********************
Not sure if Friday or Frye-Day...
Jako, że docieram powoli do końca tworzenia mojego arcydzieła (nie mówię o wrzucaniu na Wattpada, jeszcze milion lat świetlnych przed Wami), doszłam do wniosku, że czas zadać tak zwane pytanie do publiczności... czy znajdzie się ktoś, kto chciałby kontynuację opowieści na podstawie fabuły DLC do Assassin's Creed Syndicate (mam na myśli Kubę Rozpruwacza, of course)? Zrobię to, nawet, jeśli miałabym to publikować dla jednej osoby!
********************
Dwa dni później
Doktor Watson pozwolił mi wrócić do Scotland Yardu po raz pierwszy od kilku dni. Perspektywa braku obowiązków i możliwości wypoczywania była dla mnie w pewnym sensie odprężająca, a nagły spokój, jaki zapanował w naszym domu – kojący. Do tego kwiaty w wazonie, skomponowane przez moje drogie rodzeństwo Frye, a także kilka herbacianych róż od Alicji, Jamesa i paru innych wielkodusznych osób – one sprawiały, że zaczęłam uważać, iż naprawdę jestem szczęśliwa. Bez względu na tych, którzy próbują rzucać nam kłody pod nogi. Dzięki zwykłemu, prostemu gestowi, jakim były podarowane kwiaty i życzenia zdrowia, zrozumiałam, że nikt mnie nie rzuci mnie na ziemię z moich własnych nóg, o ile sama mu na to nie pozwolę.
Powrót do ludzi był jednak dobrą decyzją – chyba nie potrafiłabym zbyt długo siedzieć w domu i niczego konkretnego nie robić. Doktor Watson kazał mi wprawdzie wracać wcześniej ze Scotland Yardu przez najbliższe parę dni, ale nawet to mi wystarczało, by trochę odżyć i nie zwariować od krzyku ciszy mojej sypialni.
Pracowałam właśnie nad raportem z pewnego dość prostego śledztwa w Reading, które prowadził nieobecny od rana inspektor Lestrade i nijaki Frederick Abberline. Podobno współpracował ze Scotland Yardem od wielu lat, ale nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek go poznała, wiedziałam po prostu, że ktoś taki istnieje. W jednej chwili ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę – powiedziałam na tyle donośnie, by na korytarzu było to słyszalne, po czym podniosłam głowę: do biura wszedł pewien strażnik lub sierżant, nie byłam pewna. Znałam go tylko z widzenia i wiedziałam, że jest w służbie inspektora Lestrade.
-Panno Adler – usłyszałam z jego ust. Usiadłam prosto, kiwając grzecznie głową na krótkie powitanie. – wiadomość do pani.
-Doprawdy? Od kogo?
-Nie wiem. Została przyniesiona przez posłańca, małego chłopca.
Uniosłam brwi lekko zaskoczona, choć w duchu zrodziły mi się już pewne podejrzenia. Wstałam, by wziąć od niego złożoną na kilka razy kartkę; sierżant od razu po tym ukłonił się nieznacznie i wyszedł. Rozłożyłam ją i zaczęłam czytać.
„Kłaniam się nisko i całuję rączki jaśnie Pani; z największą przyjemnością proponuję, by około godziny drugiej spotkać się w Whitechapel. Mam Pani do pokazania coś bardzo ciekawego.
~Wesoły Jacob
PS. Odmowy oczywiście nie przyjmuję, jeśli nie przyjdziesz, ja przyjadę po Ciebie, a oboje wiemy, że nie przejmuję się zbytnio prawem wolnej woli."
Przewróciłam oczami, wzdychając ciężko. Z początku nie chciałam sobie na to pozwolić, ale w końcu zaśmiałam się na głos; miałam prawo podejrzewać, że byłby skłonny tu przyjechać i podnieść mnie jedną ręką jak lalkę oraz zwyczajnie mnie stąd wynieść. Lepiej jednak byłoby sobie tego oszczędzić.
Teraz jeszcze bardziej zachciało mi się śmiać. Nie widzieliśmy się mniej więcej dwa dni... na litość Boską, zachowywałam się tak, jakbym nie chciała tam jechać i się z nim spotkać.
CZYTASZ
[ACS] Podziemie ulicy Piekarskiej
Hayran KurguLondyn w XIX wieku to ideał przyszłości. Pierwsza na świecie podziemna linia kolejowa; żywy, rozwijający się przemysł; bogacący się kapitaliści. Wśród nich najniebezpieczniejszy Zakon, który od stuleci pragnie posiąść władzę nie tylko nad ludźmi, al...