21. Dać się ponieść?

1.1K 82 32
                                    

Najpierw nie mogłam zasnąć, rozmyślając nad wszystkim, co się wokół mnie działo. Zwłaszcza nad Zaynem i tym, jak bardzo zagubiona jestem w naszych relacjach. A kiedy już udało mi się zasnąć śniłam o - uwaga, tego nikt się nie spodziewał - o Zaynie. 

Rano postanowiłam pominąć pierwsze zajęcia i tym sposobem sprezentować sobie dodatkowe półtorej godziny snu. Żeby zaoszczędzić kolejne cenne minuty, postanowiłam też darować sobie poranne mycie włosów i jedynie splątać je w koka na czubku głowy. Urwałam też kilka minut odpuszczając sobie śniadanie i kawę, które zamierzałam kupić po drodze. Ostatecznie zrezygnowałam także z makijażu i podniosłam się z łóżka dwadzieścia minut przed wyjściem z domu.

W autobusie odpisałam Polly, Mandy i Fredowi na pytania, czemu nie było mnie na pierwszych zajęciach. Każde z nich napisało do mnie osobnego smsa, jakby nie mogli się dogadać między sobą. Dziwaki.

Odezwałam się też do Erin, początkowo zagadując tylko o wczorajszy wieczór i zdrowie Liama. Zupełnie bezinteresownie zapytałam o jej plany na dziś, byśmy może odbiły sobie wczorajsze odwołane spotkanie. Odniosłam jednak wrażenie, że domyśliła się mojej nie do końca szczerej bezinteresowności. Bo z jednej strony napisała, że Liama na dobre rozłożyła grypa, ale z drugiej stwierdziła, że chłopak przecież poradzi sobie bez niej przez dwie lub trzy godziny i możemy spotkać się wieczorem po mojej pracy na drinka.

Ja: Odlot ♥ Wybierz miejscówkę i widzimy się po 18.

Wysłałam wiadomość i schowałam telefon do torebki, by chwilę później wysiąść z autobusu.

Do rozpoczęcia kolejnych zajęć miałam jeszcze prawie dwadzieścia minut, ale zimny wiatr nie zachęcał do dłuższego pozostania na dworze, więc przyspieszyłam kroku, chcąc znaleźć się w ciepłych murach uczelni jak najszybciej.

Polly: Będziesz dziś w ogóle na zajęciach?

Ja: Yup. Idę po kawę i batona, będę na 1. piętrze za moment.

Polly: Ok.

Polly: Kupo.

O dziwo, przy automacie nie było kolejki. Mój szczęśliwy dzień. Kupiłam sobie dużą, czarną kawę, Snickersa i po krótkim zastanowieniu paczkę sezamków. Nie wzięłam żadnego jedzenia z domu, od razu po zajęciach jechałam do sklepu, a zaraz po pracy na spotkanie z Erin. Baton i paczka sezamków, to najprawdopodobniej moja cała dzisiejsza dieta.

Uważając, by nie rozlać kawy, skierowałam się na drugie piętro pod salę,w  której mieliśmy mieć kolejne zajęcia. Udało mi się pokonać schody bez zalania siebie i podłogi. Sukces! Przystanęłam na chwilę, by uspokoić napój, który niebezpiecznie zbliżał się do brzegów kubka i przy okazji rozejrzałam się też w poszukiwaniu znajomych. Nie musiałam szukać długo. Fred stał przodem do mnie, górując swoim wzrostem nad większością studentów. Naprzeciw niego stały dwie brunetki. Upiłam łyka kawy z kubka, parząc sobie język i gardło, a potem ruszyłam w stronę trójki kłócącej się na środku korytarza.

Zapatrzyłam się na Polly i Amandę stwierdzając, że gdyby nie różnica w długości włosów, naprawdę ciężko byłoby je rozróżnić od tyłu. Poza tym, że Mandy miała krótkie do ramion włosy, miała też trochę szersze biodra i była niższa, co jednak niwelowała butami na obcasie, równając się dzięki temu wzrostem z długowłosą Polly, która zdecydowanie bardziej wolała obuwie na płaskiej podeszwie.

Z twarzy za to były totalnie inne, chociaż i tak wielu brało je za siostry, czego ja nie potrafiłam zrozumieć. Miały zupełnie inne kolory oczu, inne nosy, inne kształty twarzy. Nawet kolorem karnacji się różniły, ponieważ Polly w swoich najbledszych momentach wyglądała jak Mandy po całych wakacjach spędzonych na hiszpańskiej plaży. A jednak wciąż dla wielu ludzi były do siebie podobne jak siostry.

(un)Twisted [z.m. ff] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz