Nie wiedzieć czemu stresowałam się, kiedy wysiadałam z taksówki pod jego blokiem. Odebrałam resztę od kierowcy i skierowałam się do budynku. Ktoś akurat wychodził, więc skorzystałam z otwartych drzwi i weszłam do środka. Wdrapałam się na trzecie piętro i odnalazłam drzwi z odpowiednim numerem. Swoją drogą, ciekawe pod jakim numerem mieszka Natalie... Szybko jednak potrząsnęłam głową, wyrzucając blondynkę z myśli i zastukałam w brązową płytę przed sobą. Usłyszałam ze środka krzyk chłopaka informujący, że już idzie, więc czekałam cierpliwie. Serce zabiło mi jakoś tak trochę mocniej, kiedy usłyszałam, jak przekręcający się zamek. A zaraz później zmarło całkiem, kiedy go zobaczyłam. Wyglądał na zmęczonego, twarz miał obitą i wyglądał jak jedno wielkie nieszczęście.
- Możesz się śmiać, jeśli chcesz - powiedział, uśmiechając się blado.
Śmiać?! Mi się chciało płakać!
- Coś ty zrobił? - zapytałam zmartwiona, podchodząc bliżej i położyłam dłoń lekko na jego obitym policzku. - Wyglądasz jakby cię pobili. - Patrzyłam na niego zmartwiona zastanawiając się, czy ten upadek ze schodów nie jest tylko głupią wymówką.
- To by była dużo fajniejsza historia, niż upadek ze schodów - stwierdził. - Wejdź do środka.
Dopiero kiedy przeszłam przez próg przywitałam się z nim, całując go w zdrowy policzek. Zdjęłam kurtkę, odwieszając ją na wieszak od razu po lewej stronie od drzwi. Na tej samej ścianie, kawałeczek dalej znajdowały się drzwi, jak podejrzewałam, do łazienki.
Całe mieszkanie, a właściwie niewielka kawalerka, było tak naprawdę jednym dużym, otwartym pomieszczeniem. Zaraz po prawej znajdowała się niewielka kuchnia, a kawałeczek dalej stał niewielki stół z czterema krzesłami. W kącie mieszkania, prawie pod oknem, przy samej ścianie stała półka z telewizorem, a naprzeciw kanapa, przed którą znajdował się niewielki stolik kawowy. Z kolei za kanapą stała skierowana tyłem do niej komoda. Naprzeciw niej widziałam kawałek łózka. Mieszkanie było dość surowe. Wiedziałam, że Zayn je wynajmował i odniosłam wrażenie, że chyba nie czuł się tu na tyle swobodnie, by urządzić je po swojemu. To miejsce w ogóle mi do niego nie pasowało.
Chłopak powoli skierował się w głąb mieszkania, w stronę dużej kanapy. Trochę utykał i widać było, że poruszanie się sprawia mu ból. Jego twarz wykrzywił grymas, kiedy siadał. Poszłam za nim, torbę stawiając przy kanapie i usiadłam obok niego, przyglądając mu się z troską.
- Nie patrz tak na mnie - poprosił, kładąc dłoń na moim kolanie. - Nic mi nie jest.
- No właśnie widziałam - prychnęłam. - Cały czas widzę - dodałam, chwytając lekko jego podbródek i delikatnie przekręciłam jego głowę, by przyjrzeć się podbitemu oku. - Jak to się w ogóle stało?
- To bardzo krótka i jeszcze bardziej kompromitująca historia - westchnął ciężko. - Potknąłem się o niezawiązaną sznurówkę, twarzą uderzyłem chyba w poręcz - powiedział, a ja parsknęłam śmiechem, zanim zdążyłam go stłumić. Chwilę później zatkałam sobie usta dłonią, próbując się uspokoić. - A mama zawsze ostrzegała.
- Mam nadzieję, że byłeś na tyle rozsądny, by pojechać do szpitala. - Spojrzałam na niego uważnie. Od razu pokiwał głową.
- Narobiłem tyle hałasu, że spanikowana sąsiadka, pod której drzwiami wylądowałem wybiegła z mieszkania i zadzwoniła po karetkę. Mówiła, że prawie się o mnie potknęła, ale tego nie pamiętam. Chyba straciłem przytomność na kilka minut. - Wzruszył ramionami. - Ale spokojnie, w szpitalu mnie przebadali, wszystko w porządku - dodał szybko, widząc moją minę.
- I wypuścili cię tak szybko? - zdziwiłam się. Chłopak mruknął coś pod nosem, uciekając spojrzeniem od mojego. - Zayn! - Poniosłam głos. Wypisał się sam. Wiedziałam to.
CZYTASZ
(un)Twisted [z.m. ff] [zakończone]
FanfictionKontynuacja "Twisted". Kiedy wszystko jest już mniej zakręcone, niż było. 05.12.2017 - 24.01.2018