45. Jesteś najcenniejszym, co posiadam

190 14 0
                                    

„Na szlak moich blizn poprowadź palec,

By nasze drogi spleść gwiazdom na przekór.

Otwórz te rany, a potem zalecz,

Aż w zawiły losu ułożą się wzór..."*

*

Gdy wszyscy już mnie pożegnali, w pokoju zapadła cisza; spokojna, niemal błoga, a jednocześnie przytłaczająca. Zaraz po czynnościach, jakie musiał wykonać doktor Watson, wzięłam upragnioną kąpiel, w której najpiękniejszą rzeczą była ciepła woda. Ku mojej ogromnej uldze podał mi również gęstą, bardzo słodką ciecz do wypicia, która wstrzymała uciążliwy, chorobliwy odruch kaszlu.

Byłam wdzięczna doktorowi, że tak wiele domyślił się sam, że nie musiałam zbyt dużo mówić na głos. Ale między mną a Jacobem pozostały setki mil szczerości do przebycia.

Nagłe kroki na schodach wydały mi się czymś, co było dla mnie nadzieją, że nie pozostanę tu sama, osamotniona w krwiożerczej walce z własnymi myślami i wspomnieniami.

Ktoś niemal niesłyszalnie otworzył drzwi i wszedł do środka; smuga światła z hallu wpadła na krótką chwilę do mojej sypialni pogrążonej w ciemności, rozświetlonej jedynie słabą poświatą lamp gazowych na zewnątrz, za oknem.

-Śpisz, Lilly? - zapytał ciepły, łagodny głos. Podniosłam się powoli na łokciach, by spojrzeć na Jacoba; podszedł do mojego łóżka i usiadł na jego brzegu. Zajrzał mi w oczy i przesunął dłonią po moim policzku. Nie miał już na sobie długiego płaszcza ani cylindra. - czujesz się już lepiej?

Objęłam jego dłoń swoją.

-Tak, trochę lepiej. Dziękuję ci.

W odpowiedzi pochylił się i, ujmując moje skronie, pocałował mnie delikatnie w czoło.

-Nie ma o czym mówić. Połóż się, odpocznij wreszcie. Mam nadzieję, że doktor Watson wynajdzie coś, aby wyleczyć to zapalenie oskrzeli.

-Och, na pewno. Bezgranicznie mu ufam... - odrzekłam, chcąc zapytać od razu: „a ty nie?", po chwili jednak uświadomiłam sobie genezę przedziwnego niepokoju, jaki malował się na jego twarzy. Jego ojciec zmarł na takie właśnie schorzenie. - nie martw się.

-Prosisz o zbyt wiele.

-Rozumiem, dlaczego się boisz.

-Rozumiesz?

-Oczywiście. Ale po tym słodkim syropie czuję się znacznie lepiej. Doktor z pewnością będzie potrafił mi pomóc.

Przesunął palcami po mojej kości policzkowej, zakładając za ucho kosmyk moich mokrych włosów.

-Potrzeba ci czegoś?

-Nie... ale...

-Ale co?

-...ale zostań. Bądź ze mną.

Popatrzył na mnie łagodnym, głębokim wzrokiem, a po chwili przysunął się tak, by móc oprzeć się o ścianę, zdjął buty, a ja zrobiłam mu miejsce na moim łóżku obok siebie. Zaraz potem ja wtuliłam się w niego, zwijając się w kłębek.

-Tak bardzo się bałam - powiedziałam, układając głowę na jego piersi. - tak się cieszę... że to koniec.

-Ja również się bałem. Naprawdę się bałem - odrzekł. Spojrzałam w górę, na jego twarz. - to jeden z tych razów, gdy bałem się najbardziej w całym moim życiu. I wiesz? Za każdym tym razem chodziło o ciebie.

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz