39. Demony podziemia

84 14 1
                                    



-To ona? Och, co za urocze stworzenie. Słyszałam o niej parę rzeczy, ale ciężko mi było zebrać to wszystko, by ją sobie wyobrazić... nic dziwnego, że tak się nią zachwyca.

-Kto? Frye?

-Właściwie, to wszyscy, Crawfordzie. Nawet profesor o niej wspominał. Skarb drogiej Ireny.. gdyby tak się przyjrzeć, są podobne. A powiesz mi, co to za okazja, że pofatygowałeś się aż tak daleko i głęboko?

-Nie mamy czasu, Pearl. Nie mamy czasu na uroczyste wstępy. Po za tym, profesor James jest już w drodze do Londynu.

-Co takiego? Już?

-Owszem. Dlatego właśnie mam okazję, by być tu w tej chwili. A ty? Dlaczego tu jesteś? Z czystej ciekawości?

-Hm... może. Zastanawia mnie, czy wie o moim istnieniu.

-Nie wydaje mi się, by Frye się tym chwalił.

-Nie mam nic na sumieniu, Crawfordzie.

-To nie moja sprawa.

-Dlaczego jesteś taki nerwowy? Doprawdy, ciężko mi się z tobą rozmawia...

-Nie jestem nerwowy.

-Owszem, jesteś. Obawiasz się czegoś?

-Powiedziałem przed chwilą Pearl, nie nalegaj.

-Nie musisz mi mówić, ale znam cię od zawsze, więc zdążyłam się już nauczyć, jak interpretować twoje wahania nastroju.

-Powinnaś się skupić na tym, co jest naprawdę ważne, a nie na dopowiadaniu sobie własnych interpretacji rzeczywistości.

-Och, dobrze już, dobrze. Co jej podaliście? Powinna się już obudzić, nie mam całego dnia.

-Powinna. Christopherze, zajmij się tym.

Sen, który wydawał mi się na wpół rzeczywisty, nagle gwałtownie się wyostrzył i nabrał żywszych barw. A może po prostu bardzo gwałtownie zareagowałam na litr zimnej wody wylanej mi na głowę.

Zakrztusiłam się, a potem zadrżałam z zimna, ze zdumieniem jednak zorientowałam się, że nie mogłam nawet nabrać głęboko powietrza, by wykrztusić resztki wody - coś bardzo mocno mnie ograniczało. Zamrugałam oczami; światło mnie raziło, było słabe, blade, rozświetlało szarość, która mnie otaczała. Tą szarością okazał się cementowy, surowy pokój, z niewielkim zakurzonym okienkiem przy samym suficie, a na samym jego środku stały dwie wspaniale, drogo i wykwitnie ubrane osoby; mężczyzna w garniturze i kaftanie, kobieta w ciężkiej, różowej, lśniącej sukience z wysoko spiętymi włosami. Czy to ich głosy słyszałam przez sen?

Chciałam się poruszyć, wstać, albo cokolwiek, lecz mój mózg zarejestrował już moje położenie: byłam bardzo mocno przywiązana do krzesła, na którym siedziałam. Moja głowa opierała się o ścianę tuż za moimi plecami.

-Dzień dobry, gołąbeczku, jak wspaniale, że się obudziłaś - powiedziała kobieta. Miała niski, niezbyt przyjemny głos. Nie siliła się też specjalnie na miły ton ani sztuczny uśmiech. Nie znałam jej; kim była? Spojrzałam na mężczyznę, lecz na rozpoznanie jego potrzebowałam mniej, niż sekundy. Od razu poczułam falę zimnego potu, a w mojej głowie wybuchł strach i zupełna dezorientacja. Co on tu robił? Gdzie ja byłam?! - biedactwo, zastanawiasz się, co to za miejsce? I kto do ciebie mówi, czy mam rację?

Podniosłam na nią suche spojrzenie. Mój umysł krzyczał: nie zdradzaj strachu. Nie mogą wiedzieć, że się boisz. A może to głos mojej ciotki wciąż żył w moich wspomnieniach?

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz