"No trace of what remains,
No stones to mark the graves,
Only memories we thought we could deny"*
~***~
Do Briony Lodge przy Serpentine Avenue dotarliśmy, gdy na dworze było już ciemno. Noc nie była bardzo chłodna, właściwie to nawet przyjemna, przejrzysta i mocno rozświetlona przez księżyc w pełni.
Spojrzałam na mój dom. Światła paliły się tylko w dwóch pokojach: w sypialni Juliet i Susanne, oraz mojej ciotki. A więc jest prawdopodobnie nie mamy żadnych niespodziewanych gości.
-Czy stąd trafisz już sama do domu? - spytał z pozoru uprzejmie Jacob, gdy zatrzymaliśmy się przy furtce naszej posiadłości.
-Trafiłabym sama z Southwark, panie Frye - uśmiechnęłam się złośliwie, przechylając lekko głowę na lewo.
-Jesteś bardziej uparta, niż przypuszczałem, panno Adler.
-W porównaniu z tobą to jest nic, sam przyznasz.
Jacob uśmiechnął się znacząco.
-Jutro zamierzacie być w domu? - spytał.
-Nie. Nie cały dzień. Musimy iść... na nabożeństwo. A potem ciotka ma koncert.
-Nabożeństwo?
Z zawahaniem pokiwałam głową.
-Rocznica.
-Rocznica?
Zniecierpliwiona westchnęłam głęboko, na co on zachichotał cicho.
-Rocznica śmierci moich rodziców.
Zgasiło to jego wyśmienity humor, niczym jeden oddech świeczkę. Widocznie zrobił się zmieszany, a może nawet... zawstydzony. Popatrzył na mnie przepraszająco.
-Daj spokój, akurat to w tobie już dawno mnie nie rusza - powiedziałam półżartem, kładąc mu dłoń na ramieniu. Fakt, że go speszyłam aż tak był swego rodzaju... osiągnięciem. Coś takiego nie zdarza się co dzień.
-A więc idziecie rano?
-Tak - uniosłam brwi, nie rozumiejąc, skąd takie pytanie. - czemu...?
-A... nic. Tak tylko pytam.
Kiwnęłam głową, nieco zdezorientowana.
-A więc... dobranoc, panie Frye. Dziękuję za towarzystwo mimo mojej woli - popatrzyłam na niego wymownie.
-Mimo twojej woli było dla mnie jeszcze większym zaszczytem, panno Adler - wyszczerzył zęby, na powrót bardzo wesoło - obiecaj, że nie będziesz chodzić nigdzie sama o podobnej porze. I że jeśli coś złego znowu się wydarzy, od razu dasz mi znać.
-Nie jestem małą dziewczynką, Jacob, naprawdę nie...
-Nie upieraj się choć ten jeden raz.
Westchnęłam ciężko. Zobaczyłam jednak jego wyraz twarzy, spojrzenie pełne... troski. Ku temu nie miałam wątpliwości. Poczułam w sercu ogromne ciepło i lekkość, a moja zawziętość zelżała.
-Dobrze. Obiecuję.
Jacob kiwnął głową, a potem ujął moją dłoń i uniósł ją do ust, całując delikatnie, bardzo delikatnie.
-A więc dobranoc, panno Adler.
Popatrzyłam teraz na niego szeroko otwartymi oczami, a usta same mi się otworzyły. Nie wiem, czy wyczuł, jak moje palce zadrżały w kontakcie z jego ustami, czy widział, jak się zarumieniłam i cała spięłam. W każdym razie puścił swobodnie moją dłoń, nie spuszczając ze mnie swojego przenikliwego spojrzenia, a ja niezdarnie odgarnęłam kilka włosów za ucho. Dość szybko jednak odwrócił się, by odejść.
![](https://img.wattpad.com/cover/103905274-288-k510421.jpg)
CZYTASZ
[ACS] Podziemie ulicy Piekarskiej
FanficLondyn w XIX wieku to ideał przyszłości. Pierwsza na świecie podziemna linia kolejowa; żywy, rozwijający się przemysł; bogacący się kapitaliści. Wśród nich najniebezpieczniejszy Zakon, który od stuleci pragnie posiąść władzę nie tylko nad ludźmi, al...