Rozdział 48

15 4 0
                                    

Rano otworzyłem oczy.

- Dzień dobry śpiochu.- Usłyszałem zachrypnięty głos Bena. Chciałem wyskoczyć z tego łózka, ale wiedziałem, że z moja nogą jest to nie możliwe, a do tego przypomniałem sobie o planie. Musiałem spróbować. To była gra.

- Cześć...

- Słodko śpisz... Denis...- zaczął głaskać mnie po głowie.

-Dlaczego tu jesteś...?- Spojrzałem na niego, a on zaczął się uśmiechać dodając:

-Bo mogę...

-Ale...- musiałem się uspokoić... „Denis dasz rade" ...

- No? Co?- Ben uniósł brew.

- Nic... Cieszę się, że tu jesteś...- Wtuliłem się w jego nagi tors, było mi niedobrze, ale on musiał uwierzyć... Musiał.

- Zmieniłeś zdanie kochanie?

- Tak. Zrozumiałem. Dziewczyny... One... Powinny w ogóle nie istnieć...

Chyba uwierzył, pocałował mnie w głowę, był taki ciepły...

- Wierze ci Denis... Wierze, że nam się uda... Kiedyś ktoś... Bardzo mnie zranił. Długo nie potrafiłem się pozbierać. To bardzo bolało...

-Co takiego się wydarzyło?- Byłem ciekaw, co mi powie, wiedziałem, że chodzi o Danny'ego.

- Oszukiwał mnie. Był ze mną dla pieniędzy. Pomogłem mu wyjść z więzienia. Mieliśmy tyle wspólnych planów. Zaczął mnie oszukiwać. W ogóle, to oszalał. Stoczył się. Ćpał i pił. Musiałem go zostawić w zakładzie psychiatrycznym. Biedak. Stało się. Tak to jest, kiedy za dużo pieniędzy chce się komuś dać...

Robił mi się niedobrze. Nie wierzyłem w to. Danny przez niego się leczył, bo znęcał się nad nim psychicznie. Potwór. Musiałem się pospieszyć z realizacją swojego planu...

- Jak miał na imię?

- Artur.

Kłamał. Nie wierzyłem mu. Uwierzyłem siostrze Danny'ego.

- Ładne imię...

- Zmieńmy temat. Pocałuj mnie mocno Denis, na znak, że będziemy razem.

Zrobiłem to, o co prosiłem, to nie był pierwszy mężczyzna, którego całowałem... „Matt"... To przeszłość był moim buntem, próbą, szaleństwem. Nie chce o nim już nawet myśleć.

- Jesteś cudowny Denis...

- Ty również...

I razem postanowiliśmy zejść na śniadanie.

Sekret w zeszycieWhere stories live. Discover now