29. Na kacu zawsze jestem głodny.

903 92 55
                                    

Z baru wyszliśmy dopiero koło drugiej. Oprócz Zayna odwiozłam do domu także Nialla, przez co do swojego mieszkania dotarłam na trzecią. Objadłam się sporo stresu przy parkowaniu, bo znalezienie wolnego miejsca wcale nie było łatwe, a kiedy już znalazłam, było dość wąskie. Na szczęście udało mi się wjechać w nie bez uszkadzania żadnego auta. Potem trzy razy upewniłam się, czy aby na pewno je zamknęłam, zanim w końcu poszłam do siebie.

Rano niestety nie mogłam odpuścić sobie zajęć. Nie tym razem. Za to dzięki chwilowemu posiadania auta, którym dojazd będzie z pewnością szybszy, niż autobusem, miałam kilka minut więcej do przespania. Co niestety i tak nie było wystarczającą ilością, ale musiało mi to wystarczyć. Przynajmniej do popołudnia. Zamierzałam urwać się z tego ostatniego wykładu i wrócić do domu, by przespać się chociaż godzinkę, zanim Maya do mnie przyjedzie.

W trakcie dnia na konwersacji grupowej, którą wczoraj utworzyliśmy, pojawiały się pełne cierpienia wiadomości od Harry'ego, Zayna, Lottie i właściwie wszystkich, którzy wczoraj pili. Kulturalne, lekkie świętowanie dwoma piwami zmieniło się w dość mocne picie mimo, że każdy miał dziś pracę lub zajęcia. Naprawdę cieszyłam się, że mnie dziś ominął kac. I cieszyłam się też, że jutro również będę miała przywilej niepicia, bo coś czułam, że będzie jeszcze mocniej, niż wczoraj.

Na ostatnim dla mnie wykładzie zaczęłam pisać z Zaynem odnośnie odstawienia jego auta pod studio tatuażu. Chłopak stwierdził, że chyba ciągle jeszcze jest pijany i woli nie kierować dziś w ogóle. Poprosił mnie, bym przetrzymała jego samochód jeszcze do jutra, bo nie chciał zostawiać go na noc na parkingu pod pracą. Oczywiście zgodziłam się, bo dla mnie nie był to żaden problem, a nawet przeciwnie, duże udogodnienie. Stwierdziłam, że skoro mam auto jeszcze na dzisiejsze popołudnie, wykorzystam je i zrobię porządne, duże zakupy.

- Drodzy państwo, zanim zakończę dzisiejsze zajęcia, proszę jeszcze o chwilę uwagi. - Głos profesorki, która prowadziła wykład spowodował, że zablokowałam telefon, odkładając go na ławkę. - Profesor Henricks prosił o przekazanie państwu informacji, że z przyczyn od niego niezależnych musi odwołać dzisiejszy wykład - oznajmiła, a na sali zrobiło się głośniej od szeptów i rozmów. Coś sporo tych zajęć ostatnio odwołują... Mają już nas wszystkich dość? - Materiały prześle wam drogą elektroniczną. Prosi o zapoznanie się z nimi, a na kolejnym spotkaniu sprawdzi waszą wiedzę - dodała głośniej, próbując przebić się przez głosy studentów, które ucichły na jej podniesiony ton. - To wszystko na dziś. Miłego weekendu.

- Hell yeah! - Fred wyskoczył do góry z radości, a Mandy i Polly przybiły sobie piątki. - To co? Jednak łyżwy? A może kawa? Ciastko? Piwo? Melanż?

- Ja zamierzam iść do domu i zrobić w końcu pranie - odpowiedziała Polly. - Powoli kończą mi się czyste ubrania. Że o bieliźnie nie wspomnę. Jutro będę musiała chodzić bez stanika.

- Super! Mogę wpaść? - Fred szturchnął ją w bok, kiedy wychodziliśmy na korytarz. W odpowiedzi dostał po głowie, czym w ogóle się nie przejął. - Oj daj spokój, zrobisz pranie wieczorem! Albo jutro! Albo w niedzielę...

- Później muszę jeszcze ogarnąć mieszkanie. A wieczorem robię sobie SPA.

- Lamus - prychnął. - A wy laski? - Wcisnął się między mnie a Mandy, zarzucając ręce na nasze ramiona.

- Piwo i obiad? Wchodzę w to! - powiedziała brunetka i oboje spojrzeli wyczekująco na mnie.

- Jadę na zakupy, a potem zrobię jakiś obiad w domu. Maya dziś do mnie przyjeżdża.

- Raaany. Jesteście takie nudne - prychnął Fred, zabierając ode mnie swoją rękę. - To nara, widzimy się w poniedziałek - rzucił i pociągnął Mandy w stronę wyjścia głównego. Ja zatrzymałam się przy bocznym wyjściu, z którego bliżej było na parking.

- Polly, mogę cię podrzucić, skoro wracasz do domu - zawołałam za trójką, która szła dalej. - Jadę w twoim kierunku.

Nagle całą trójką się zatrzymali, spoglądając na mnie podejrzliwie.

- Skąd masz auto? - Fred patrzył na mnie spod przymrużonych oczu, kiedy cała trójka kierowała się w moją stronę. Pokrótce wyjaśniłam im, jak weszłam w chwilowe posiadanie samochodu Zayna, a oni jak zwykle zrobili z tego sprawę większą, niż była faktycznie upierając się przy tym, że Zayn to mój chłopak. Skwitowałam ich zachowanie krótkim stwierdzeniem, że zachowują się jak dzieciaki, a potem wyszłam na dwór. Polly szybko mnie dogoniła, nie mogąc oprzeć się podwózce. 

Zrobiłam w markecie naprawdę ogromne zakupy, robiąc sobie spore zapasy produktów spożywczych z długim terminem przydatności i wszelkich innych artykułów, których regularnie używałam. Wydałam mnóstwo kasy, zapchałam prawie cały bagażnik, ale było warto, bo przynajmniej z kupnem wielu rzeczy będę miała spokój na jakiś czas. Zanim zniosłam wszystko do domu, zrobiłam trzy kursy z auta do mieszkania, a potem przez kilka minut biegałam po kuchni i całym mieszkaniu, rozpakowując wszystkie zakupy. Jak już z tym skończyłam, zrobiłam sobie pół godzinną przerwę przed zabraniem się za robienie obiadu. Kompletnie tego nie przemyślałam, bo nie spodziewałam się siostry wcześniej niż o osiemnastej, a jedzenie gotowe było już na siedemnastą. Trudno. Będzie musiała zadowolić się odgrzewanym. 

Nałożyłam sobie porcję makaronu z sosem na talerz, nalałam soku do szklanki i usiadłam przy wysokim blacie w kuchni. Nabiłam dwie rurki na widelec, wypaciałam je w sosie i już chwilę później rozpływałam się nad pysznym smakiem obiadu. Co jak co, ale to danie wychodziło mi naprawdę cudownie.

Niestety nie dane było mi rozpływać się nad moimi zdolnościami kulinarnymi dłużej, ponieważ ktoś właśnie zadzwonił do moich drzwi. Czyżby Pedro przywiózł swoją córkę tak wcześnie?

Wytarłam usta i podeszłam do drzwi, wcześniej upewniając się jeszcze, czy aby na pewno nie mam gdzieś na buzi resztek jedzenia. Dopiero wtedy otworzyłam drzwi, z zaskoczeniem przyjmując widok Harry'ego i Zayna.

- Cześć, Dee. - Styles uśmiechnął się szeroko, cmoknął mnie w policzek i wszedł do mojego mieszkania. Zaraz po nim to samo zrobił Zayn. - Narobiłaś mi smaku tym obiadem, więc zgarnąłem Zayna z roboty, bo ponoć wczoraj mu to obiecałem i przyjechaliśmy do ciebie, skoro nas tak zapraszałaś - powiedział, nawiązując do wiadomości, które wysyłałam na naszej grupie. Faktycznie, chwaliłam się obiadem, który zrobiłam i zapraszałam wszystkich, ale nie sądziłam, że ktokolwiek na serio się zjawi. Dobrze, że zrobiłam naprawdę dużą porcję, która miała starczyć mi i Mai na cały weekend. 

- W takim razie zapraszam do kuchni. - Machnęłam ręką w stronę wskazanego pomieszczenia. Harry poszedł tam od razu po zostawieniu kurtki na wieszaku, za to Zayn poczekał, aż zasunę zamek w drzwiach.

- Ja stawiam, że chciał się zobaczyć z Mayą - mruknął do mnie cicho, by szatyn go nie słyszał.

- Mówiłam ci już, że wyolbrzymiasz. - Pokręciłam głową, bo naprawdę nie wydawało mi się, by Harry miał mieć coś do mojej siostry. Owszem, lubił ją, tak samo zresztą jak reszta ekipy, ale nie sądziłam, by było w tym coś więcej. - Siadaj, zaraz wam nałożę. 

Stojąc tyłem do chłopaków zaczęłam nakładać im jedzenie, a kiedy już skończyłam i odwróciłam się, by je podać, parsknęłam śmiechem widząc, że Harry dorwał się do mojego talerza.

- No co? Na kacu zawsze jestem głodny. - Wzruszył tylko ramionami i kontynuował jedzenie. Zayn za to wyglądał zażenowany zachowaniem przyjaciela i posłał mi przepraszające spojrzenie.

- Smacznego. - Postawiłam przed chłopakiem jeden talerz, drugi zostawiając dla siebie. Przyniosłam również dodatkowe szklanki, by nalać im soku i dopiero wtedy mogłam spokojnie zabrać się do jedzenia.

- - -

Krótki i w sumie znowu taki nijaki. Bleeee.

W nagrodę koło 23 postaram dodać się jeszcze jeden, jeśli dzięki temu przebaczycie mi ten marny rozdział.

A co myślicie o teorii Zayna? Ma rację i Harry'ego faktycznie ciągnie do Mai? Hm, hm, hmm?

(un)Twisted [z.m. ff] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz