[DLC] 5. "Moja miłość"

80 13 0
                                    

Gdy powóz zatrzymał się tuż przed moim domem, naprzeciw dostrzegłam inny, z którego ktoś wysiadał. Zeskoczyłam po schodkach na chodnik i rozpoznałam Willa, który naciągał właśnie swoją zieloną kurtkę na ramiona.

-Co za zgranie - oznajmił, uśmiechając się do mnie.

-Rzeczywiście. Dziękuję, że przyjechałeś - powiedziałam, podchodząc do furtki i czekając, aż do mnie dołączy.

-To żaden problem, Lilly, a wręcz moja powinność - służyć wam pomocą.

Odwzajemniłam jego uśmiech, a gdy pojawił się przy mnie, ruszyliśmy alejką w stronę domu.

Nacisnęłam klamkę, lecz drzwi były zamknięte. Cofnęłam się zaskoczona, z konsternacją przyglądając się drzwiom.

-Juliet wiedziała, że zaraz przyjedziesz, czyż nie? - zwróciłam się do Willa.

-Tak podejrzewam... być może chciała być ostrożna. - oznajmił, a następnie zastukał kołatką donośnie. Odczekaliśmy chwilę, dość długą, po której Will ponowił stuknięcia. Minęła minuta lub więcej, a nam nikt nie otworzył.

-Zasnęły? Jest całkiem wcześnie - zdumiałam się, patrząc w niebo. Było już ciemno, lecz księżyc wisiał nisko nad wschodem.

-Chodźmy na taras. Jeśli Juliet jest w salonie, usłyszy nas.

Skierowaliśmy się na tyły domu. Przeczucie, że coś było nie tak, ogarnęło mnie jak jakieś przeraźliwe, długie macki, a gdy ujrzałam szeroko otworzone drzwi, prowadzące z tarasu do salonu, myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi.

-Co to ma znaczyć? Chyba nie wietrzą pokoju? - zapytał Will poirytowanym głosem, a następnie pobiegł na taras; ja zaraz za nim.

Weszliśmy do salonu, rozświetlonego przez lampki gazowe. W środku panował chaos: stolik na kawę był przewrócony, obrus, jaki go zdobił, leżał poturbowany na ziemi, podobnie, jak zgniłe już kwiaty w rozbitym wazonie i w kałuży wody; fotele były poprzesuwane, jeden obraz ze ściany połamany zwisał na jednym rogu z haczyka. Pod nim zaś leżała Juliet wsparta bezwładnie o ścianę, po której sączyła się strużka krwi - kończyła się tuż przy jej uchu.

-July! - wrzasnął przerażony Will, upadając na kolana i biorąc ją w ramiona. - Juliet, słyszysz mnie? Słuchaj, powiedz coś!

Po kilku sekundach, które ciągnęły się w nieskończoność, jęknęła słabo i przeraźliwie, łapiąc się chwiejnymi i drżącymi dłońmi za głowę.

-Juliet, odezwij się - powtórzyłam niecierpliwym głosem, klęcząc tuż obok Willa. - słyszysz nas?

Pomrugała ciężkimi powiekami i zrobiła skwaszoną, przepełnioną bólem minę.

-Lilly, Will...! - wymamrotała słabym, ledwie słyszalnym głosem. - Boże, moja głowa...

-Co ci się stało? Co się tu wydarzyło? - pytał Will, gładząc ją delikatnie po włosach. Ona zaś diametralnie zmieniła minę i z największym wysiłkiem spróbowała się podnieść. Stęknęła ciężko, jakby wciąż mając mdłości i rozejrzała się po pokoju.

-Catherine... widzieliście Catherine?

Jej pytanie było dla mnie jak ogromny fortepian, rzucony z dziesiątego piętra prosto na mnie.

-Jak to: czy widzieliśmy? Gdzie ona jest? - wyplułam z siebie te słowa, czując, jak robi mi się gorąco.

-Lilly... Boże... on tu był...! Powtarzał, że wreszcie będzie jego... Catherine była na górze, chciałam go powstrzymać, ale nie miałam najmniejszych szans... uderzył mnie czymś w głowę, straciłam przytomność... gdzie ona jest?

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz