12. Spieszy ci się?

928 107 27
                                    

- Słuchaj, może ja jednak złapię jakiś autobus. - Patrząc na pogodę za drzwiami naprawdę nie chciałam ciągać Zayna w tę i z powrotem po mieście. A robiło się coraz gorzej. - Albo zadzwonię po taksówkę.

- Powiedziałem Stylesowi, że cię odwiozę i dotrzymam słowa. Przestań kombinować i się ubieraj - odpowiedział, zarzucając na siebie kurtkę, więc zrezygnowana zrobiłam to samo. Kiedy obwiązywałam się szalikiem, on podszedł do alarmu antywłamaniowego uruchamiając go. - Chodźmy.

- Nie zapomnij. - Wzięłam ze stolika czapkę, którą wcześniej tam położył i rzuciłam w niego, sama zakładając kaptur. Zayn spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem, którego nie potrafiłam rozszyfrować, ale nic nie powiedział, a ja nie zamierzałam wnikać. Wyminęłam go i wyszłam na mroźne, zimowe powietrze, wciskając dłonie pod pachy, bo oczywiście zapomniałam wziąć ze sobą rękawiczek. - Możemy już iść? - jęknęłam, kiedy chłopak zamykał lokal. - Za chwilę tu zamarznę.

- A chciałaś iść na autobus - wypomniał mi. Fakt, to był głupi pomysł. - Możemy iść. W tamtą stronę - powiedział, wskazując odpowiedni kierunek. - Aż tak ci zimno? - zaśmiał się, kiedy szłam obok niego telepiąc się, a szczęka drgała tak, że zęby uderzały o siebie.

- Jakim cudem tobie nie jest? - zapytałam. Chłopak nie odpowiedział, tylko przyciągnął mnie lekko za łokieć, a potem objął ramieniem, przyciskając do swojego boku. Samo to wystarczyło, by zrobiło mi się gorąco, więc nie zamierzałam narzekać. A do tego jego ramię pomagało utrzymać mi równowagę na śliskim chodniku, co było kolejnym plusem zaistniałej sytuacji.

W końcu dotarliśmy do auta, które wcale nie było zaparkowane daleko, ale w tę pogodę wydawało mi się, że szliśmy pół godziny... Wsiedliśmy do auta i chłopak odpalił silnik, by samochód zaczął grzać, a sam wyszedł na zewnątrz, by odśnieżyć szyby. Wcale mu nie zazdrościłam. Kiedy wrócił do środka miał czerwony nos i zmarznięte dłonie, bo podobnie jak nie nie miał rękawiczek.

- Za chwilę ruszymy, tylko mi ręce odmarzną - powiedział, pocierając dłonie o siebie i dmuchając na nie ciepłym powietrzem z ust.

- Powinieneś zainwestować w rękawiczki.

- Jakoś nie po drodze mi z zakupami.

- No to już wiem, co dostaniesz ode mnie na urodziny.

- Cholera, to trochę sobie poczekam. - Spojrzał na mnie, uśmiechając się lekko, a potem złapał za kierownicę i ruszył z miejsca.

- Czemu? Kiedy są twoje urodziny?

- Dwunastego stycznia. Były w zeszłym tygodniu - odpowiedział, włączając wycieraczki na szybszy tryb, bo deszcz ze śniegiem dawały się coraz bardziej we znaki.

- W takim razie spóźnione wszystkiego najlepszego. - Położyłam dłoń na jego, która znajdowała się na dźwigni zmiany biegów. Jego skóra wciąż była była bardzo zimna, więc bez zastanowienia wzięłam jego dłoń w swoje. Auto było w automacie, więc chłopak przez całą drogę nie zabrał ręki, a ja również jej nie puściłam.

Przez prawie godzinę przebijaliśmy się przez zakorkowane i zasypane miasto, ale w końcu udało się dotrzeć na parking przy mojej kamienicy. Harry w tym czasie dzwonił, pytając czy już wróciłam do domu i powiedział, że u nich warunki na drodze są tak tragiczne, że po prostu zjechali do jakiejś przydrożnej knajpy, by tam przeczekać, aż pogoda trochę się polepszy.

- Wielkie dzięki, Zayn - odezwałam się, puszczając jego dłoń. - Zanim dotarłabym do domu, zmieniłabym się w sopel lodu.

- Nie ma problemu. Teraz będę spokojny, że nie zamarzłaś gdzieś na środku chodnika - zaśmiał się. - Pamiętaj, żeby wysłać mi wzór tatuażu. Widziałem go raz, ale to za mało. Podaj mi swój telefon, to wpiszę ci numer. - Wyciągnął dłoń, ale ja nie zareagowałam.

- Nie trzeba - powiedziałam, trochę zawstydzona. - Harry wpisał mi go kiedyś, każąc się do ciebie odezwać.

- Huh... - opuścił dłoń na swoje kolano. - Nigdy z niego nie skorzystałaś. - Spojrzał przed siebie, a potem się uśmiechnął. - Nie żebym ja skorzystał z twojego - dodał.

- Wpisał mój numer w twój telefon? - zapytałam, a kiedy przytaknął, zaśmiałam się. - Naprawdę chce nas ze sobą zeswatać - parsknęłam, zaraz później żałując, że jednak nie ugryzłam się w język. - Dobra, nie zatrzymuję cię dłużej, chociaż wcale nie uśmiecha mi się wyjście na zewnątrz - westchnęłam, zapinając płaszcz i poprawiając szalik.

- Chodź, odprowadzę cię, żebyś po drodze nie zamarzła na sopel. - Nie czekając na mój sprzeciw, który oczywiście chciałam wyrazić, zgasił silnik auta i wysiadł na zewnątrz.

Uśmiechnęłam się pod nosem i również wysiadłam, wcześniej zabierając z półki przy skrzyni biegów czapkę chłopaka. Założyłam kaptur od razu, jak tylko poczułam powiew zimnego wiatru na uszach. Wolałam, żeby mnie nie przewiało. Zayn obszedł auto i ruszył w kierunku wejścia na moja klatkę schodową. Zrównałam się z nim krokiem i nałożyłam mu na głowę czapkę, specjalnie naciągając ją chłopakowi na oczy.

- Drey, bez przesady, to raptem... ile? Sto, dwieście metrów? - zapytał, poprawiając sobie czapkę, by mógł widzieć gdzie idzie.

- Żebyś po drodze nie zamarzł na sopel. - Szturchnęłam go łokciem w bok. Pokręcił głową i tak, jak wcześniej, przyciągnął mnie do siebie, obejmując ramieniem. Kiedy dotarliśmy pod wejście do mojej klatki schodowej, drzwi jeszcze się za kimś nie zamknęły, więc weszliśmy do środka, chowając się przed mrozem.

- Mam nadzieję, że nie będę musiał czekać dwa tygodnie, aż się zobaczymy - odezwał się, stojąc naprzeciw mnie.

- Mój numer masz, zawsze możesz się odezwać - odpowiedziałam zaczepnie. - Właściwie, poczekaj. - Wygrzebałam z torebki telefon. - Wyślę ci ten wzór od razu, bo zaraz pewnie zapom... - Urwałam, kiedy ekran nie chciał się podświetlić. Przytrzymałam przycisk włączania, ale mrugająca czerwona ikonka dała mi znać, że urządzenie po prostu się rozładowało. - Cholera, noo - jęknęłam. - Rozładował się. - Machnęłam mu przed oczami telefonem, chwilę później chowając go do torebki. W tym czasie, przyszedł mi do głowy inny pomysł. - Spieszy ci się?

- Do pustego mieszkania? Ani trochę.

- Bardzo zawrócę ci głowę, jak poproszę, żebyś poszedł ze mną na górę? - Spojrzałam na niego niepewnie. - Tylko podładuję telefon i od razu wyślę ci to zdjęcie.

- Żaden problem, chodźmy.

- - -

Uroczo?

(un)Twisted [z.m. ff] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz