26. Miał być zazdrosny?

1K 90 24
                                    

Pierwszego lutego pierwsze, co zrobiłam po przebudzeniu, było zadzwonienie do Harry'ego z życzeniami urodzinowymi. I chociaż go obudziłam (no bo skąd mogłam wiedzieć, że będzie jeszcze spał o dziewiątej rano w czwartek?), to nawet nie był zły, bo ponoć złożyłam mu jedne z najpiękniejszych życzeń, jakie w życiu słyszał.

Rozmawialiśmy cały czas, kiedy zarówno ja, jak i on robiliśmy sobie śniadanie. Rozłączyliśmy się dopiero, kiedy oboje musieliśmy je w końcu zjeść. Wcześniej jednak Harry przypomniał mi, że już dziś zaczynamy świętowanie jego urodzin i wieczorem wychodzimy do baru dosłownie na dwa piwa. Obiecał nawet, że przyjedzie po mnie na uczelnię po drodze z pracy, bo ja kończyłam o szesnastej trzydzieści, a on o siedemnastej. Wybornie.

W południe zjawiłam się na uczelni na jedne z ciekawszych zajęć. Później czekał nas już trochę mniej ciekawy wykład. W dziesięciominutowej przerwie między zajęciami jak zwykle siedziałam z Amandą, Fredem i Polly. Ta ostatnia domagała się, żebym pokazała jej tatuaż, którego jeszcze nie widziała. Początek tygodnia na uczelni opuściła z powodu choroby i teraz pewnie też jeszcze siedziałaby w domu, gdyby nie nasze ulubione zajęcia. A skoro przyszła już na te jedne, postanowiła zostać i na drugie.

- Polly, pokazywałam ci zdjęcie. Nie będę się przecież rozbierać na środku korytarza.

- Och, no naprawdę - westchnęła. - Jakby nikt tu cycków nie widział.

- Zaprezentuj nam, proszę - odezwał się Fred, za co został przez dziewczynę zdzielony książką przez łeb. 

- I co, ten twój gorący tatuażysta ci robił tę dziarkę tak? - zapytała Amanda. - Skorzystał z okazji i zmacał twoje bułeczki? - wyszczerzyła się głupio, a Polly od razu podłapała. 

 - Ja tam myślę, że już dawno zmacał jej bułeczki.

- Och, Boże - jęknęłam zniesmaczona. - Co wy, w gimnazjum jesteście? Chodźcie, profesor przyszedł. - Podniosłam się z podłogi i weszłam do sali, ignorując chichoty dziewczyn za mną.

Dokuczały mi przez pół wykładu, a potem całą drogę z górnej auli do wyjścia.

- Dobra, dzieciaki. - Wcięłam się w ich głupie gadanie. -  Ja się zawijam do "Uderzczołemwklawiaturę"...

- Po co? - zapytała Mandy, a ja wywróciłam oczami.

- Gdybyś mnie słuchała na wykładzie, zamiast pieprzyć o tym, co macał, a czego nie macał Zayn, to byś wiedziała - odpowiedziałam, zakładając na siebie kurtkę, a potem czapkę.

- Ten gość, który ostatnio tu na nią czekał, ma ją zabrać gdzieś po pracy - wyjaśnił Fred.

- Mówiłaś, że z nim nie kręcisz...

- Bo nie kręcę! - uniosłam się, mając ochotę udusić Polly. - Idziemy dziś do baru opić jego urodziny. Ma mnie odebrać, bo pracuje niedaleko i kończy za pół godziny. W międzyczasie zjem szarlotkę i wypiję czekoladę. Kolacja jak znalazł.

- A gorący tatuażysta też będzie? - wyszczerzyła się Mandy, nakręcając na palec kosmyk swoich długich, czarnych włosów w kokieteryjnym geście.

- Nie wiem - odpowiedziałam, chociaż byłam prawie pewna, że będzie. Nie zamierzałam jednak dawać im pożywki. - Do jutra, zboczeńce. - Puściłam całej trójce buziaka w powietrzu i wyszłam z budynku, kierując się w stronę kawiarni. Chwilę później dogonił mnie Fred, który stwierdził, że narobiłam mu chęci na tą szarlotkę. Ucieszyłam się z towarzystwa i wzięłam go pod ramię, ciągnąc przed siebie.

Z racji tego, że profesor wypuścił nas z zajęć trochę wcześniej, o szesnastej trzydzieści siedzieliśmy już z szarotką i czekoladą w kawiarni. Harry napisał, że odrobinę się spóźni i poprosił o wzięcie dla niego na wynos jednej kawy, więc ustawiłam sobie przypomnienie na siedemnastą pięć. Powinna być gotowa akurat, kiedy przyjedzie i odrobinę już przestygnąć.

(un)Twisted [z.m. ff] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz