słów uznania. Były one kolejnymi „klocuszkami" w budowli, jaką było poczucie mojej własnej wartości... A może po prostu lubiłam, kiedy ktoś chwali moje wysiłki.
*
Po wyjściu z komisariatu od razu udałam się na Baker Street. Na dworze było znacznie ciemniej, gdyż grube, ciężkie, sine chmury wisiały nad miastem, mieszając się nad moją głową ze smogiem - zanosiło się na deszcz. Miałam tylko nadzieję, że nie będę musiała koczować raz jeszcze u pana Watsona i pana Holmesa, nadużywając ich gościnności.
Dorożka zatrzymała się na rogu ulicy, niecałe sto stóp od ich mieszkania. Wysiadłam z niej, a wiatr niemal zepchnął mnie kilka kroków dalej. Naciągnęłam na siebie płaszcz mocniej, a kaptur na głowę jeszcze głębiej. Okolica w zasięgu mojego wzroku była niemal opustoszała: żadnych przechodniów, dzieci z dzisiejszymi gazetami, sporadycznie słychać też było stukot kopyt koni o brukowe ulice.
Kierowałam się szybkim krokiem na adres 221B, aż nagle coś mnie sparaliżowało. Po sekundzie osłupienia i tępego wpatrywania się przed siebie błyskawicznie rzuciłam się w stronę niewielkiego zaułka między dwiema kamienicami, tak, by nie pozostawać zauważalna. Schowałam się za ścianą jednej z nich, wychylając głowę dyskretnie, tak, by widzieć ulicę jednym okiem.
Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę - moja ciotka właśnie wychodziła z mieszkania pana Holmesa i doktora Watsona. Co, do diabła, tam robiła? Co zmusiło ją, by zobaczyła się z detektywem? Bo zapewne o niego chodziło.
Rozejrzała się dookoła i ruszyła w tym kierunku, z którego szłam ja. Pośpiesznie cofnęłam się w głąb zaułku, chowając się za wielkimi kontenerami na śmieci; minęła go szybkim krokiem. Gdy znów wyjrzałam na ulicę, zobaczyłam, jak podąża w dół Baker Street. Odczekałam jeszcze kilka sekund, po czym równie szybko, może nawet biegiem, skierowałam się do mieszkania doktora i detektywa. Zapukałam niecierpliwie w drewniane drzwi, które niemal od razu otworzyła pani Hudson. Uniosła brwi, a potem je ściągnęła zdumiona.
-Panno... Adler? Co za niespodzianka! Wie pani, właśnie wyminęła się pani z ...
-Moją ciotką! Tak! Wiem! Czy mogę wejść? - spytałam, niezbyt grzecznie jej przerywając. Kiwnęła głową, lekko zdumiona moim pośpiechem i gestem dłoni zaprosiła mnie do środka. Stamtąd zobaczyłam samego pana Holmesa, który stał na półpiętrze, wyglądając przez okno z zaintrygowaniem.
CZYTASZ
[ACS] Podziemie ulicy Piekarskiej
FanficLondyn w XIX wieku to ideał przyszłości. Pierwsza na świecie podziemna linia kolejowa; żywy, rozwijający się przemysł; bogacący się kapitaliści. Wśród nich najniebezpieczniejszy Zakon, który od stuleci pragnie posiąść władzę nie tylko nad ludźmi, al...