43. Podziemie Baker Street

131 15 0
                                    

"Y me das toneladas masivas de amor

No dejas un respiro a mi corazón

Tú me armas, me desarmas

Nunca me dejas caer

Tan bajo me levantas"*

***

Trzy dni później

Tuż przed zapadnięciem w płytki sen usłyszałam przedziwne, szczególne słowa: Pearl Attaway nie żyje. Zabił ją asasyn.

Nie wiedziałam jednak, kiedy to się stało. Dwaj mężczyźni wymieniali jedynie uwagi, nie informacje, na które liczyłam, później zaś odeszli od pomieszczenia, w którym byłam zamknięta. Czy to Jacob był odpowiedzialny za jej śmierć?

Kręciło mi się w głowie i miałam mdłości, przede wszystkim od nasilającego się powoli głodu, ale także i od ran na skroni i czole, których doznałam trzy dni temu; ci, którzy tak uwielbiali przychodzić tu, jak podejrzewałam, przede wszystkim dla rozrywki i dlatego, że mogli, byli u mnie ostatni raz właśnie wtedy. Od trzech dni widziałam tylko jedną osobę, u której nie potrafiłam zidentyfikować nawet płci - przynosiła mi jedzenie i po kilku sekundach znikała. Dziś jednak... dziś jednak nie było jej od rana. A nadchodził wieczór.

Najbardziej jednak przerażał mnie mój chorobliwy, ostry, suchy kaszel, który nasilał się od kilku dni; w piwnicy panował stały chłód oraz wilgoć, a mój stan był wielce daleki od zdrowego i odpornego.

Oprawcy, bo chyba mogłam ich tak nazwać, próbowali dowiedzieć się, co zamierzała zrobić Susanne, a ja nie widziałam jej od dwóch tygodni. Przestawałam ich rozumieć, a może po prostu traciłam zdolność do logicznego myślenia. Wytrzymałam tydzień, odmawiając im jakichkolwiek informacji o Fragmentach Edenu i danych zebranych przez Evie oraz Jacoba i Henry'ego; gdy byłam przekonana, że dotarłam do granicy mojej wytrzymałości... oni przestali. Nagle przestali próbować dalej. Przez ostatnie dwa tygodnie przyszli tu na „przesłuchania" może trzy razy, w tym dwa, by pytać o Susanne. Ich pozostałe wizyty nie miały żadnego związku z pozyskiwaniem informacji.

Pierwszy raz spytali o nią jakieś dziesięć dni temu... a może osiem; nie powiedziałam im niczego, choć byłam tego bardzo, bardzo bliska. Znów zadałam sobie pytanie: dlaczego przestali? Zrozumiałam to właśnie trzy dni temu: gdy po raz drugi nie dowiedzieli się ode mnie niczego w jej kwestii, tkliwie pokaleczyli moje stopy. Przerażała mnie ilość krwi, jaka wylała się na ziemię i zaschła w postaci brunatnej plamy na kamiennej podłodze. Przynajmniej mieli pewność, że nie ucieknę. Gdy przerwali katowanie moich nóg skórzanym batem, jakaś starsza kobieta przyszła mnie opatrzyć. Powiedziała, bym była silna i wytrwała, bo pomoc wkrótce nadejdzie. Oni jednak to usłyszeli. Zastrzelili kobietę na moich oczach, a mnie „ukarali", uderzając mnie w każdą ranę, rozcięcie i krwawy siniak na plecach, brzuchu, żebrach, szyi, ramionach, nogach, nawet w głowę. Gdy chwilowo straciłam kontakt z rzeczywistością, słyszałam ich jak przez mgłę: wpadli w panikę, zaczęli grozić sobie nawzajem. Nagle do pomieszczenia wszedł ktoś inny. Znów usłyszałam wystrzał i ciężki, głuchy łomot, jakby ktoś upadł na ziemię. Potem krzyki raz jeszcze, z których niczego nie mogłam zrozumieć, oprócz słów, które zamroziły mi krew w żyłach i uświadomiły, jak tragiczne było moje położenie:

-Chcę ją żywą, tępe durnie! Nie macie prawa więcej się do niej zbliżać, nie zamierzam stracić przez was wszystkiego, na co tak długo i tak ciężko pracowałem, cholerni idioci!

-Mój panie...

-Zamilcz! To wasza ostatnia szansa. Następnej nie będzie.

-Nie zastanawiał się pan, sir Starrick- odezwał się jakiś nowy, odległy głos. - co, jeśli zaszła już w ciążę?

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz