32. Czas szczerze pomówić

150 16 0
                                    

W Whitechapel czekała na mnie wiadomość od pana Holmesa, która zachęcała mnie do przybycia na obiecaną kilka tygodni temu rozmowę. Od czasu pogrzebu nie miałam tak naprawdę szansy widzieć się z detektywem, być może dlatego, że z wyrozumiałości Scotland Yardu moja praca tam została przerwana. Innym powodem było z kolei to, o czym wspomniała mi pani Hudson i doktor Watson: pan Holmes ostatnio rzadko przebywał we własnym domu.
-Co się stało? - spytał Jacob, podchodząc do mnie, gdy wczytywałam się w słowa pana Holmesa, zerkając dyskretnie przez moje ramię na list.

-Pan Holmes chce porozmawiać - wyjaśniłam krótko i spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. - wiadomość przyszła kilka godzin temu.

-Nie chcesz tam iść? - zapytał cichym, ciepłym głosem.

-Chcę... ale... zapewne powie mi wiele... ciężkich rzeczy - odparłam cicho. Jacob sięgnął dłonią do mojego policzka i delikatnie przesunął po nim palcami; przyjemny, kojący dreszcz przebiegł wokół mojego kręgosłupa.

-Myślę, że lepiej, byś była tego wszystkiego świadoma. To może nam otworzyć oczy na wiele istotnych faktów - oznajmił, patrząc na mnie troskliwie.

-Tak... racja - kiwnęłam nieznacznie głową.

-Ale jeśli tylko będzie to dla ciebie za trudne, chcę, byś od razu mi o tym powiedziała.

Mrugnęłam oczami zaskoczona.

-A więc zechcesz pójść ze mną?

-Oczywiście - odpowiedział i uśmiechnął się promiennie, tak cudownie, iż niemal rozpłynęłam się w środku. - przecież ci mówiłem, że nie odpędzisz się ode mnie ani na chwilę. A ty jak zwykle myślałaś, że żartuję.

Zaśmiałam się cicho, a smutek szybko się rozpierzchł gdzieś wewnątrz mnie.

Jego jeden uśmiech - i nic więcej.

*

Było późne popołudnie, gdy dotarliśmy na Baker Street 221B. Pani Hudson jak zawsze otworzyła nam drzwi z uśmiechem, zapraszając na górę. Posłała mi miłe spojrzenie, zapewne mając na myśli, że widzimy się dziś już drugi raz, choć teraz przyjemniejszych okolicznościach.

-Panno Adler, proszę się nie przestraszyć. W pokoju może panować... nienaturalny ustrój.

-Och... to znaczy? Nie powinniśmy przeszkadzać...?

-Wręcz przeciwnie! - zawołała, gestykulując żywo ręką - proszę tam iść jak najszybciej i zmusić go do jakiegokolwiek kontaktu z żyjącymi istotami! Codziennie śpi po parę godzin, odżywia się tylko kawą, tytoniem i Bóg wie, jakimi jeszcze specyfikami! Znika na całe dni, a do tego hoduje jakieś paskudne robactwo!

-Wyborne towarzystwo - skomentował Jacob, uśmiechając się do tego ironicznie. - nie mogę się doczekać!

Przewróciłam oczami i zacisnęłam usta, by nie się nie zaśmiać. Pani Hudson poprowadziła nas po schodach do pokoju bawialnego.

-Proszę się czuć jak w domu, o ile to możliwe w tej Nibylandii - rzuciła z nutą sarkazmu w głosie, po czym wpuściła nas do środka, wychylając się tam nieznacznie i powiedziała: - przybyli panna Adler i pan Frye. Bądź tak łaskaw i przynajmniej udawaj trzeźwego.

To, co uderzyło mnie już za progiem, to zaduch i półmrok, który tam panował. Do tego zapach z fajki i wrażenie, że w powietrzu unosi się dym. I rzeczywiście - nietypowe, jak dla mnie dziwne ułożenie mebli, jakieś nowe sprzęty i przedmioty, które wydawały mi się bezużyteczne, poustawiane w wielu przypadkowych miejscach... minęliśmy panią Hudson, ze zdumieniem lustrując pomieszczenie wzrokiem, ona zaś westchnęła ciężko i wyminęła nas, tupiąc głośno obcasami.

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz