Rozdział 41

8 3 0
                                    

Piękny wieczór. Już jest...

Zakradłem się do pokoju Bena, kiedy był na kolacji.

Wziąłem numer telefonu Billa. Napisałem, wiadomość: „Tu Ben, przyjedź do hotelu, spotkajmy w pokoju 100. Czekam"

Haha...

Wziąłem ten pokój, wiedziałem, że jest pusty, zawsze widziałem ten kluczyk wiszący pod tym numerem w holu...

100

100

100

Oczywiście podałem się, jako Olivier Parker. Miałem jeszcze stary dowód. Gdzieś się znalazł... Haha...

Usłyszałem jak puka do drzwi, a ja czekałem na niego... czekałem... Na niego. Jak na ofiarę...

Wszedł. Do własnej pułapki... jak ja... jak ja! Jak Ja!

Ja...

Usiadł na łóżku... Byłem za kotarą. Z tyłu. Zakradłem się... Zakradłem się cicho... jak kot... Miałem nóż... O tak! Tak! Nóż. Dźgnąłem go w plecy! Zrobiłem to! Zrobiłem to... Czuję jeszcze jego krew. Czuję jego wypalanie się. On chyba upadł... Miękko ma na tych poduszkach... Wyszedłem. Tak sobie wyszedłem.

Ne zrobiłem mu nic...

Zrobiłem mu coś...

Mam nadzieje, że nikt się nie zorientuję. Miałem czapkę, okulary i wąsy... Nikt nie może się dowiedzieć... Nikt...

Muszę się położyć... Jestem taki zmęczony. Taki zmęczony... Wybaczcie mi... Wybaczcie mi...

Obudziło mnie głośne walenie w drzwi.

- Otwieraj Stoff!- To był Ben.

Na moim łóżku leżał nóż. Szybko schowałem pod łóżko. Poszedłem do łazienki, kiedy Ben wszedł do pokoju. Przecież wiedziałem, że ma klucz. Jak inaczej kontrolowałby swoje ofiary.

- Wyłaź!

- Chwilkę.- Odezwałem się, myjąc ręce.

Dobrze, że zeszyt wziąłem ze sobą.

-Co się stało Ben- Zapytałem wychodząc z łazienki.

- Bill jest w szpitalu. Ktoś chciał go tu załatwić, szukają gościa.

- Mają go?

-Ja go mam. Nie uważasz? Myślałeś, że się nie dowiem Olivierze?!

Sekret w zeszycieWhere stories live. Discover now