Rozdział 3

33 8 0
                                    

- Witaj. Może...? Zejdziemy na śniadanie?- Zapytał brunet, którego nawet imienia nie znałem.

Miał taką burze loków, bladą skórę, i wyglądał na gwiazdę rocka. Ubrany w czarny podkoszulek, skórzaną kurtkę i podarte rurki dawały obraz nawet niebezpiecznego gościa. U siebie w pokoju też znalazłem ciuchy. Koszulka z długim rękawem i też czarne rurki. Koszulka była na mnie lekko za duża, ale podwinąłem rękawy i uszło w tle.

Zeszliśmy do wielkiej restauracji. Pachniało pysznym jedzeniem i kawą. Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Chłopak ciągle mi się przyglądał.

- Masz na imię Olivier?- Spytał z zaciekawieniem.

- T.. Tak. A... Pan? Ty?... Nie wiem.- Odpowiedziałem zmieszany, łapiąc za dzbanek z kawą, którą przyniósł kelner, byłem strasznie głodny.

Brunet uniósł brew, i z uśmiechem dodał:

- Nazywam się Ben Bruce. Nie znasz mnie, i wiem, że to wszystko wydaje cię się teraz dziwne, ale naprawdę myślę, ze jesteś czegoś wart. Bo troszkę wiem, o Tobie więcej niż myślisz.

Spojrzałem w jego oczy. Chyba mówił prawdę.

- Jak zeszyt?- Spytał po chwili milczenia.

- Zaczynam.

- Ok. do rzeczy. Kończysz z tamtym życiem. Stajesz się kimś całkiem innym, rozumiesz?

- To znaczy?

Ben sięgnął do kieszeni spodni. Wyciągnął z nich prawo jazdy z moim zdjęciem, ale nie zgadzało mi się coś... Gość nie nazywał się Olivier Parker, tylko Denis Shaforostov. Spojrzałem zdziwiony na chłopaka.

- To legalne?- Wypaliłem.

Zaśmiał się.

- Dla bogaczy wszystko jest legalne. Zaufaj mi. Od teraz jesteś Denis Stoff. Mieszkasz w Nowym Yorku i będziesz gwiazdą. Jak w marzeniach. Założymy zespół, poznasz chłopaków, mam pomysł, i jesteś mi do niego potrzebny. Wchodzisz w to? Tak? Czy Nie? Zdecyduj się. Wiem, że potrafisz śpiewać. Widziałem, że miałeś zespół...

- Tamto, to była pomyłka- skwitowałem.

- Teraz możesz udowodnić, że stać cię na więcej... - odpowiedział, a w jego oczach ujrzałem nadzieje.

- Ok... Zgadzam się, co mam robić? Nie znamy się, a ty bardzo mi pomogłeś.

- Wszystko w swoim czasie. Jutro poznasz zespół. A dziś, zabieram cię na zakupy. Nie masz nic.

A to akurat była prawda... Było mi głupio, że wszystko Ben będzie mi sponsorował..., Ale naprawdę nie miałem nic... Oprócz nowego imienia, nazwiska, i ciuchów na sobie.

Po zjedzeniu pojechaliśmy na zakupy, Ben opowiedział mi, że kocha grać na gitarze i od zawsze chciał założyć zespół. Pochodził z Anglii, i był pełen pomysłów i determinacji. Zacząłem go lubić. Był trochę szalony, z poczuciem humoru i... miał gust. Po zakupach poszedłem do fryzjera... W lustrze tworzył się ktoś, kim miałem stać się lada chwila. Czułem podekscytowanie.

Sekret w zeszycieWhere stories live. Discover now