Rozdział 27

8 3 1
                                    

Byłem podekscytowany. I gdyby nie ta noga, to złapałbym ją za rękę i pobieglibyśmy przed siebie w nieznane. Porwałbym tę czarnulę z największa przyjemnością, i żaden Kaulitz by nam nie przeszkodził.

- A wy, dokąd?

Usłyszałem ten głos i cała bajka prysła jak bańka mydlana. Byłem przerażony, wściekły i zdezorientowany. Na parkingu stał Ben, palił papierosa i nie był zbytnio zadowolony z naszego widoku. Na jego widok zrobiło mi się jeszcze słabiej.

- Uciekasz Stoff? I to, z kim?

- Ben. Pomogłam tylko Denisowi. Źle się czuł w tym szpitalu. Proszę, zawiozę go do siebie, i będzie po sprawie, to chyba jeszcze nic złego?

- Nie... Owszem. Ale skoro źle ci było Denis? To, czemu nie zadzwoniłeś po mnie?

-Bo nie chciałem. I zejdź na m z drogi Ben- Warknąłem mając już wszystkiego dość.

Znowu się śmiał. Tak histerycznie. Zgasił papierosa i podszedł do nas, bałem się go. Patrzył na nas jak byśmy popełnili jakieś przestępstwo. To było nie fair. Władza Bena Bruce'a znowu zaczyna brać góre.

- Nie jestem twoja własnością Ben- powiedziałem przerywając te okrutna ciszę.

- Rita?- Ben spojrzał na nią unosząc brew.

- Zależy ci na teatrze prawda? Tyle dobrych wspomnień, spędzonych miesięcy, nauki, doświadczenia... Chcesz to teraz wszystko zaprzepaścić? Bardzo nie lubię, gdy ktoś działa za moimi plecami... Bardzo mi wtedy smutno... A jak smutno to i wszyscy dookoła też są smutni... Mam jedno pytanie do ciebie moja aktoreczko...

Jak on mógł! Robić jej coś takiego! Stałem oparty o samochód, widziałem, że Rita ma w oczach łzy. Ben chciał dawać jej ultimatum. Był bezwzględny.

- Wybierasz teatr? Czy Denisa? Daje ci wybór, poznaj moje dobre serce.

- My się tylko przyjaźnimy- słyszałem jak głos jej się łamał. Wstałem i krzyknąłem w stronę Bena:

-Ben! Co ty wyprawiasz! Zostaw ja! Nie zachowuj się tak!

- Wybieraj Rita.

Moje serce waliło jak szalone. Ben wyciągnął pistolet i skierował go w moja stronę. Byłem oszołomiony. Rita się rozpłakała. Przecież nic złego nie zrobiliśmy! Co to wszystko miało znaczyć!?

- To jak? Wiesz..., Jeśli zależy ci na Denisie... To bardzo się wkurzę i zapewne, zabiorę ci go, bo wolisz jego niż mój teatr... - Był jak w transie jakimś! Znienawidziłem go jeszcze bardziej.

- Wolę teatr...- usłyszałem jej głos.

Chciała mnie ratować. Ben by się nie zawahał, żeby strzelić mi w łeb, był już i tak mocno wkurzony.

- No to zakończmy te szopkę, Ty jedziesz do siebie Ritko, a ja zabieram Denisa do siebie, skoro już znudziło mu się szpitalne łóżko...

- Nigdzie z tobą nie jadę!

- Jedziesz... Jedziesz... 

Sekret w zeszycieWhere stories live. Discover now