„Each time the wind blows
I hear your voice so
I call your name
Whispers at morning
Our love is dawning
Heaven's glad you came..."
*
-Czy już doszliśmy odpowiednio daleko, by przejść do meritum naszej wycieczki, my lady? - zapytał Jacob, gdy szliśmy aleją wzdłuż jeziora Serpentine. Zaśmiałam się w odpowiedzi, lecz jednocześnie poczułam ścisk mięśni brzucha.
-Jeszcze tylko niezręczny wstęp i możemy do niego przejść, panie Frye...
-A może go pominiemy, skoro oboje wiemy, że będzie niezręcznie?
-Przecież ty nie wiesz, że będzie. To ja ci muszę coś powiedzieć!
-Masz rację. Dobrze, zacznijmy niezręczny wstęp.
-Jacob...! Naprawdę to utrudniasz... - westchnęłam, lecz śmiech mimowolnie wydostał się z moich ust. Miał jednak rację, musiałam to wreszcie z siebie wydusić; zatrzymałam się, a on zrobił to zaraz za mną i spojrzał mi w oczy z ciekawością i wyczekiwaniem. - no więc... to delikatna sprawa.
Jacob wykrzywił usta w groteskowym uśmiechu i zrobił przerażoną minę.
-Robi się bardzo niezręcznie.
-Przestań...! - zawołałam, lecz ani przez sekundę nie udało mi się być poważną, jak zamierzałam; uśmiech i tak wkradł mi się szeroko na usta. - musisz być poważny.
-Dobrze.
-Co? Tak po prostu?
-Tak.
Posłałam mu podejrzliwe spojrzenie.
-Niedługo tak wytrzymam, mów.
-Co? Tego nie da się powiedzieć od tak, raz-dwa-trzy!
-Jest bardziej niezręcznie, niż przypuszczałem.
Zwiesiłam bezradnie głowę i skryłam twarz w dłoniach, śmiejąc się bezgłośnie. W moim pobliżu jest więcej dzieci, niż wygląda to na pierwszy rzut oka.
-No, już. Słuchaj mnie!
-Ależ ja cały czas słucham, ty sobie przeszkadzasz.
Popatrzyłam na niego bezsilnym wzrokiem, cały czas mając ochotę się śmiać.
Jak tego dokonał? Kilka zdań bezsensownej rozmowy, a jemu znów, właściwie jak zwykle, udało się poprawić mój nastrój. Kierowana tymi ciepłymi emocjami pokonałam krok, który nas dzielił i sięgnęłam dłońmi do jego ramion, by stabilnie stanąć na palcach i czule go pocałować.
-Wiedziałeś, że tak będzie, prawda? - zapytałam, gdy już odsunęłam się od jego ust i uśmiechnęłam się szeroko.
-Być może... - odpowiedział enigmatycznie i posłał mi swoje ulubione, zniewalające spojrzenie. - swoją drogą... wybacz mi, że nie mogłem udać się z tobą do urzędu.
-Nie ma problemu. Henry mi towarzyszył.
-Wiem, wspomniał mi o tym.
-Tak?
Jacob kiwnął głową, lecz nie umknął mu mój dziwny ton głosu.
-I... co jeszcze? - dopytałam niepewnie.
CZYTASZ
[ACS] Podziemie ulicy Piekarskiej
FanficLondyn w XIX wieku to ideał przyszłości. Pierwsza na świecie podziemna linia kolejowa; żywy, rozwijający się przemysł; bogacący się kapitaliści. Wśród nich najniebezpieczniejszy Zakon, który od stuleci pragnie posiąść władzę nie tylko nad ludźmi, al...