Nie zamierzałam jej słuchać. Bynajmniej.
Przeraził mnie fakt, że na wspomnienie pana Holmesa zareagowała jak poparzona. Musi chodzić o coś więcej, niż po prostu mieszkańca Londynu, któremu mam nic a nic nie mówić o tej przesympatycznej wizycie. Na samo jej wspomnienie mam mdłości i ciarki. Ale w jednym ma rację: nie mogę się bać. Absolutnie, nie mogę tego pokazać.
Nie mogę też milczeć. Moja „niesamowita" odwaga ma swoje granice. Kończą się one na sile fizycznej, na przykład: w sytuacjach krytycznych, jak, ta, moje zawzięte i wyzywające spojrzenie mi nie pomoże. Mogą się trafić silniejsi ode mnie, którzy dziś zatargali mnie do domu, a jutro... na myśl przyszła mi dłoń Starricka, wędrująca bez skrupułów po mojej skórze. A jutro... jutro może być gorzej.
Dlatego właśnie ktoś musiał wiedzieć.
Poszłam wziąć kąpiel, jak nalegała ciotka, by nie była podejrzliwa. Rzeczywiście, gorąca woda i zapach jaśminu uspokoiły moje nerwy i rozluźnił mięśnie. Te tuż pod karkiem, między barkami, bolały mnie bardzo dotkliwie. Całe spięcie i stres wcisnęły się właśnie tam, nie mieszcząc się i pulsując boleśnie. Zamykając ciężkie powieki, odpłynęłam chyba na godzinę.
*
Przygotowałam się na nowo bardzo szybko, najszybciej, jak potrafiłam.
Była czwarta po południu, kiedy wyszłam z domu, mówiąc ciotce, że jadę do Alicji. Patrzyła na mnie nieufnie, ale w końcu chyba w to uwierzyła.
Tym razem także na piechotę przebyłam całą długość ulicy Serpentine Avenue. Wiatr zelżał, między chmurami pojawiało się nawet popołudniowe, jesienne słońce.
Złapałam jadącą bardzo powoli dorożkę.
-Dokąd, panienko? - spytał przemiły, starszy pan siedzący na koźle. Wyjęłam z kieszeni peleryny pół gwinei i podałam mu. Jego oczy zabłyszczały na ten widok.
-Do Whitechapel. Jak najszybciej.
*
Moje nogi same prowadziły mnie przez obskurne, brudne uliczki, które zaczynałam co raz lepiej pamiętać. Byłam tu już kilkakrotnie, a z każdą wizytą czułam się co raz swobodniej. Ale nadal pozostawałam czujna.
Niesamowicie szybko dotarłam do unieruchomionego mechanicznie składu pociągowego, który niegdyś należał do Nędzników. Przeciwników Skokierów. Złych ludzi - tyle o nich wiedziałam. Na razie.
Pośpiesznie zapukałam do ciemnych, masywnych drzwi jednego z wagonów. Nie czekając na odpowiedź z wewnątrz, weszłam dość niegrzecznie do środka.
-Lilly...! - zawołała Evie, podnosząc głowę znad stosu papierów. Siedziała przy biurku, dogłębnie coś badając; teraz wstała od niego pośpiesznie. -ja.. wybacz bałagan, nie spodziewałam się ciebie tutaj...
-Evie... - zaczęłam, oddychając głęboko, zdyszana. Podeszła do mnie i popatrzyła na mnie zaniepokojona, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Evie. Czy znajdziesz dla mnie chwilę?
-A... tak. Oczywiście. Usiądź - mrugnęła kilkakrotnie, zbita z tropu moim zachowaniem. Wskazała mi sofę, na którą ciężko upadłam. Sama przysunęła pośpiesznie krzesło, by ustawić je naprzeciw mnie, po czym zajęła na nim miejsce. - o co chodzi? Wszystko w porządku?
Nabrałam głośno powietrza.
-Nie. Potrzebuję waszej pomocy.
-Pomocy? Co się stało?
CZYTASZ
[ACS] Podziemie ulicy Piekarskiej
FanfictionLondyn w XIX wieku to ideał przyszłości. Pierwsza na świecie podziemna linia kolejowa; żywy, rozwijający się przemysł; bogacący się kapitaliści. Wśród nich najniebezpieczniejszy Zakon, który od stuleci pragnie posiąść władzę nie tylko nad ludźmi, al...