30. Słodkie ciasteczko z cynamonem

183 16 10
                                    

Miałam dylemat, więc rzuciłam pięć razy monetą i przeznaczenie kazało mi wrzucić Wam kolejną część tego wieczora aż cztery razy... nie mogłam go przecież zlekceważyć :)

*************************


„Pod zimnym światłem gwiazd

Jak ciężko żyć tym, co zostali..."*

***

Miesiąc później

Tęsknota i smutek mnie osłabiły. Choć z całego serca doceniałam drogich mi asasynów, którzy robili absolutnie wszystko, bym czuła się dobrze, Irena Adler ciągle przychodziła do mnie we śnie; ona lub widmo zła, w które się wplątała. Czasem była wesoła, czasem smutna. Czasem mnie złościła, czasem mnie przerażała, a czasem przypominała najwspanialsze, najzabawniejsze chwile, jakie razem spędziłyśmy. Przecież tyle lat była moją jedyną rodziną.

Co najmniej co trzecią noc budziłam się z drżeniem lub krzykiem. A on cały czas był obok, by mnie uspokoić i powtórzyć cierpliwie tysięczny raz, że wszystko będzie dobrze. To takie proste, banalne słowa, a były chyba wszystkim, co chciałam usłyszeć.

Mimo to czułam, że opadłam z sił, bo mój żołądek nie tolerował połowy posiłków, a moja głowa regularnie męczyła mnie tępym bólem. Nie sądziłam, że śmierć mojej ciotki tak odbije się na moim ciele - stało się po prostu inne, widziałam to nawet po sukienkach, które już na mnie nie pasowały w dekolcie, w biodrach, ramionach, a przecież byłam pewna, że schudłam aż za bardzo. Chodziło jednak o coś więcej, niż odejście Ireny Adler. Walczyłam z tym jak tylko mogłam, lecz nie mogłam się pozbyć myśli o ludziach, którzy ją zabili. Wiedziałam, że to byli jej wrogowie. Okazała się dla nich zbyt niebezpieczna lub sprzeciwiła im się, lub... straciła kontrolę nad brudem spraw, w które się wpakowała. To temat rzeka, której prąd porywał mnie i topił w środku nocy, w najmroczniejszych koszmarach. Wystarczyło jednak jedno proste, trafione słowo Jacoba, by zatrzymać moje łzy, a nawet wywołać uśmiech na moich ustach.

Tego dnia wykrzesałam w sobie wszelkie siły, by wyglądać normalnie i zdrowo, wybierając się do urzędu w sprawie testamentu. Tak bardzo nie chciałam tam iść, lecz ani Evie, ani Henry, ani Jacob nie pozwolili mi zaszyć się pod kołdrą w łóżku.

-To nie zajmie długo. I dzięki temu uczcisz pamięć swojej ciotki, Lilly. Myślę, że chcesz to zrobić - mówiła Evie, stojąc tuż za mną i czesząc moje włosy w warkocz przypominający wianek, okalający dookoła moją głowę. Siedziałam prosto na krześle, wpatrując się tępo w podłogę.

-Tak. Wiem... i chcę. Oczywiście, że chcę...

-Nie pójdziesz tam sama.

-Wiem.

-I wyglądasz bardzo ładnie, Lilly. A do tego pasuje jedynie uśmiech.

Mimowolnie wkradł się on na moje usta. Zwinne, ale delikatne ruchy dłoni Evie sprawiały wrażenie, jakby delikatnie głaskały mnie po włosach, co dawało mi poczucie ciepła i spokoju.

Nagle ktoś wpadł do wagonu, kusząc się jedynie o krótkie, przelotne pukanie do drzwi.

-Evie! - zawołał ktoś za naszymi plecami. Obie odwróciłyśmy się, w miarę możliwości w stronę, z której dochodził. - nie ma Jacoba?

-A widzisz go tu gdzieś? Bo mnie się wydaje, że ktoś by jednak zauważył, gdyby spróbował się schować w tamtej szufladzie - rzuciła złośliwym tonem Rusellowi, który oddychał ciężko i wspierał się o framugę drzwi wagonu.

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz