8. Rocznica

224 22 3
                                    


"No trace of what remains,

No stones to mark the graves,

Only memories we thought we could deny"*

~***~

Do Briony Lodge przy Serpentine Avenue dotarliśmy, gdy na dworze było już ciemno. Noc nie była bardzo chłodna, właściwie to nawet przyjemna, przejrzysta i mocno rozświetlona przez księżyc w pełni.

Spojrzałam na mój dom. Światła paliły się tylko w dwóch pokojach: w sypialni Juliet i Susanne, oraz mojej ciotki. A więc jest prawdopodobnie nie mamy żadnych niespodziewanych gości.

-Czy stąd trafisz już sama do domu? - spytał z pozoru uprzejmie Jacob, gdy zatrzymaliśmy się przy furtce naszej posiadłości.

-Trafiłabym sama z Southwark, panie Frye - uśmiechnęłam się złośliwie, przechylając lekko głowę na lewo.

-Jesteś bardziej uparta, niż przypuszczałem, panno Adler.

-W porównaniu z tobą to jest nic, sam przyznasz.

Jacob uśmiechnął się znacząco.

-Jutro zamierzacie być w domu? - spytał.

-Nie. Nie cały dzień. Musimy iść... na nabożeństwo. A potem ciotka ma koncert.

-Nabożeństwo?

Z zawahaniem pokiwałam głową.

-Rocznica.

-Rocznica?

Zniecierpliwiona westchnęłam głęboko, na co on zachichotał cicho.

-Rocznica śmierci moich rodziców.

Zgasiło to jego wyśmienity humor, niczym jeden oddech świeczkę. Widocznie zrobił się zmieszany, a może nawet... zawstydzony. Popatrzył na mnie przepraszająco.

-Daj spokój, akurat to w tobie już dawno mnie nie rusza - powiedziałam półżartem, kładąc mu dłoń na ramieniu. Fakt, że go speszyłam aż tak był swego rodzaju... osiągnięciem. Coś takiego nie zdarza się co dzień.

-A więc idziecie rano?

-Tak - uniosłam brwi, nie rozumiejąc, skąd takie pytanie. - czemu...?

-A... nic. Tak tylko pytam.

Kiwnęłam głową, nieco zdezorientowana.

-A więc... dobranoc, panie Frye. Dziękuję za towarzystwo mimo mojej woli - popatrzyłam na niego wymownie.

-Mimo twojej woli było dla mnie jeszcze większym zaszczytem, panno Adler - wyszczerzył zęby, na powrót bardzo wesoło - obiecaj, że nie będziesz chodzić nigdzie sama o podobnej porze. I że jeśli coś złego znowu się wydarzy, od razu dasz mi znać.

-Nie jestem małą dziewczynką, Jacob, naprawdę nie...

-Nie upieraj się choć ten jeden raz.

Westchnęłam ciężko. Zobaczyłam jednak jego wyraz twarzy, spojrzenie pełne... troski. Ku temu nie miałam wątpliwości. Poczułam w sercu ogromne ciepło i lekkość, a moja zawziętość zelżała.

-Dobrze. Obiecuję.

Jacob kiwnął głową, a potem ujął moją dłoń i uniósł ją do ust, całując delikatnie, bardzo delikatnie.

-A więc dobranoc, panno Adler.

Popatrzyłam teraz na niego szeroko otwartymi oczami, a usta same mi się otworzyły. Nie wiem, czy wyczuł, jak moje palce zadrżały w kontakcie z jego ustami, czy widział, jak się zarumieniłam i cała spięłam. W każdym razie puścił swobodnie moją dłoń, nie spuszczając ze mnie swojego przenikliwego spojrzenia, a ja niezdarnie odgarnęłam kilka włosów za ucho. Dość szybko jednak odwrócił się, by odejść.

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz