48. EPILOG

180 14 8
                                    

"Y aunque quieran quitarme la voz

Yo pegaré un grito al cielo

Soy más fuerte si estamos los dos
Va a rendirse el mundo entero
Yo contigo, tú conmigo!" *

***

Londyn, rok 1877

-William, kochanie, myślę, że najlepiej będzie cię widać tutaj – powiedziałam do mojego synka, który wspinał się na wysoki fotel, na którym siedziałam. – gdy staniesz obok taty.

-A będę mógł założyć jego kapelusz? – zapytał, patrząc na mnie z podekscytowaniem i wyczekiwaniem. Posłałam mu rozbawiony uśmiech.

-Jeśli ładnie poprosisz, to na pewno ci go da – odrzekłam, na co zamyślił się na krótką chwilę, a następnie błyskawicznie zsunął się z oparcia fotela i wybiegł do ogrodu, gdzie Jacob witał się z Aleckiem Grahamem Bellem. Catherine, zobaczywszy to, również spróbowała ześlizgnąć się z moich kolan, by za nim pobiec.

-Skarbie, nie uciekaj! William za chwilkę wróci – odezwałam się, łapiąc ją asekuracyjnie. – wraz z tatusiem.

-Tutaj?

-Tak. Wujek Aleck zrobi nam piękne zdjęcie. Powiesimy je u ciebie, albo u nas... gdzie chcesz?

-U mnie.

-A może będziemy mieć kilka? – nachyliłam się, by móc na nią spojrzeć. Czy na tym właśnie polegała wspólna choroba każdej matki na świecie? Miała już trzy lata, a ja wciąż nie mogłam przestać zachwycać się jej miodowymi, wesołymi oczkami, drobnym noskiem, przesłodkimi, okrągłymi policzkami i ciemnymi włosami. Wyciągnęła rączkę, by dosięgnąć naszyjnika na mojej szyi.

-Co to? – spytała, obracając w paluszkach drobny, lśniący, kwadratowy wisiorek z błękitnym kamieniem wewnątrz.

-Łańcuszek. A na nim zawiesiłam wisiorek.

-Wisiorek – powtórzyła, nie odrywając od niego wzroku. – świeci...!

-Tak, pięknie błyszczy w świetle. Za chwilę wyjdziemy na dwór i zobaczysz, jak ślicznie odbija blask słońca.

-A to? – wyciągnęła teraz rączkę do mojego ucha.

-Kolczyk – odpowiedziałam, czując jej delikatne paluszki, które badały drobny, srebrny brylancik. Po krótkiej chwili dotknęła własnych uszu i zrobiła komiczną, zdziwioną minę.

-Ja nie mam.

-No pewnie, skarbie, trzeba je codziennie zakładać i zdejmować. Gdy będziesz duża, na pewno takie dostaniesz i będziesz je mogła zakładać.

-Jestem duża.

Zaśmiałam się i pocałowałam ją mocno w policzek.

-Ależ oczywiście, że tak.

Zamrugała kilka razy powiekami, rozglądając się dookoła; jej wzrok zatrzymał się na moim okrągłym brzuchu; położyła na nim dłoń i przesunęła po nim kilka razy.

-Teraz nie czuję.

-Bo dzidziuś nie rusza się cały czas. Tylko czasami, trzeba uważnie pilnować – odpowiedziałam, kładąc na jej dłoni swoją.

-Mamo! Patrz! – William wbiegł z powrotem do salonu z głośnym tupotem. – zobacz, co mam, dostałem od wujka Alecka!

-Co to takiego, kochanie?

-Zobacz, będzie sam chodził! – zawołał, przybiegając do mnie i pokazując mi z zachwytem coś, co wyglądało jak wysoki na długość przedramienia metalowo-drewniany żołnierz na sprężynkę.

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz