Rozdział 24

11 3 0
                                    

Ból. Jasne światło. Chcę tam. Ciągnę za sobą wielki spadochron. Tak bardzo chciałbym się wzbić. Czuję się silny, wolny, ból pomału znika. Czuję się lekki, światło jest coraz bardziej, mam wrażenie, że ktoś mnie woła. Biegnę do tego głosu, szybciej i szybciej, mój spadochron wzbija się do góry. Nagle pojawiam się nad przepaścią, nie daje rady zahamować i spadam. Upadek jest przyjemny.

Otworzyłem oczy. Białe światło świetlówki jest rażące. Ktoś trzyma moja dłoń. Złapałem oddech. Poczułem ulgę. Żyję. Udało się.

- Denis?- Usłyszałem znajomy mi głos. To był Ben.

- Niczym się nie przejmuj. Wszystko jest już dobrze. Jestem przy tobie. Nie martw się. Jestem tu. Wybacz mi. Odpoczywaj. Zawołam lekarza, powiem mu, że się obudziłeś.

- Ben?- Wychrypiałem senny. Nie chciałem, żeby tu był, ale cieszyłem się, że jemu nic się nie stało.

- Tak?

- Nie musisz tu być Ben...

- To wszystko moja wina. Śpij teraz jak dojedziesz do siebie, to porozmawiamy.

- A ty?

- Nic mi nie jest. Drugi samochód uderzył z twojej strony, pasażer stracił panowanie.

- Żyje?

-Tak. Nie martw się. A teraz odpoczywaj. Idę po lekarza.

Zasnąłem. Nie wiem dokładnie ile spałem, jak długo byłem nieprzytomny. Znowu doskwierał mi ból. Czułem go prawie na całym ciele.

Lekarz przyszedł do mnie, kiedy ponownie się obudziłem. Dowiedziałem się, że miałem złamaną nogę, wstrząśnienie mózgu, dużo siniaków i zadrapań. Byłem w śpiączce farmakologicznej przez trzy dni. Mój stan się poprawiał.

- Miał pan dużo szczęścia panie Stoff. Jest pan silnym młodym mężczyzną. Dobrze, że jest już z panem lepiej.- Powiedział bardzo miły lekarz. Cieszyłem się na tą wiadomość.

- Pana przyjaciel cały czas przy panu czuwał. Taki przyjaciel to skarb.

- Tak... Skarb...- kiedy wyszedł, zamyśliłem się. Moje rzeczy...? Gdzie były moje rzeczy? Czy numer od Rity nadal jest w mojej marynarce? Czy ona wie, że tu jestem? Czy była mnie odwiedzić? Głowa zaczęła mi pulsować. Nie wiedziałem, od czego zacząć..., Ale to miejsce mnie przerażało. Zobaczyłem, że mój zeszyt leży na stoliku. Czyli Ben go przeczytał...

- Nie czytałem.- z myślenie wyrwał mnie właśnie jego głos. Spojrzałem na niego. Nie wiedziałem, co mam czuć do tego człowieka. Nienawiść? Zakłopotanie? Czy zapomnimy o tamtym zdarzeniu? Wiedziałem jedno, nie chciałem z nim być.

Nie będę jego marionetka. Już kiedyś też to czułem. Miałem dość takiego uczucia. I teraz, kiedy myślałem, że wszystko się układa, Ben tak bardzo mnie zawiódł... Nie chciałem tu być. Znów poczułem zapach szpitala, i wszystko wróciło...

„Nie zostanę tu..."

Sekret w zeszycieWhere stories live. Discover now