13. Znajoma broń

220 18 3
                                    


-Panie Frye - zaczął Sherlock Holmes, siadając naprzeciwko łóżka, na którym ciągle leżał Jacob, teraz ułożony na poduszkach przez doktora Watsona tak, by w miarę widzieć tych, którzy są naprzeciw niego. - jeśli jest to dla pana zbyt męczące, nie musimy rozmawiać.

-Nie, w porządku. Jestem bardzo ciekaw pana teorii.

Detektyw uśmiechnął się lekko i dość tajemniczo, spoglądając jak gdyby nigdy nic za okno. Z początku stałam, opierając się o futrynę drzwi, ale teraz zajęłam miejsce na skraju łóżka, siadając prosto.

-Wie pan cokolwiek o pani Irenie Adler? - zapytał dziwnie podchwytliwym tonem.

-Rozumiem, że nie chodzi panu o kolor włosów ani o ulubioną herbatę.

-Bynajmniej. Chodzi o to, czym zwykła się zajmować - tu spojrzał na mnie ukradkiem. Otworzyłam oczy szeroko. Nie rozmawiałam z nim o mojej ciotce od bardzo dawna. Nie mówiłam o jej dziwnym zachowaniu i podejrzanych współpracownikach. A jednak doskonale wiedziałam, do czego zmierzał.

Jacob spojrzał na mnie pytająco, a ja ledwo zauważalnie kiwnęłam głową, zaciskając powieki porozumiewawczo. Nie uszło to uwadze pana Holmesa, który uniósł brew i znów na jego twarzy pojawił się słaby cień uśmiechu.

-Wiem, że prowadzi interesy z najmniej odpowiednimi ludźmi, jakich mogła znaleźć w Londynie.

-Zgadza się. Ma więc pan świadomość, że na pewno nie jest to osoba, która preferuje czyste, honorowe zagrania. Proszę wybaczyć moje słowa, panno Adler, lecz pani również musi mieć tę wiedzę.

Spuściłam wzrok, wbijając go w podłogę. Kiwnęłam głową nieśmiało, czując, że serce mi się zaciska, a do tego miałam wrażenie, że wewnątrz mnie wzmaga się nieprzyjemny chłód i niepokój.

-To właściwie logiczne. A jak to się ma do całej sprawy związanej ze mną?

-Był pan wczoraj u panny Adler - oznajmił rzeczowo Sherlock Holmes, a minę miał taką, jakby dopiero zaczynał wielką opowieść.

-Tak.

-Pana... pomocnicy...

-Towarzysze - poprawił go Jacob, widząc niezdecydowanie u detektywa. Pan Holmes kiwnął głową znacząco.

-Pana towarzysze powiedzieli, że pani Adler uraczyła pana winem. Mówili prawdę?

-Mówili.

-Przyglądał się pan może butelce tego wina?

-Nazwie?

-Nie. Samej butelce.

Jacob posłał detektywowi podejrzliwe spojrzenie, wahając się nad słowami, których powinien użyć.

-Była zamknięta lakiem.

-O! To bardzo dobrze, że pan to zauważył. Czy pani Adler zniknęła gdzieś na chwilę, zanim przyniosła wino?

-Nie. Ale chwilę musiałem zaczekać, zanim przyszła mnie przywitać w hallu.

-W hallu? - przerwałam mu mimowolnie. - Juliet ani Susanne nie wpuściły cię do pokoju? Zawsze tak dbają o grzeczność i zapraszają gości, by poczekali w pokoju bawialnym... to dziwne.

-Tak... mnie też to zaskoczyło. Ale twoja ciotka przyszła właśnie stamtąd i tam mnie zaprosiła.

-A może... - wrócił do głosu Sherlock Holmes. - zauważył pan tam jeszcze inny drobny szczegół?

-Jaki?

-Pudełko zapałek, na przykład.

-Było. Gdzieś w kącie na parapecie.

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz