Nie wiem, dlaczego tam pojechałam. Zadawałam sobie to pytanie przez całą drogę, a jednak moje nogi same mnie powiodły na ulicę, by złapać dorożkę i pojechać do Lambeth.
*
Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, nuciła coś pod nosem, jakby kołysankę, kiwając się na prawo i lewo. Dopiero gdy mnie usłyszała, znieruchomiała.
-Lekarz powiedział, że cię znam - odezwał się po krótkiej ciszy głos Alicji, obojętny, jakby zdziwiony, nieco zaciekawiony. Siedziała na sterylnie czystym łóżku z białą pościelą, ubrana w długą, prostą, równie białą sukienkę nocną; Jej długie, jasne loki plątały się na jej plecach i wokół ramion. Nie spojrzała na mnie jednak przez pierwsze kilka sekund, siedziała niezmiennie na swoim łóżku po turecku, patrząc się w okno przed nami.
-Bo mnie znasz - odrzekłam suchym głosem, idąc powoli w jej stronę. - nie przypominam ci nikogo?
Alicja niczym małe dziecko odwróciła się ku mnie, zmarszczyła brwi i wbiła we mnie zaciekawiony wzrok.
-Hmm... znam? A może nie znam... albo znam... albo nie znam... kim możesz być? Pomyślmy... moją matką? Nie... moja mama nie żyje. A może... moja siostra? Nie... przecież ja nie miałam siostry...
Zabolały mnie jej słowa, nawet, jeśli były nieświadome; poczułam ogromny, bolesny ścisk w sercu.
-Ty owszem... byłaś moją siostrą.
-A ty moją? Ja byłam twoją siostrą a ty moją nie? Tak się nie da! Ha! Chwila... chyba znam cię skądś... hmm...
Podeszłam jeszcze bliżej, do krawędzi jej łóżka i stanęłam za jego oparciem, tuż przed nią, zaciskając palce na stalowych rurkach. Alicja przechylała głowę raz w jedną, raz w drugą stronę, stukała się palcami w brodę, wydawała z siebie ciche pomruki zamyślenia... to wszystko wyglądało tak nienaturalnie, tak przedziwnie. Czy popadła w to szaleństwo aż do tego stopnia?
-Nie możliwe, że nie pamiętasz...
-A może to ty się pomyliłaś? Oni kłamią, dużo kłamią, haha...
-Wydaje mi się, że trochę oszukujesz.
-Nie... a może... a może tak... albo tak tylko troszeczkę... nie wiem...
-Chciałam jedynie zobaczyć, jak się czujesz, Alice.
-Mówią, że jest ze mną źle... a czasem mówią, że jest już lepiej... chcą mnie omamić, ale ja im na to nie pozwolę - uniosła „ostrzegawczo" palec do góry, skierowany ku mnie. - nie zmanipulują mnie.
-Ależ nikt nie chce cię zmanipulować. Lekarze chcą ci pomóc.
-Pomóc, pomóc, pomóc! Ty też w to wierzysz? -wybuchła nagle i ostro, siadając prosto. - Ty też chcesz mnie okłamywać?!
-Ale po co miałabym to robić? Ja nie kłamię, Alicjo...
-Kłamiesz, cały czas kłamiesz, ja cię nie znam, kim jesteś? Oni cię wysłali, żebyś wmawiała mi dalej te wszystkie bzdury!
Spuściłam głowę i westchnęłam ciężko. A więc rzeczywiście. Nie było dobrze.
-Alice... dlaczego nas opuściłaś? - wyrwało się mimowolnie z moich ust, cichym, bezradnym tonem. Obserwowałam jej dziecięce odruchy, bezsensowne gesty i pogrążałam się w beznadziejnym żalu. Alicja zaś po krótkiej chwili zareagowała na moje pytanie. Spoważniała i wytrzeszczyła oczy.
-Wiem... -szepnęła i wytężyła wzrok. - to ty.
-Ja...? To znaczy?
Podniosła się na kolana, by być na równi ze mną i posłała mi złowrogie, mordercze spojrzenie.
![](https://img.wattpad.com/cover/103905274-288-k510421.jpg)
CZYTASZ
[ACS] Podziemie ulicy Piekarskiej
FanfictionLondyn w XIX wieku to ideał przyszłości. Pierwsza na świecie podziemna linia kolejowa; żywy, rozwijający się przemysł; bogacący się kapitaliści. Wśród nich najniebezpieczniejszy Zakon, który od stuleci pragnie posiąść władzę nie tylko nad ludźmi, al...