"Lost in the tide, I can't keep my pillows dry
Like there's a sea in my eyes
I realize that sometimes life brings you flowers
Then it builds you coffins
And far too often
We end up falling to our demise
(...) Drowning in the river of tears."**
***
Następnego dnia
Ślub odbywał się w jednej z katedr w Westministerstwie, którą nie do końca kojarzyłam, wiedziałam o niej jedynie, że istnieje. Okazała się ogromna, wyjątkowo piękna, zbudowana prawdopodobnie w stylu klasycystycznym, była też bardzo jasna i nastrojowa.
Od rana padał śnieg, lekki i drobny, delikatny, który nadawał uroku i wzniosłości całemu dniowi.
Wśród gości zgromadzonych w ławkach zlokalizowałam pana Holmesa, doktora Watsona i jego narzeczoną Mary Morstan, a nawet panią Hudson. Naturalnie, wraz z nami byli także Evie i Henry, oraz Will i Juliet, nieustannie zarumieniona i nieśmiało skulona, a przecież wyglądała tak słodko i uroczo, gdy ubrała wieczorową sukienkę; dość skromną, lecz subtelną w delikatnym, fioletowym kolorze i obszytą sztucznymi różyczkami, do tego jej wymyślny warkocz z ciemnych, czekoladowych włosów... gdy jednak patrzyłam na Willa byłam niemal pewna, że nie tylko ja zachwycałam się Juliet.
Przede wszystkim jednak nie mogłam oderwać wzroku od Alicji. Od jej powłóczystego tiulu, który ciągnął się po ziemi, niesamowitego makijażu, błyszczących pereł w uszach i na szyi, a na samym przedzie od spojrzenia, jakim obdarowywała Jamesa i wzajemnie, gdy stali wspólnie przed ołtarzem, a także później, gdy wyszli już przed kościół, by goście obsypali ich drobnymi, złotymi monetami. Byli bardzo zakochani – i to było najbardziej zachwycające.
Nie znałam też wcześniej miejsca, w którym odbywało się wesele. Zlokalizowane było w pobliżu Hyde Parku, miało też wygospodarowaną przestrzeń ogrodową zaaranżowaną tak, jak Park, teraz pokrytą białą warstwą puchu, nad którym ciągle wzdychałam.
Grał nieliczny, ale wyjątkowo utalentowany zespół muzyczny, podobno początkujący muzycy Covent Garden Theatre, kelnerzy roznosili szampany i słodkie desery, przekąski, przystawki, drinki...
-Widziałeś? – zapytałam Jacoba, nie odrywając wzroku od Juliet i Willa. – ani na chwilę się nie rozstali...
-Ach, masz rację, ćwierkają sobie gołąbeczki.
-Tylko się z nich nie śmiej! Z takich osób, jak Juliet, uczucia trzeba wyciągać dźwigarem! To i tak dziwne, że jest równie rozmowna...
-Ależ panno Adler, czy ja się kiedykolwiek z kogokolwiek śmiałem?
-Pozwól, że spytam: chronologicznie, czy alfabetycznie?
Jacob uśmiechnął się znacząco.
-Trochę przesadzasz, ograniczam to tylko do Evie i Greeniego.
-Szybko poszło skłonienie cię, byś się przyznał.
-Wiesz, tak naprawdę wcale się nie...
-Dobry wieczór – usłyszeliśmy za sobą ciepły, znajomy męski głos, dość donośny, lecz i tak nieco stłumiony przez muzykę. Odwróciliśmy się w jego stronę i ujrzeliśmy Sherlocka Holmesa uśmiechniętego lekko, w swoim stylu, ubranego z kolei bardzo wbrew sobie: elegancko, sztywno, choć widać było, że walczył z etykietą i nie założył muszki. Gdy pojawił się natomiast tuż przy nas, poprawił odruchowo kołnierz, jakby uciskał go w szyję.
CZYTASZ
[ACS] Podziemie ulicy Piekarskiej
Hayran KurguLondyn w XIX wieku to ideał przyszłości. Pierwsza na świecie podziemna linia kolejowa; żywy, rozwijający się przemysł; bogacący się kapitaliści. Wśród nich najniebezpieczniejszy Zakon, który od stuleci pragnie posiąść władzę nie tylko nad ludźmi, al...