11. To jesteśmy umówieni.

949 97 9
                                    

- Drey, proszę cię, nie kończ... - Harry spojrzał na mnie błagalnie, kiedy byłam w połowie opowiadania historii z końcówki imprezy Sylwestrowej.

- I wtedy jeden z tych gejów pyta Harry'ego, czy nie chciałby pójść na randkę w ciemno, bo on ma kumpla, który tak bardzo by do niego pasował! - powiedziałam, na co Zayn wybuchnął śmiechem. - Oczywiście w każdym zdaniu zwracał się do Harry'ego "Piękny", z tym swoim śmiesznym akcentem.

- I co, stary, nie chciałeś iść na randkę w ciemno? - zapytał brunet przez śmiech.

- Powiem ci to samo, co powiedziałem im: NIE JESTEM GEJEM! - Podniósł głos, wyraźnie zirytowany. Cóż, panie Styles, jak już mnie pan tu przywlekł, specjalnie zatajając informację o Zaynie, to musiałam się zemścić.

- Tak, tak, a ja jestem twoją dziewczyną. - Pogłaskałam go po głowie, kiedy Zayn ocierał łzy śmiechu.

- Mam nadzieję, stary, że nie masz nic przeciwko - odezwał się Harry, posyłając mi złośliwy uśmieszek.

- Przecież i tak ci nie uwierzyli - odpowiedziałam mu, zanim brunet zdążył to zrobić. - Nawet nie uwierzyli, że nie jesteś gejem. - Przypomniałam mu. I dzięki Bogu, że spojrzenie nie potrafi zabijać, bo właśnie byłabym martwa.

- Nienawidzę was obojga - warknął, wbijając wzrok przed siebie, kiedy Zayn znowu zaczął się śmiać. - Gdyby nie fakt, ze mam w połowie rozpierdolony tatuaż, już by mnie tu nie było! A ciebie na pewno nie wziąłbym do auta. - Spojrzał na mnie mściwie. - Masz pół godziny, żeby się zrehabilitować.

- No już, już, Hazz. Nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi. - Pogłaskałam go po głowie, a on jęknął na moje słowa, idealnie wyczuwając w nich podtekst do sytuacji sprzed trzech tygodni.

- Zayn, proszę, wyprowadź ją stąd.

- Hej, sam ją tu przywiozłeś - odpowiedział rozbawiony. - Mi nie przeszkadza.

- No jasne, że nie...

- Zamknij się i nie ruszaj, bo ci kreskę krzywo zrobię - upomniał go Malik, wznawiając robienie tatuażu.

Ostatecznie w salonie spędziliśmy więcej czasu, niż planowaliśmy, bo moja opowieść trochę rozproszyła Zayna, który musiał zrobić sobie przerwę w tatuowaniu, by móc się spokojnie wyśmiać, nie niszcząc przy tym tatuażu.

- Zaczekaj tu, Drey. Oddzwonię tylko do Louisa, bo dzwonił do mnie dziesięć minut temu pięć razy - powiedział, kiedy wyjął telefon z kieszeni płaszcza, a potem wyszedł z gabinetu na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Zostałam sama z Zaynem, który sprzątał po zabiegu.

Nie wiedziałam, co mówić. Bałam się, że powiem coś nie tak, psując tą atmosferę rozbawienia, jaka wciąż utrzymywała się w powietrzu.

- Nie wygląda to tak źle, jak myślałam - odezwałam się w końcu, przerywając ciszę. - Robienie tatuażu - wyjaśniłam, widząc jego pytające spojrzenie.

- Dźwięk jest niezbyt nieprzyjemny. Robię to już trochę czasu, a wciąż go nie lubię - przyznał. - Czyli zdecydowałaś się na jeden? Dla znajomych jest zniżka. - Uśmiechnął się.

- Sama nie wiem. - Wzruszyłam ramionami. - Naprawdę bym chciała. Ale... Chyba jeszcze trochę się boję.

- To nic strasznego - zapewnił. - Ale nie namawiam. To musi być twoja decyzja.

- Ja pierdolę! - Harry wpadł do pomieszczenia, w pośpiechu zakładając na siebie płaszcz. - Louis rozpierdolił auto.

- Co?! - Od razu zerwałam się na równe nogi. Zayn odłożył to, co miał w rękach. - Coś mu się stało? Emily, Lottie, Steve?

- Nie, na szczęście wszyscy są cali, tylko poobijani. - Uspokoił nas od razu, więc kamień spadł mi z serca. - Ale auto zabrała laweta, a oni czekają prawie w szczerym polu. Jadę po nich. Drey, poradzisz sobie?

- Tak, jasne, leć - powiedziałam od razu.

- Przepraszam, głupio mi, że tak cię zostawiam i to jeszcze w taką pogodę...

- Harry, nie pieprz, tylko jedź po nich, niech tam nie marzną! - rozkazałam.

- Odwiozę ją pod samą kamienicę - odezwał się Zayn widząc, że Harry dalej patrzy na mnie z poczuciem winy wymalowanym na twarzy.

- Widzisz? Nie martw się, jedź! - Machnęłam ręką, poganiając go. Tomlinsonowie stali gdzieś w szczerym polu, jak sam powiedział, a na dworze było naprawdę zimno.

- Dobra...

- I zadzwoń, jak wrócicie bezpiecznie do miasta! - zawołałam za nim. Już wychodząc z salonu odkrzyknął, że to zrobi. - No dobra, to ja też się zbieram. - Sięgnęłam po płaszcz, ale chłopak zabrał mi go z ręki.

- Mówiłem poważnie, odwiozę cię - powiedział. - To znaczy... jeśli poczekasz godzinę, aż będę mógł zamknąć studio - dodał, zerkając na zegarek.

- Nie trzeba Zayn. - Chciałam sięgnąć po swoje ubranie, ale chłopak się cofnął, zabierając je poza zasięg mojej ręki. - Nie będę cię ciągnąć przez pół miasta w taką pogodę! Sam zobacz, co się dzieje za oknem. - Wskazałam na zewnątrz, gdzie padał gęsty śnieg.

- I właśnie dlatego cię odwiozę - nalegał. - Chcę mieć pewność, że bezpiecznie dotrzesz do domu. Pozwól mi to zrobić - poprosił.

Przez chwilę toczyliśmy walkę na spojrzenia, ale nie mogłam jej wygrać. Nie, kiedy patrzył na mnie z troską i prośbą jednocześnie.

- Dobrze, niech ci będzie - poddałam się. On za to uśmiechnął się szczerze.

- Chodź, zrobię herbatę i będziemy kwitnąć jak kołki do szesnastej, bo raczej nikt nie przyjdzie o tej porze, a tym bardziej w taką pogodę umówić się na tatuaż - powiedział, po czym wyszedł z gabinetu.

I miał rację. Przez godzinę jedynie siedzieliśmy, pijąc herbatę i rozmawiając na jakieś mało znaczące tematy. W międzyczasie przeglądałam wzory tatuaży, z każdym kolejnym mając coraz większą ochotę na jeden na mojej skórze.

W końcu zdecydowałam. Robię go. Zamknęłam z głośnym hałasem album, zwracając na siebie uwagę Zayna, który siedział na wysokim krześle, takim samym jak moje, po drugiej stronie recepcji, naprzeciw mnie.

- Kiedy masz najbliższy wolny termin? - zapytałam. A on tylko uśmiechnął się, otwierając terminarz, w międzyczasie klikając coś w komputerze.

- Myślisz cały czas o tym samym? Tym, który pokazałaś mi nad jeziorem? - upewnił się, na co pokiwałam głową. - Okej... - mruknął, przyglądając się w monitor. - Jeśli chcesz, możemy umówić się... na piętnastą trzydzieści w piątek za dwa tygodnie. - Podniósł wzrok z monitora, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.

- Myślałam, że pracujesz do szesnastej.

- Bo pracuję - przytaknął.

- Więc zdążysz w pół godziny? - zakwestionowałam.

- Zostanę dłużej - powiedział, jakby to było coś oczywistego. - To nic wielkiego, często tak robię, jeśli chodzi o znajomych.

- Jesteś pewien? - dopytałam. Nie chciałam, żeby tracił w pracy swój wolny czas i to przeze mnie.

- Tak. To co, ustalone?

- Ustalone. - Uśmiechnęłam się, ciesząc się jak dziecko na myśl o tym.

- No, to jesteśmy umówieni - powiedział chwilę później, kiedy skończył zapisywać moje spotkanie w piątek. - A teraz zbieraj się. Mam fajrant.


(un)Twisted [z.m. ff] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz