[DLC] 4. Sierociniec

69 11 0
                                    

Około południa policjant przyniósł list do mojego biura.

-Od kogo? – zapytałam, podnosząc głowę znad dokumentów.

-Posłaniec powiedział, że od pana Sherlocka Holmesa.

Zdumiałam się na jego słowa. Z zaciekawieniem wstałam od biurka i wzięłam od niego kartkę złożoną bardzo charakterystycznie. Niezmiennie od lat.

„Droga pani L.F.

Odkąd ostatnio rozmawialiśmy, minęło dużo czasu. Mam nadzieję, że czuje się pani dobrze i że odnajdzie trochę sił, by przyjąć moją propozycję na jutrzejszy wieczór. Wraz z moim drogim przyjacielem, J. W., wybieramy się do City of London District, by świętować jego urodziny. Naturalnie zrozumiem pani odmowę i niechęć do wyjść towarzyskich, lecz mój nieoficjalny cel odwiedzenia popularnego kasyna w tej części Londynu jest nieco inny i podejrzewam, że może zainteresować także panią. Mam zamiar odwiedzić pewną kobietę, która, według moich mniemań, posiada cenne informacje dla nas oboje. Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi, wie pani, że nie rozsiewam moich podejrzeń na prawo i lewo – owa kobieta może pani bardzo pomóc.

~S.H."

Nie wiedziałam, co miał na myśli, ani jak ktoś, kogo nigdy nie widziałam, mógłby służyć mi pomocą. Nie mogłam jednak ukrywać ogromnej nadziei, jaka mimowolnie się we mnie zrodziła - Sherlock Homes był osobą, której ufałam niepodważalnie i ani trochę nie wątpiłam w jego słowa, a skoro w liście był tak pewny tego, o czym mnie zapewniał... a może po prostu potrzebowałam powodu, by móc mieć nadzieję.

Odliczałam godziny, a później kwadranse i minuty do wyjścia ze Scotland Yardu. Wraz z Jamesem ustaliłam, że zobaczymy się w pobliżu szpitala psychiatrycznego w Lambeth, tam też się więc udałam, gdy wybiła godzina pierwsza po południu.

Dzień był chłodny, chłodniejszy, niż dotychczas, a niebo zachmurzone – z nieba znów padał lekki śnieg, mój oddech zaś unosił się widocznie w powietrzu.

-Witaj, Lilly - powiedział James, całując mnie krótko w policzek na powitanie. -cieszę się, że jesteś.

-Nie ma o czym mówić – uśmiechnęłam się do niego, naciągając kołnierz granatowego płaszcza na szyję, a rękawiczki głębiej na dłonie. – czy znasz adres tego sierocińca, o którym mówił doktor Watson?

James ruszył chodnikiem wzdłuż ulicy, ja zaś zaraz za nim.

-Tak, choć nie jestem pewien, jak tam trafić.

-Z tym nie powinniśmy mieć problemu, w razie czego zapytamy kogoś o drogę – odpowiedziałam, lecz on popadł w zamyślenie. – wiesz... pan Holmes przysłał mi wiadomość dziś rano.

-Doprawdy? Hmm... bardzo dawno się z nim nie widziałem. I co takiego ci napisał?

-Musi odnaleźć pewną kobietę, która podobno posiada ważne dla niego informacje. Rzecz w tym, że jego zdaniem jest również w stanie pomóc mnie.

-Tobie? W jakim sensie?

-Tego nie wiem... myślę, że nie chciał tego wpisać wprost w wiadomości, która mogła zaginąć po drodze, lecz przypuszczam... że miał na myśli poszukiwanie Jacoba.

-Bardzo zastanawiające. Znasz tę kobietę?

-Nie podał jej imienia, lecz gdybym ją znała, z pewnością by o tym wspomniał.

Niedługo potem dotarliśmy na podany adres, co okazało się prostsze, niż z początku przypuszczaliśmy. Naszym oczom ukazał się typowy, dość wysoki budynek, bardzo zaniedbany, w którym dachówki były pozrywane, ściany odrapane, a okna brudne, jeśli miały szyby – w większości były one powybijane i zabite spróchniałymi deskami.

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz