19. Obietnice

212 24 4
                                    

***głos zza światów***

najcudowniejsze, co dostaję w zamian za, de facto, charytatywne pisanie opowieści, to feedback ze strony tych, którzy ją czytają. Wiem, że wszyscy tak mówią, ale coś w tym jest: wspaniale by było, gdybyście zostawiali po sobie ślad w postaci kliknięcia gwiazdki, który nic nie kosztuje, jest banalny do wykonania, a mnie poprawia humor, gdy nie mam czekolady ( :c ). za każdą jedną jestem bardzo bardzo bardzo wdzięczna <3 

****************************


Uczysz się każdego dnia przyswajać zło.

(...) Zanim zmienią twój los w niedoskonały film,

Zanim nauczą cię, jak masz zdobywać świat,

Zanim przestaniesz się bać..."*

~***~

-To niepoważne – skomentowałam, wpatrując się w zbyt drobne literki, czując złość i oburzenie. Wyszła, tak po prostu, zostawiając dom samotnie. Mogła mi pomóc, lecz jej nie było.

-Mogło być wiele powodów, dla których gdzieś się udała. Jak się okazuje, na szczęście i nieszczęście – powiedział, klękając znowu przy mnie. Wówczas podał mi szklankę wody, której wcześniej nie widziałam w jego ręku i nie mam pojęcia, jak ją znalazł i kiedy napełnił– jak się czujesz? Potrzeba ci czegoś?

-Nie... nie wiem... chyba... - wymamrotałam, gdy wzięłam kilka orzeźwiających łyków, krzywiąc się z pulsującego bólu w środku głowy.

-Lilly. Jesteś bardzo blada, słyszysz w ogóle, co do ciebie mówię?

-Tak... tak. Słyszę. Głowa mnie boli, tylko.. ale nic więcej... - mówiłam dalej ze sporym trudem, teraz masując dłonią twarz. Syknęłam z bólu, zapominając o boleśnie uderzonym policzku. – a... skąd wiedziałeś, gdzie jest woda...?

-Musi się tobą zająć lekarz.

-Ale...

-Nie dyskutuj – przerwał mi stanowczo. - Boję się tylko, że nie powinienem brać cię do powozu i wieźć przez pół miasta do doktora.

Było mi naprawdę słabo, miałam ochotę wymiotować, ale mój żołądek był niemal pusty. Zamierzałam przecież jeść kolację mniej więcej teraz.

-Pojedź po niego.

-A kto zostanie z tobą?

-Zaczekam. Przecież niedługo wrócisz.

-Nie mogę ci tego obiecać, a poza tym wyglądasz na zbyt słabą, by zostawić cię samą. Nie mówiąc o tym, że zdaje mi się to trochę nieostrożne i niebezpieczne, zważywszy na okoliczności.

-O nie. Jak najbardziej zgadzam się, że powinien pan wyjść. I to zaraz – powiedział ktoś z hallu. Znajomy, ostry, kobiecy głos, któremu towarzyszył ciężki stukot obcasów oraz głośne trzaśnięcie drzwi frontowych.

Jacob wstał i stanął prosto, a ja zmusiłam się, by podnieść się na tyle, by widzieć moją ciotkę.

-Również dobry wieczór, pani Ireno – odpowiedział spokojnym, zrównoważonym tonem, który od razu wyprowadził ją z równowagi.

-Proszę sobie darować te idiotyczne odzywki – rzuciła suchym, opryskliwym tonem, rzucając ostentacyjnie żakiet na oparcie najbliższego fotela i odpinając byle jak wsuwki kapelusza z kwiatami.

-Grzecznie się witam, to wszystko. Ostatnio była pani bardziej otwarta, nie mówiąc o hojności.

-Niech pan uważa na te bezczelne słowa, nie będę tego słuchać we własnym domu!

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz