48. Ja i ty to skończony temat.

850 99 32
                                    


- Cześć, Audrey. - Chłopak wszedł głębiej do pokoju, rozglądając się wokół. - Trochę się zmieniło, odkąd ostatni raz tu byłem.

- Cześć, Jack - odezwałam się, wciąż zaskoczona jego obecnością. I chyba trochę skrępowana, chociaż wcale nie wiedziałam, dlaczego. - Myślę, że jednak od czasów liceum mój gust trochę się polepszył. - Spuściłam nogi na podłogę, jednak nie wstałam. Tu, gdzie byłam, było mi dobrze.

- Zawsze miałaś dobry gust, Audrey. - Uśmiechnął się, na co podziękowałam mu cicho.

- Umm... Wybacz bezpośredniość, ale... Co ty tu w ogóle robisz? - zapytałam w końcu, bo naprawdę byłam tego cholernie ciekawa.

- Ach, tak. - Sięgnął do kieszeni spodni. Najpierw jednej, potem drugiej, później do tylnych, zawzięcie czegoś szukając. - Gdzie ja to mam... - mruknął. - Chciałem ci oddać, zanim wyjedziesz, bo nie wiem, kiedy się znowu zobaczymy. Jeden z twoich znajomych wczoraj zgubił to w Shine... O, jest! - W końcu wyciągnął coś z kurtki, a ja podeszłam, by zobaczyć co to. - Nie wiem, czy to ma jakąś wartość, ale to był dobry pretekst, żeby tu przyjść. - Uśmiechnął się. Lewą ręką złapał mój nadgarstek, wyciągając w swoją stronę moją dłoń, na którą powoli wypuścił z prawej ręki srebrny łańcuszek z zawieszką.

- Och! Krzyżyk Harry'ego. - Wyciągnęłam swoją dłoń z jego, pod pretekstem chęci obejrzenia biżuterii. Oczko przy zapięciu było rozgięte, przez co łańcuszek musiał zsunąć się z szyi chłopaka. Nie wiem, skąd Styles go ma, ale nigdy nie widziałam go bez tego na szyi, więc zakładałam, że musiał coś dla niego znaczyć. Albo po prostu bardzo go lubił. - Dzięki, Jack. Harry na pewno się ucieszy. - Uśmiechnęłam się do bruneta i odeszłam, by schować łańcuszek do portfela. Stamtąd na pewno go nie zgubię. No, chyba że ktoś ukradnie mi portfel... - Skąd wiedziałeś, że to jego?

- Frankie, moja koleżanka zza baru, rozpoznała. Laska ma taką pamięć do szczegółów, że zauważy, jak przestawię jedną szklankę - zaśmiał się. - Jakaś dziewczyna znalazła na sali i przyniosła nam do baru, jak was już nie było. Fran powiedziała, że to chyba jednego z kumpli blondyny, w którą wpatrywałem się cały wieczór.

- To miłe, że fatygowałeś się specjalnie, żeby mi go oddać. - Uśmiechnęłam się lekko, ignorując ostatnie zdanie.

- Jak mówiłem, do była dobra wymówka, żeby tu przyjść i cię znowu zobaczyć - powiedział. A ja już czułam, że pozbycie się go może nie należeć do najprostszych rzeczy. - Szkoda, że wczoraj nie mieliśmy zbyt wielu okazji do rozmowy...

- Tak - przytaknęłam chyba tylko z grzeczności. Mieliśmy w ogóle o czym jeszcze rozmawiać? - Dzisiaj też nie za bardzo mam czas. Pedro niedługo będzie mnie odwoził.

- Och, ja z chęcią to zrobię! - ożywił się. Kurwa...

- Dzięki, ale nie trzeba. On i tak jedzie na spotkanie ze znajomym - skłamałam.

- Rozumiem. Może innym razem. - Chyba mi uwierzył. - Więc ten gość z wczoraj... - zaczął, podchodząc powoli w moją stronę, przeglądając zdjęcia na ścianach, czy bibeloty na półkach. - Ten brunet. To twój chłopak? - zapytał, zatrzymując się blisko mnie.

- Umm... Nie - odpowiedziałam niepewnie. - To znaczy... No nie, nie do końca.

- Nie do końca? - Spojrzał na mnie zaciekawiony, z uśmiechem na ustach.

- To... skomplikowane - odpowiedziałam krótko. Nie zamierzałam go wprowadzać w szczegóły, bo i po co. Podeszłam do łóżka, siadając na brzegu. Obserwowałam, jak powoli kiwa głową i podchodzi do mnie, siadając obok.

- Mógłbym jeszcze bardziej to skomplikować? - zapytał, a ja spojrzałam na niego, ściągając brwi w niemym pytaniu. A on, zamiast mi odpowiedzieć, jedną dłoń złapał mnie za biodro, drugą za kark i pochylił się, przyciskając swoje usta do moich.

Na początku byłam kompletnie zaskoczona i chyba tylko dlatego nie zareagowałam. Przez chwilę pozwoliłam mu się całować, bo... Sama nie wiem czemu. Może dlatego, że to było coś znajomego. Coś, co kiedyś było dla mnie codziennością. 

Coś, co teraz mi się nie podobało i kompletnie nie pasowało.

I nagle dotarło do mnie co się dzieje. Z kim się to dzieje.

Woah! Co do kurwy?!

Odepchnęłam go, od razu wstając z łóżka i odsuwając się na dwa kroki. Jack wyglądał na zaskoczonego, a ja byłam cholernie wściekła.

- Nie rób tego. Nigdy więcej - powiedziałam stanowczo.

- Przepraszam, Audrey. - Wstał, podchodząc do mnie. - Ja po prostu...

- Nie obchodzi mnie to - przerwałam mu, zatrzymując go jednym gestem ręki. - Jeśli dałam ci jakieś mylne sygnały, to wybacz. Ale żeby było jasne: ja i ty to skończony temat.

- Myślałem, że...

- Lepiej już idź, Jack - przerwałam mu ponownie. Bardzo stanowczo, patrząc mu prosto w oczy.

- Jasne. Przepraszam. - Kiwnął głową, a potem wyszedł z mojego pokoju. 

Dopiero kiedy drzwi się za nim zamknęły, odetchnęłam głęboko i się rozluźniłam. Podeszłam do łóżka siadając na materacu. Dłonią przetarłam usta, jakby to miało wymazać to, co się przed chwilą stało. I to, jak się po tym czułam. A czułam się źle. Jakbym zrobiła coś okropnego. Coś, co powinnam była przewidzieć i coś, na co nie powinnam była pozwolić. Ponownie przetarłam dłonią usta bo miałam wrażenie, że wciąż czuję na nich Jacka. A to sprawiało, że czułam, jakbym zdradziła Zayna. Może wydawało się to głupie, ale tak właśnie było. A potem poczułam się jeszcze gorzej, kiedy pomyślałam, że być może Zayn też całował inne dziewczyn, kiedy nie był ze mną. Nie podobała mi się ta myśl i wiem, że zabolałoby mnie, gdyby mi to powiedział, chociaż tak naprawdę żadne z nas nic drugiemu nie obiecywało, nic nie było winne i oboje mogliśmy robić, co chcieliśmy, bo oboje byliśmy wolni.

Nie chciałam, żeby dłużej tak było. Nie chciałam, żeby dłużej był niczyj. Żeby dłużej był nie-mój, a ja nie-jego.

Od razu chwyciłam za telefon, wystukując do niego wiadomość.

Ja: Hej. Jesteś dziś zajęty?

Ze zniecierpliwieniem czekałam na wiadomość zwrotną. Na szczęście nie długo.

Zee: Cześć. Nie mam planów. Już się stęskniłaś? ;)

Cóż, to był fakt, chociaż widzieliśmy się jakieś dziesięć godzin temu...

Ja: Myślisz, że moglibyśmy się dziś spotkać?

Wstałam, żeby w międzyczasie dopakować resztę rzeczy, ale odpisał niemal od razu.

Zee: Jasne. Coś się stało?

Zanim zdążyłam odpisać, przyszła druga wiadomość.

Zee: Jesteś już w mieszkaniu?

Ja: Nie, nic się nie stało. Jestem jeszcze w domu.

Zee: Przyjechać po ciebie?

Uśmiechnęłam się szeroko na jego propozycję. Ale po dzisiejszym obiedzie nawet, gdybym miała do wyboru autobus, albo przyjazd Zayna i tak wybrałabym autobus.

Ja: Nie trzeba, Pedro mnie odwiezie. Będę w mieszkaniu za godzinę.

Zee: W taki razie do zobaczenia za godzinę xx

No dobra, Drey. Teraz nie ma już odwrotu. Powiedziałaś A, to teraz musisz powiedzieć i B.

 - - -

Przy pierwszej publikacji kolejny rozdział miał być OSTATNIM. Ale ostatecznie pojawią się jeszcze trzy.

To tyle z ogłoszeń. Idę dalej siedzieć zasmarkana pod kocem z głupimi filmami na Netflix. Albo umrzeć.

Bye.

Love.

D. xx

(un)Twisted [z.m. ff] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz