44. Gdy miłość pęka

140 14 1
                                    

"I loved you with a fire red, now it's turning blue

And you say "sorry" like an angel

Heaven let me think was you

But I'm afraid... it's too late to apologize."*

*

Jacob wysiadł z dorożki, wyciągając do mnie ramiona, bym chwyciła się ich, gdy tylko stanę na własnych nogach. Moje stopy niemal zapaliły się w ostrym bólu od razu, kiedy przeniosłam na nie ciężar ciała; błyskawicznie złapał mnie, abym nie upadła.

-Jacob - odezwałam się, zaciskając zęby z przeszywającego pieczenia i oddychając ciężko, chrapliwie. - dam radę. Chcę iść samodzielnie.

-Lilly, jesteś przemęczona i bez sił.

-A więc bądź obok mnie. Ale proszę, chcę iść sama.

Odwrócił wzrok, robiąc niechętną minę, aż w końcu kiwnął głową z wahaniem i ostrożnie postawił mnie na ziemi. Zasyczałam, gdy znów zmusiłam własne stopy do wysiłku, lecz nie zrezygnowałam; Jacob natychmiast objął mnie wokół talii.

Z jakiegoś powodu chciałam wejść do mojego domu o własnych siłach. Nie wiedziałam jeszcze wtedy dlaczego - czy po to, by przekonać samą siebie, że źli ludzie mnie nie złamali?

-Czy to powóz inspektora Lestrade? - zapytała Evie, zeskakując teraz z kozła. Odwróciliśmy się w stronę, którą wskazała i ujrzeliśmy elegancki, zadbany powóz, który jechał w naszą stronę, prowadzony przez dwóch funkcjonariuszy; zatrzymał się blisko naszego.

-A czy... to nie jest dorożka z gwardii królewskiej? - zapytałam, obserwując teraz, czym tak właściwie tu przyjechaliśmy my.

Evie i Jacob spojrzeli na siebie, uśmiechając się lekko.

-Tak jakoś... wyszło - odrzekł Jacob.

Z powozu rzeczywiście wysiadł inspektor Lestrade, a zaraz za nim Henry Green. Ich miny były pełne setek różnych uczuć: zdumienia, przerażenia, niedowierzania, radości, lecz ich jedyną reakcją było bezradne kręcenie głowami. Evie natychmiast pojawiła się przy Henrym, co zaobserwowałam kątem oka.

-Panie... inspektorze - wymamrotałam, siląc się na prostą, wymaganą postawę, kaszląc przy okazji donośnie. Nie miałam już na to siły ani w płucach, ani ustach, ani gardle, ani żebrach, lecz wiedziałam, że jeszcze chwila, jeszcze krótka chwila i wreszcie odpocznę.

-Panno Adler... nie wiem, co pani powiedzieć. Wprost brak mi słów... proszę mi wybaczyć tę lakoniczność; pan Holmes nalegał, byśmy nie zwracali na siebie uwagi na zewnątrz, ale zapewniam panią, że cieszę się, że jest pani z nami...

-Co? - wyrwało mi się z niepokojem. - dlaczego tego wymagał? Czy coś jest nie tak? Czegoś się obawiacie?

-Ależ nie. Chce nam powiedzieć coś bardzo ważnego, sam nie wiem, co, ale zależało mu na dyskrecji, dopóki będziemy na Baker Street. - odrzekł, po czym odwrócił się do funkcjonariuszy. - zaczekajcie tu na nas.

-A więc wejdźmy. - zaproponował Jacob. - Nie mogę się doczekać, aż dowiemy się, co to za niesamowita wiadomość.

Pozostali kiwnęli głowami i ruszyli ku drzwiom domu przy Baker Streer 221B, aby w nie zastukać; pani Hudson po chwili je nam otworzyła, również przeżywając na mój widokwewnętrzny dramat , lecz przygryzła wargę i powiedziała jedynie:

-Zapraszam na górę. Pan Holmes jest w pokoju bawialnym, a doktor Watson został już przez nas powiadomiony. Wkrótce przyjedzie.

-My również daliśmy mu znać - odrzekł Henry cichym, zniżonym głosem. Pani Hudson uśmiechnęła się porozumiewawczo, a następnie spojrzała na mnie ze łzami w oczach; złapała mnie delikatnie wokół ramienia pokrzepiająco.

[ACS] Podziemie ulicy PiekarskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz