[DLC] 11. Ostatni ukłon

226 15 1
                                    

20:15

-Nie wiemy nawet, kogo dokładnie szukać, kogo brakuje spośród zaproszonych – powiedziałam do mojego męża, gdy postanowiliśmy przejść do sali kongresowej.

-Mamy bardzo inteligentnych i sprytnych sojuszników, Lilly. Aczkolwiek mnie również nie podoba się, że póki co poruszamy się po omacku, bez choćby smugi światła.

Gdy minęliśmy wielkie łukowate wejście, kelner natychmiast uraczył nas białym musującym winem.

-Cieszę się, że was znalazłam – usłyszeliśmy za swoimi plecami znajomy głos. Simza, pojawiwszy się jakby znikąd, położyła dłoń na moim ramieniu. – obawiałam się, że trudno będzie nam na nowo odnaleźć się w tym tłumie.

Sprężysty, kasztanowy kosmyk opadał luźno na jej skroń, a na głowie błyszczała perłowa opaska. Po krótkiej chwili naszym oczom ukazali się także doktor Watson i nasz drogi detektyw.

-Lata lecą, a ty nie zmieniasz swoich sposobów dopasowywania się do otoczenia, Holmes – przywitał go Jacob. Sherlock uśmiechnął się szeroko podchodząc blisko do nas, a zaraz za nim John Watson.

-Ty zaś niezmiennie rzucasz trafnymi spostrzeżeniami. Jak podoba się wam maniera obradowania nad pokojem w Europie?

-Sala wre od pracy i wysiłku intelektualnego.

-Czy macie podejrzenia, kogo wśród polityków tu brakuje? – zapytałam, patrząc na zmianę na pana Holmesa i jego najbliższego przyjaciela.

-Z tego, co mi wiadomo, ostatni z reprezentantów politycznych właśnie przyjechał. Masz słuszność, iż czas się rozejrzeć.

-Nie wiemy, jak wiele czasu mamy – odezwał się doktor Watson, lustrując dyskretnie znamienitych gości. – czy William i Isabelle także przybyli?

-Tak. Isabelle cierpi jednak na pewną chorobę płuc, która nie jest wprawdzie bardzo groźna, ale wymaga od niej zaczerpnięcia świeżego powietrza od czasu do czasu – powiedziałam, posyłając doktorowi porozumiewawcze, szczególne spojrzenie. – teraz zapewne przebywają na tarasie nad dziedzińcem. Widać stamtąd zresztą przepiękną panoramę...

-I tych, którzy przyjeżdżają – zrozumiał prędko John Watson, odpowiadając najciszej, jak tylko mógł. Sherlock Holmes bez słowa na nas zerkał, tak, jakby nie czuł potrzeby oznajmiania wszystkim, jak bardzo było to dla niego oczywiste.

-W rzeczy samej, jest na co popatrzeć – powiedział w końcu, zmieniając zupełnie wyraz twarzy. – a tu z kolei jest czego posłuchać. Lady Louisiano, pozwoli pani?

Dystyngowanie wyciągnął do mnie dłoń; wraz z Jacobem wymieniłam krótkie spojrzenia, a następnie przyjęłam zaproszenie do walca wiedeńskiego.

-Wyglądasz na bardzo spokojnego, Holmes – powiedziałam mu, włączywszy się do grupy tańczących.

-A czymże się tu stresować? Śmiertelnie niebezpiecznym wrogiem? Wojną na skalę światową? Zbiorową masakrą? Och, dajże spokój.

Posłałam mu rozbawione spojrzenie.

-Chętnie nauczyłabym się takiego dystansu do otaczającego mnie świata.

-Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ja nie posiadam rodziny, o którą musiałbym się martwić.

-Cóż, masz rację. O to nie musisz się martwić.

-I właśnie dlatego jej nie posiadam.

Zamilkliśmy na chwilę; wsłuchałam się jednym uchem w melodię, którą gdzieś już słyszałam, pozwoliwszy prowadzić się detektywowi. On jednak nie słuchał – obserwował wszystko i wszystkich. Interpretował wszystko i wszystkich.

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz